Wierzyłem w niego, doskonale wiedząc, że sobie poradzi i chociaż bardzo chciałby, być przy nim wiem, że dziadek ma rację, musi nauczyć się sam panować nad sobą, nie zawsze będę w stanie stać za nim i mu pomóc, z resztą i ja czasem mogę nie dać mu rady sam.
- Do zobaczenia - Ucałowałem jego usta, rzucając mu łagodny uśmiech, opuszczają chatkę z nadzieją, że dziadek będzie w stanie mu pomóc, bo jeśli on mu nie pomoże, to obawiam się, że już nikt nie będzie w stanie tego zrobić.
I mimo niepewności i braku chęci na opuszczenie męża postanowiłem poszukać nasze dzieci, które gdzieś tu były, całe, zdrowe i bezpieczne, a to jest najważniejsze dla mnie jako ich rodzica.
Moje pociechy znajdowały się nad wodą, relaksując się przy szumie wody, która potrafi wyciszać i może nawet uszczęśliwiać.
- Mama - Nim zdążyłem do nich bliżej, podejść Hana dostrzegła mnie, skupiając spojrzenie wszystkich moich dzieci, a nawet wnuków, którzy jak się okazało, znajdowały się z dziećmi. - Gdzie jest tata? - Gdy tylko podszedłem bliżej, od razu usłyszałem pytania związane z brakiem obecności ich ukochanego taty, którego naprawdę dawano, nie widziały, ja zresztą też nie miałem szans się nim nacieszyć, niby mieliśmy okazje spędzić ze sobą trzy dni, jednak co to są trzy dni po roku jego nieobecności.
- Niedługo go zobaczycie, w tej chwili jest u dziadka, trochę się od niego ucząc - Wyjaśniłem, na szczęście dzieci nie dopytywały, a ja miałem okazje spędzić z nimi czas, starając się nie martwić o mojego męża, który beze mnie może sobie nie poradzić, mimo wiary w niego i tak chciałbym mieć go przy swoim boku.
Do wieczora przebywałem z dziećmi, obserwując wodę spokojnie sobie płynącą i nasze zwierzaki, które bawiły się, biegały i dokuczały sobie nawzajem, świetne się przy tym bawiąc.
Nadszedł jednak czas do zamknięciu się w chatce i zaśnięciem, wyczekując cierpliwie kolejnego dnia, w którym to może jednak będę miał szansę spotkać się z mężem.
Niestety dziadek nie pozwalam mi go zobaczyć ani chociaż porozmawiać. Uważał, że Sorey robi postępy, a kontakt ze mną może ten postęp cofnąć.
Wierząc w jego słowa, nie nalegałem, mimo że bardzo chciałem go zobaczyć, przytulić, poczuć jego ciało. Nie chcąc mu jednak przeszkadzać, zajmowałem się innymi ważnymi sprawami, mając sporo czasu i chęci zajęcia się czymś, aby nie myśleć, wróciłem do naszego dawnego domu, zjawiłem się u króla, któremu opowiedziałem o naszym opuszczeniu tego miasta i chęci sprzedania domu, aby mieć za co kupić nowy dom. Król, jako że byłem jego ojcem chrzestnym, król chętniej pomagał mi w niektórych skomplikowanych sprawach.
Mężczyzna odkupił nasz dom, pozwalając mi przetrzymać tam nasze rzeczy do momentu znalezienia i kupienia nowego domu.
Szczęśliwy jak jeszcze nigdy dotąd, podziękowałem zabierając pieniądze ze sobą, mogąc powrócić do Azylu, gdzie miałem już nadzieję na spotkanie mojego męża chociażby na kilka chwil.
W tej chwili musiałem najpierw zadbać o bezpieczny powrót do naszego tymczasowego schronu, nie chcąc na swojej drodze spotkać demona lub innego potwora, z którym musiałbym walczyć, aby uchronić się przed krzywdą, która może mi się stać, tylko dlatego, że na chwilę spuszczę wzrok.
Na moje szczęście podróż zakończyła się spokojnie i bezpiecznie pozwalając mi w tej chwili, chociaż spróbować spotkać się z moim mężem i przekazać u dobre wieści.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz