Dostając szansę na ucieczkę, od razu ją wykorzystałem, chwytając chłopaka w łapy, wzbijając się w powietrze.
Coś kazało mi zabrać go ze sobą, nie znałem go, a może nie pamiętałem o nim.
Starałem się wzbić wyżej, w powietrze co nie bardzo mi wychodziło, jedno z moich skrzydeł zostało mocno uszkodzone. Wzbicie się wyżej ponad chmury, aby ukryć się przed ludźmi, było wręcz niemożliwe, traciłem siły nawet na niewielkich wysokościach, potrzebowałem przerwy, nie mogłem już dłużej lecieć.
Z wielkim trudem wylądowałem, puszczając człowieka trzymanego w łapach na bezpiecznej wysokości, aby nie zrobić mu krzywdy, skupiając się na własnym lądowaniu, które nie było takie proste i przyjemne jak mogłoby się wydawać.
Zatrzymałem się prawie że na drzewach, niszcząc może kilka sztuk wielkim pyskiem, cichy pomruk niezadowolenia wydobył się z mojego gardła, gdy mój pysk zbliżył się do wody, wyglądałem jak wielkie nieszczęście, ci ludzie naprawdę chcieli mnie zabić, tylko ten jeden człowiek próbował mnie ocalić. Uniosłem łeb znad wody, przyglądając się stojącemu w bezruchu stworzeniu, może lekko go wystraszyłem swoim zachowaniem, nie byłbym tym zaskoczony, jestem wielkim stworem, który porwał człowieka, rannego człowieka, zbliżyłem do niego swój pysk, przyglądając mu się uważnie, warcząc głośno, gdy tylko próbował wyciągnąć w moją stronę dłoń, nie chciałem być dotykany, ludzie to istoty zdradliwe, krzywdzą dla własnych celi, nie bacząc na to, co stanie się później, nie zasługują na ten świat.
- Mikleo - Chłopak odezwał się, a w jego głosie słyszałem zmartwienie, nie wiedziałem, do kogo się zwraca, czyżby ktoś tu był? Niespokojnie rozejrzałem się, nie wiedząc nikogo, byłem tylko on i ja, czyżby zwracał się do mnie? Tak mam na imię? Dlaczego tego nie pamiętam? Dlaczego nie pamiętam, kim on jest i – co gorsza – kim ja jestem? - Ty nie pamiętasz - Dodał, cichym szeptem, gdybym nie był wielkim gadem ze słychem doskonałym, chyba bym tego nie usłyszał.
Nie rozumiałem, czemu do mnie mówi, boi się mnie, a mimo to stara się podejść, budzi to niepewność w moim sercu, odepchnąłem go ogonem nie za mocno, aby nie zrobić mu krzywdy, przez przypadek wpychając go do wody, krople wody uderzające w mój pysk wywołały pewne wspomnienie. Wszystko wydarzyło się nad wodą, on tam był, byłem z nim chyba i ja, wyglądałem jak człowiek, czyżbym zapomniał, kim naprawdę jestem? Nim zdążyłem przypomnieć sobie coś jeszcze, krótkie wspomnienie znikło, zastępując je pustką. Nic więcej nie mogłem sobie w tej chwili przypomnieć.
- Chyba sobie zasłurzyłem - Usłyszałem gdy człowiek wyszedł z wody, jego rana powoli się goiła, może nie był takim zwyczajnym człowiek, a może to ja nie byłem już sobą. Co się stało? Kim byłem? W mojej głowie kłębiło się mnóstwo pytań, na które odpowiedzi nie znałem.
Położyłem łeb na ciepłej trawie grzanej słonecznymi promieniami, byłem zmęczony, ta przygoda kosztowała mnie naprawdę wiele, musiałem odpocząć, chociaż na chwilę, rzuciłem ludzkiej istocie ostrzegawcze spojrzenie, lepiej niech nie kombinuje, gdy nie będę patrzył. Może odejść, jest bezpieczny, nie może za to się do mnie zbliżyć, nie chce tego, mój instynkt kazał mi go ratować, tak jak on uratował mnie, teraz był bezpieczny, ci ludzie mu już nie zagrażali.
Schowałem pysk w łapach, zamykając swoje ślepia, jeszcze przez kilka chwil kontrolowałem, co działo się wokół mnie, w końcu pogrążając się w śnie.
***
Otworzyłem gwałtownie ślepia, mając dziwny sen, a może to kolejne wspomnienia, uniosłem łeb, rozglądając się w każdym możliwym kierunku, wokół panował spokój, chłopak siedział nieopodal, przyglądając mi się uważnie, nie uciekł, chociaż nic go przymnie, nie trzymało. Nie rozumiałem go, pewnie, gdybym był na jego miejscu, już by mnie tu nie było, tak przynajmniej mi się wydaje.
Podniosłem się z ziemi, oszacowując jak marnie wygląda, moje ciało, nie było tak źle rany, które zrobili mi ludzie, w końcu się zagoją, najbardziej martwiło mnie skrzydło, w takim stanie daleko nie polecę a spacer, takiego wielkiego gada mógłby narazić mnie na jeszcze większe nieprzyjemności.
Ciche warknięcie wydobyło się z mojego pyska, spróbowałem wzbić się w powietrze, jednak skrzydło całkowicie odmawiało mi posłuszeństwa, a więc pozostało mi iść dalej bez pomocy skrzydeł.
Najpierw jednak musiałem zaspokoić głód, który zaczął mi powoli doskwierać, mogłem zjeść ten człowieczka, gdybym był naprawdę głodny, nie miałem jednak na to ochoty, zanurzyłem pysk w wodzie, pływały ta ryby, które szybko dopadłem, zjadając jedną po drugiej, nie były takie złe, da się przyzwyczaić.
Zadowolony z pełnego żołądka oblizałem pysk, przypominając sobie o moim małym towarzyszu, spodziewałem się, że również tak jak ja może być głodny, zanurzyłem ponownie pysk w wodzie, aby złapać rybę, którą zabiłem, nim rzuciłem nią w jego stronę.
Zaskoczony trzymał już martwą istotę, patrząc na mnie z widocznym niezrozumieniem, Widząc to, pokazałem mu, że ma zjeść rybę, którą po dałem, czy to było takie trudne do zrozumienia?
- Nie przepadam za surowymi rybami - Odparł, nerwowo się uśmiechając, warknąłem na niego niezadowolony, dostał jeść i jeszcze narzeka?
W końcu się poddał, ugryzł kawałek ryby, z trudem ją przełykając.
- Pycha - Odparł, lekko się krzywiąc, co nawet troszeczkę mnie rozbawiło, do jedzenia całej ryby nie będę go zmuszał, nie chce, nie musi więcej dla mnie. Rozciągnąłem się leniwie, ruszając w drogę. Jaki był mój konkretny cel? Nie było go, szedłem tam, gdzie poprowadziły mnie zmysły, jak najdalej od ludzi, którzy wystarczająco już mi zaszkodzili.
Coś kazało mi zabrać go ze sobą, nie znałem go, a może nie pamiętałem o nim.
Starałem się wzbić wyżej, w powietrze co nie bardzo mi wychodziło, jedno z moich skrzydeł zostało mocno uszkodzone. Wzbicie się wyżej ponad chmury, aby ukryć się przed ludźmi, było wręcz niemożliwe, traciłem siły nawet na niewielkich wysokościach, potrzebowałem przerwy, nie mogłem już dłużej lecieć.
Z wielkim trudem wylądowałem, puszczając człowieka trzymanego w łapach na bezpiecznej wysokości, aby nie zrobić mu krzywdy, skupiając się na własnym lądowaniu, które nie było takie proste i przyjemne jak mogłoby się wydawać.
Zatrzymałem się prawie że na drzewach, niszcząc może kilka sztuk wielkim pyskiem, cichy pomruk niezadowolenia wydobył się z mojego gardła, gdy mój pysk zbliżył się do wody, wyglądałem jak wielkie nieszczęście, ci ludzie naprawdę chcieli mnie zabić, tylko ten jeden człowiek próbował mnie ocalić. Uniosłem łeb znad wody, przyglądając się stojącemu w bezruchu stworzeniu, może lekko go wystraszyłem swoim zachowaniem, nie byłbym tym zaskoczony, jestem wielkim stworem, który porwał człowieka, rannego człowieka, zbliżyłem do niego swój pysk, przyglądając mu się uważnie, warcząc głośno, gdy tylko próbował wyciągnąć w moją stronę dłoń, nie chciałem być dotykany, ludzie to istoty zdradliwe, krzywdzą dla własnych celi, nie bacząc na to, co stanie się później, nie zasługują na ten świat.
- Mikleo - Chłopak odezwał się, a w jego głosie słyszałem zmartwienie, nie wiedziałem, do kogo się zwraca, czyżby ktoś tu był? Niespokojnie rozejrzałem się, nie wiedząc nikogo, byłem tylko on i ja, czyżby zwracał się do mnie? Tak mam na imię? Dlaczego tego nie pamiętam? Dlaczego nie pamiętam, kim on jest i – co gorsza – kim ja jestem? - Ty nie pamiętasz - Dodał, cichym szeptem, gdybym nie był wielkim gadem ze słychem doskonałym, chyba bym tego nie usłyszał.
Nie rozumiałem, czemu do mnie mówi, boi się mnie, a mimo to stara się podejść, budzi to niepewność w moim sercu, odepchnąłem go ogonem nie za mocno, aby nie zrobić mu krzywdy, przez przypadek wpychając go do wody, krople wody uderzające w mój pysk wywołały pewne wspomnienie. Wszystko wydarzyło się nad wodą, on tam był, byłem z nim chyba i ja, wyglądałem jak człowiek, czyżbym zapomniał, kim naprawdę jestem? Nim zdążyłem przypomnieć sobie coś jeszcze, krótkie wspomnienie znikło, zastępując je pustką. Nic więcej nie mogłem sobie w tej chwili przypomnieć.
- Chyba sobie zasłurzyłem - Usłyszałem gdy człowiek wyszedł z wody, jego rana powoli się goiła, może nie był takim zwyczajnym człowiek, a może to ja nie byłem już sobą. Co się stało? Kim byłem? W mojej głowie kłębiło się mnóstwo pytań, na które odpowiedzi nie znałem.
Położyłem łeb na ciepłej trawie grzanej słonecznymi promieniami, byłem zmęczony, ta przygoda kosztowała mnie naprawdę wiele, musiałem odpocząć, chociaż na chwilę, rzuciłem ludzkiej istocie ostrzegawcze spojrzenie, lepiej niech nie kombinuje, gdy nie będę patrzył. Może odejść, jest bezpieczny, nie może za to się do mnie zbliżyć, nie chce tego, mój instynkt kazał mi go ratować, tak jak on uratował mnie, teraz był bezpieczny, ci ludzie mu już nie zagrażali.
Schowałem pysk w łapach, zamykając swoje ślepia, jeszcze przez kilka chwil kontrolowałem, co działo się wokół mnie, w końcu pogrążając się w śnie.
***
Otworzyłem gwałtownie ślepia, mając dziwny sen, a może to kolejne wspomnienia, uniosłem łeb, rozglądając się w każdym możliwym kierunku, wokół panował spokój, chłopak siedział nieopodal, przyglądając mi się uważnie, nie uciekł, chociaż nic go przymnie, nie trzymało. Nie rozumiałem go, pewnie, gdybym był na jego miejscu, już by mnie tu nie było, tak przynajmniej mi się wydaje.
Podniosłem się z ziemi, oszacowując jak marnie wygląda, moje ciało, nie było tak źle rany, które zrobili mi ludzie, w końcu się zagoją, najbardziej martwiło mnie skrzydło, w takim stanie daleko nie polecę a spacer, takiego wielkiego gada mógłby narazić mnie na jeszcze większe nieprzyjemności.
Ciche warknięcie wydobyło się z mojego pyska, spróbowałem wzbić się w powietrze, jednak skrzydło całkowicie odmawiało mi posłuszeństwa, a więc pozostało mi iść dalej bez pomocy skrzydeł.
Najpierw jednak musiałem zaspokoić głód, który zaczął mi powoli doskwierać, mogłem zjeść ten człowieczka, gdybym był naprawdę głodny, nie miałem jednak na to ochoty, zanurzyłem pysk w wodzie, pływały ta ryby, które szybko dopadłem, zjadając jedną po drugiej, nie były takie złe, da się przyzwyczaić.
Zadowolony z pełnego żołądka oblizałem pysk, przypominając sobie o moim małym towarzyszu, spodziewałem się, że również tak jak ja może być głodny, zanurzyłem ponownie pysk w wodzie, aby złapać rybę, którą zabiłem, nim rzuciłem nią w jego stronę.
Zaskoczony trzymał już martwą istotę, patrząc na mnie z widocznym niezrozumieniem, Widząc to, pokazałem mu, że ma zjeść rybę, którą po dałem, czy to było takie trudne do zrozumienia?
- Nie przepadam za surowymi rybami - Odparł, nerwowo się uśmiechając, warknąłem na niego niezadowolony, dostał jeść i jeszcze narzeka?
W końcu się poddał, ugryzł kawałek ryby, z trudem ją przełykając.
- Pycha - Odparł, lekko się krzywiąc, co nawet troszeczkę mnie rozbawiło, do jedzenia całej ryby nie będę go zmuszał, nie chce, nie musi więcej dla mnie. Rozciągnąłem się leniwie, ruszając w drogę. Jaki był mój konkretny cel? Nie było go, szedłem tam, gdzie poprowadziły mnie zmysły, jak najdalej od ludzi, którzy wystarczająco już mi zaszkodzili.
<Sorey? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz