Pokiwałem głową na jego słowa i odebrałem od niego listę, by przejrzeć rzeczy, które na niej zapisał. Oczywiście to nie tak, że mu nie wierzyłem, wierzyłem, ale też mogły pojawić się rzeczy, o których przygotowanie poprosiłem i trzeba je będzie wykreślić. A może sam na coś wpadnę? Dwa różne spojrzenia to zdecydowanie lepsze, niż jedno, zwłaszcza, że przecież mamy taką możliwość.
- Popodpisuj się obok mnie – poprosiłem, podając mu dokumenty, które skrupulatnie wypełniałem przez ostatnie... dwie godziny. Chyba coś około tego. Nie najgorszy czas. Gdybym pracował sam, pewnie dopiero teraz zabierałbym się za drugą część pracy, która mogłaby mi zająć dłużej niż Haru z tego powodu, że ja się zwyczajnie na tym nie znałem, a przynajmniej nie tak dobrze, jak on.
Haru westchnął ciężko, ale posłusznie zabrał się za to, o co go poprosiłem. Ciekawe, czy tym razem czytał, co podpisuje, czy może znów zaufał mi w ciemno i po prostu zrobi to, o co go poprosiłem. Sądząc jednak po tym, jak szybko przeglądał kartki i zostawiał na nich swój podpis, to tak średnio interesowało to, co tam było napisane. Mam nadzieję, że naprawdę tak mi ufa, że nie czyta, a nie tylko mi taki kit wciska, bo naprawdę się czuję zobligowany do tego, by go pilnować, zwłaszcza teraz, kiedy jest moim mężem.
- Myślę, że jeszcze jajka byłyby całkiem dobrą opcją. Raczej nie powinny się tak szybko zepsuć. Zresztą, nie musimy ich brać nie wiadomo ile. A jak jajka, to jeszcze może patelnię? – zaproponowałem, po przejrzeniu jego listy.
- Można wziąć, ale wiesz, też nie chcę brać za dużo, by koni nie przeciążyć – wyjaśnił mi swoje widzenie, a jego niewiedza była naprawdę urocza.
- Na szczęście Ignis jest takim typem konia, który miał być w stanie udźwignąć rosłego chłopa w płytowej zbroi oraz swoją własną, ciężką ochronę. Nie jestem ani rosłym chłopem, ani nie będę w ciężkiej zbroi, i też będzie miał zwykle siodło. Myślę, że wszystkie nasze rzeczy łącznie nie będą tak ciężkie jak to, do czego jest przystosowany, także na spokojnie – powiedziałem, nie widząc w tym problemu.
- Jak tak sobie sięgam pamięcią, to chyba tylko on jest takim rosłym koniem, prawda? Z jakiegoś konkretnego powodu? – spytał, nawet tym zainteresowany tym tematem.
- Ponieważ miałem zostać rycerzem, a tylko konie zimnokrwiste są w stanie utrzymać rycerza z całym rynsztunkiem. I najpewniej bym nim został, ale babka ingerowała, i pomimo ukończenia szkoły nie otrzymałem tytułu. Przynajmniej mam wspaniałego wierzchowca, który w mojej obronie rzuca się na wściekłe wilkołaki – wyjaśniłem, dopisując do listy właśnie te dwie rzeczy, o których mu mówiłem wcześniej.
- Tak, i teraz mnie nie lubi – mruknął posępnie, oddając mi dokumenty.
- Gdyby cię nie lubił, próbowałby cię ugryźć za każdym razem, kiedy się przy nim kręcisz, dlatego uwierz mi, nie jest źle. No dobrze, wydaje mi się, że wszystko na liście jest, i chyba nawet uda nam się jutro wyjechać – dodałem zadowolony, ponieważ pomimo delikatnej obsuwy w czasie jest szansa na to, że uda nam się zrealizować nasz plan.
- Więc co robimy z resztą wolnego dnia? – spytał, wstając z krzesła, by podejść do mnie i położyć dłonie na moich biodrach.
- Dam służącym tę listę, wyślę dokumenty i musimy się pakować, mój drogi. Ja tam tylko muszę dopakować kilka rzeczy, ale ty chyba jeszcze w ogóle nawet nie zacząłeś, co? – odpowiedziałem pytaniem, unosząc wymownie jedną brew. Nie wiem, co takiego miał na myśli, ale jego plany trzeba przełożyć, dopóki nie będziemy spakowani. A po tym możemy robić, na co tylko ma ochotę.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz