Nim Mikleo odszedł ode mnie, chwyciłem go za dłoń, nie chcąc, by mi stąd znikał. Dopiero co się zobaczyliśmy. Założę się, że nawet nie mięło te dziesięć minut, dziadek tak powiedział, bo jakoś tak za szybko przyszedł. Zresztą, nawet jeżeli faktycznie to było dziesięć minut, to co to dziesięć minut miało znaczyć w obliczu... ile ja tutaj byłem? Nawet nie wiem. Mogłem się o to spytać Mikleo, ale całkowicie mi to z głowy wypadło. Po prostu... nie chcę, by już stąd znikał. To nadal za mało. Nie dość, że musiałem nadrobić zaległości związane z jego zwyczajną obecnością, bliskością, to jeszcze musieliśmy porozmawiać, zwłaszcza o tym, co zrobił. Czemu sprzedawał dom? Przecież on był z nami od... od zawsze chyba. To było pierwsze miejsce, które mogliśmy oboje nazwać domem, w którym byliśmy bezpieczni. I które to musiał sprzedać tylko i wyłącznie ze względu na mnie, bo nie mogę już pojawić się w tym mieście, nawet jeżeli uda już mi się zapanować nad tym, jak wyglądam. Za dobrze mnie znali, zauważyli by prędzej czy później, że coś jest nie tak ze mną. Myślałem jednak, że Mikleo zostawi go dla naszych dzieci, albo że prędzej czy później do niego wrócimy, ale Mikleo już najwidoczniej postawił na tym miejscu krzyżyk. Albo po prostu musiał to zrobić, bo inaczej nie mielibyśmy pieniędzy na zakup nowego domu. Tak czy siak, to moja wina.
- Skup się na nauce, i niedługo znów będziemy razem – powiedział, uśmiechając się łagodnie i wyrwał swoją dłoń z mojego uścisku.
I znów zostałem sam, z jeszcze silniejszymi wyrzutami sumienia, które kręciły się wokół sprzedanego domu. Teraz już nie mamy miejsca, które byłoby tylko dla nas.
Po tych informacjach ciężko było mi się skupić na ćwiczeniach, więc nie zrobiłem żadnych progresów, i to nie obeszło się bez uszczypliwych komentarzy dziadka na mój temat. Że się nie staram, że idzie mi beznadziejnie, że niepotrzebnie pozwolił Mikleo tu wejść i że następnym razem zobaczymy się dopiero, kiedy mi się uda ukryć wszystko, nawet jakby to miało trwać rok. Te słowa bardzo mnie przybiły. Kolejny rok bez Mikleo? To ja chyba już wolę umrzeć.
Dziadek w pewnym momencie został gdzieś wezwany i zostawił mnie samego. Zazwyczaj zawsze zamykał drzwi na klucz, ale dzisiaj nie usłyszałem, żeby go przekręcał. To mnie zaintrygowało. Może zaraz wróci?
Albo zapomniał?
Bardzo korciło mnie, by wyjść i sprawdzić, ale przez kilka długich chwil grzecznie czekałem w pokoju. W końcu jednak pokusa wyjścia zwyciężyła. Miałem dosyć tych paskudnych czterech ścian. Musiałem wyjść na zewnątrz, i znaleźć Mikleo. Tych dwóch rzeczy potrzebowałem w tym momencie strasznie. Podszedłem więc do klamki, nacisnąłem ją, a drzwi ustąpiły. Serce zabiło mi szybciej, kiedy w końcu przekroczyłem próg.
Od razu wziąłem głęboki wdech, ciesząc się tym powietrzem. Przymknąłem oczy, ciesząc się promieniami słońca na mojej twarzy. Do niedawna w ogóle nie zwracałem na to uwagi, dopiero teraz zdałem sobie sprawę, jakie to niesamowite. Po chwili oddechu chciałem już zacząć szukać Mikleo, ale zdałem sobie sprawę, że on pewnie w tej bardziej zamieszkałej części Azylu, a moje oczy pewnie dalej są paskudne. Nie chciałem jednak wracać do środka. Skorzystałem z tego, że chatka znajduje się na brzegu lasu, i właśnie się tam skierowałem. Chciałem trochę pobyć na świeżym powietrzu. Dzięki temu, że moja demoniczna aura jest już ukryta, tak szybko mnie nie znajdą. Ukryję się na jakimś drzewie, i odpocznę od tych czterech paskudnych ścian. Gdybym tylko mógł odpocząć z Mikim... ale wolę nie ryzykować tego, że ktokolwiek, w tym dzieci, mnie zobaczą. I tak dzieciom prędzej czy później będę musiał powiedzieć, ale nie chcę już teraz dostrzegać rozczarowania i przerażenia w ich oczach. Tak więc w tej chwili byłem totalnie sam, tak jak być powinno.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz