Głęboko oddychałem, starając się ukryć towarzyszący mi ból, w końcu nic złego się nie stało, to tylko oparzenie, zaraz je uleczę i wszystko będzie dobrze.
- Tak spokojnie nie martw się - Dzięki wodzie która znajdowała się przy mnie i moich mocach dość szybko złagodziłem ból, lecząc oparzenie. - Już wszystko jest dobrze, spójrz - Pokazałem mu dłoń, uśmiechając się do niego łagodnie.
- Tego się spodziewałem, tracisz kontrolę i cała nauka idzie w las - Dziadek oczywiście był jak zawsze przemądrzały, ja rozumiem, że to mądry człowiek, ale w tej chwili to przez niego zostałem opatrzony.
- Dziadku proszę cię, przestań, zdenerwowałeś go, Sorey ma rację, rozdzielasz nas specjalnie, robiąc nam obojgu krzywdę, jeśli wciąż chcesz grać w swoją grę, odejdziemy stąd - Pierwszy raz w życiu postawiłem się dziadkowi, zły na niego za to, co zrobił, to przez niego byłem oparzony, to jego wina.
- I co zrobisz? Jak mu pomożesz - Kpiący głos dziadka zdenerwował mnie jeszcze bardziej.
- Tak jak zawsze swoją bliskością, nie widzisz, że się stara? Gdybyś nie był taki uparty i nie zabraniał nam być razem, już dawno osiągnąłby to, na co tak ciężko pracuje- Zezłościłem się jak nigdy, mając już dość tych głupich gierek, ta samotność chyba za mocno we mnie uderzyła, a i ból spowodowany tylko i wyłącznie przez dziadka zdenerwował mnie jeszcze bardziej.
Staruszek walczył ze mną na spojrzenia, pod którym miałem się ugiąć, o nie jego niedoczekanie dość już tego ulegania teraz to ja pokaże mu jak silny i uparty potrafię być.
Dziadek nie odrywał ode mnie swojego ciężkiego spojrzenia, które w środku rozrywało mnie na wskroś, ja jednak nie mogłem tego mu pokazać, teraz ja postawie się dziadkowi w obronie tego, którego kocham.
Mężczyzna, dostrzegając moją zawziętość i czując złość, która wręcz wypływała ze mnie z każdej strony, ciężko westchnął, machając dłonią, gasząc moją złość i zapał do obrony ukochanego.
- Ochłoń, stajesz się po woli taki jak on, nieopierzony, złośliwy i nieczysty. Nie tego ci uczyłem, zmieniłeś się przy nim i już nie jesteś taki sam, nie tak cię wychowałem - Jeśli myśli, że jego słowa coś zmienią, to się grubo myli, dla niego mogę być smakiem, głupcem i czym tylko chce, musi jednak pojąć, że ani ja, ani Sorey nie jesteśmy już dziećmi, mamy rodzinę, dzieci, które są wspaniałe i nie chcemy tego tracić tylko dlatego, że on uważa to za słuszne..
Nie opowiedziałem, niech mówi, co chce, to mnie nie obchodzi, teraz najważniejsze jest to, aby mógł mieć męża przy sobie.
- Niech wam będzie, mieszkasz w chatce daleko od innych istot, Sorey może z tobą zamieszkać, ma zakaz pokazywania się innym, póki znów nie będzie wyglądał jak dawniej i codziennie chcę go widzieć na treningu tak, aby nikt go nie dostrzegł - Dziadek odpuścił, dał nam żyć tak, jak tego chcieliśmy. - Jutro po 12 masz być u mnie - Dodał, groźnym głosem odchodząc w głąb lasu, który znajdował się leży jeziorze.
- Udało się, Sorey udało - Szczęśliwy przytuliłem się do niego, nie bojąc się poparzenia, to niewielki problem.
Mój Sorey, obioł mnie delikatnie, ciesząc się wraz ze mną.
- Cieszę się owieczko i to bardzo - Ucałował moje czoło, a ja z uśmiechem na ustach spojrzałem mu w oczy.
- Chodź - Delikatnie pociągnąłem go za sobą do chatki, w której mieszkałem, pozwalając Psotce zostać na dworze. Chatka nie była zbyt duża. Łóżko małżeńskie i mała kuchnia, niewiele, ale mi do szczęścia wystarczało. - Spójrz - Stanąłem wraz z nim przy lustrze, pokazując mu jego odbicie, które znów było takie jak dawniej. Jego ciało bez żadnej blizny i oczy znów tak piękne i przeze mnie lubiane.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz