Spojrzałem na smoka spode łba i odgarnąłem mokre kosmyki wpadające mi do oczu. Zdecydowanie były za długie i w jak najbliższym czasie musiałem je ściąć, przynajmniej grzywkę. Zmrużyłem gniewnie powieki i rzuciłem się na łeb smoka. To była zniewaga i nie chciałem pozostawić tego tak po prostu. Kiedy zacząłem ponownie się z nim przepychać, z gardła gada wydobyło się coś na kształt śmiechu. Nie powiem, mnie też to bawiło. Przypominały mi się stare, dobre czasy beztroski. Chyba od dawna nie czułem się tak wspaniale i szczęśliwe.
Smok zaczął unosić swój łeb, a wraz z nim mnie. Złapałem się mocno, by przypadkiem nie spaść i się nie obić. Już po chwili poczułem, jak moje nogi dyndają w powietrzu. W lawendowych ślepiach Mikleo widać było rozbawienie. Wydał z siebie cichy pomruk, mogłem przysiąc, że słyszałem jego zadziorny głos: „I co teraz zrobisz?”.
- Grasz nieczysto – burknąłem, patrząc mu w ślepia. Smok nie był tym specjalnie przejęty, a wręcz przeciwnie, wydawał się niezwykle z siebie dumny.
- Też tak chcę! – zabrzmiał dziecięcy głosik z dołu. To dziecko zaskakiwało mnie z dnia na dzień coraz bardziej.
Mikleo w końcu postawił mnie na ziemi. W ciągu ułamku sekundy Yuki wdrapał się na jego łeb i usiadł na nim. Uśmiechnąłem się do nich radośnie i usiadłem obok Lailah, zmęczony, przemoczony i bez godności. Ta dwójka ponownie zaczęła się ze sobą bawić, a ja mogłem chwilę odpocząć. Wiedziałem, że z Mikleo Yuki’emu nic się nie stanie.
- Jak się czujesz? – spytała nagle Lailah, przyglądając mi się uważnie. Przez chwilę nie rozumiałem, o co jej chodziło, w końcu, była cały czas przy mnie i miała pojęcie o moim samopoczuciu.
- Jestem w pełni sił – powiedziałem, delikatnie się do niej uśmiechając.
- Myślę, że to najwyższy czas, by go oczyścić – odpowiedziała, patrząc na Yuki’ego skaczącego do wody. – Mikleo wydaje się pamiętać sporo, łatwiej panuje nad emocjami, wyraża je, co dla smoków nie jest łatwe. Możemy nie mieć lepszej szansy.
Spojrzałem na mojego przyjaciela. Czyli już niedługo nie będę patrzył na wielkiego, pokrytego twardymi łuskami skrzydlatego gada, a na mojego drobnego, jasnowłosego anioła. Na samą tę myśl poczułem, jak moje usta mimowolnie uniosły się w uśmiechu. Najwyższa pora, bym w końcu spełnił swoją obietnicę.
- Będzie go to boleć? – spytałem, markotniejąc nieco na samą myśl. Lailah westchnęła cicho.
- Nie wiem – przyznała, marszcząc brwi. – Ale nawet jeżeli, ból jest tego wart.
W myślach przyznałem jej rację. Opadłem na chłodną trawę, wygrzewając się w słońcu. Mokre ubrania nieprzyjemnie do mnie przylegały, ale ze względu na to, że nie miałem żadnych zapasowych, nie mogłem się przebrać. Musiałem zatem poczekać, aż same wyschną, co przy takiej pogodzie nie będzie wielkim problemem.
Kątem oka zauważyłem, jak dziecko kładzie się obok mnie, równie mokre co ja sam. Z tą różnicą, że jemu zapewne ta woda nie przeszkadzała.
- Jesteś z siebie dumny? – spytałem, kiedy poczułem, jak smok trąca mnie pyskiem. W odpowiedzi usłyszałem ryk pełen rozbawienia. Z ciężkim westchnięciem podniosłem się do siadu. Kilka centymetrów przed sobą napotkałem wesoły pysk smoka. Zacząłem lekko gładzić jego łeb, na co przymknął oczy z zadowoleniem. I jak tu się na niego gniewać? – Chciałbyś wrócić do swojej prawdziwiej postaci? – spytałem, uśmiechając się do niego łagodnie. Smok odsunął się ode mnie i spojrzał na mnie z zaskoczeniem. Delikatnie przechylił łeb, co wyglądało całkiem uroczo. Nie zareagował agresją, za co byłem mu wdzięczny. Odwróciłem głowę Lailah i napotykając jej spojrzenie, kiwnąłem głową. Najwyższy czas.
<Mikleo? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz