Zaczynałem czuć coraz większe zirytowanie. Jak na początku takie zaczepki były urocze i lekko się odgryzałem, ale z czasem coraz bardziej zaczęło mi to działać na nerwy. To ja powinienem wydawać mu rozkazy, a on powinien się ich słuchać; nie ważne, czy byłem chory lub nie.
I jeszcze ta wspominka o Lailah. Byłem pewien, że tłumaczyłem mu, dlaczego to zrobiłem. Nie mogłem jej teraz od tak wypuścić, bo dzięki temu magicznie się do mnie nie przekona, a pewnie nawet wręcz przeciwnie. Mikleo miał rację: więzionym i zmuszanym do czegoś. Ciekawe, czy wziął pod uwagę to, że sam byłem zmuszony do uwięzienia jej. Lubiłem Lailah, ale naprawdę nie pozostawiła mi wyboru.
Mikleo chciał wracać do stolicy, bez podania mi wyraźnego powodu. Właśnie tam spotkaliśmy Lailah po raz pierwszy. Dzisiaj wspominał o niej i zapytał, jak długo zamierzam ją więzić. Może to się jakoś łączy? Mój anioł mógł mnie okłamać twierdząc, że nie wie, jak uwolnić kobietę. Czekał na dogodny moment, wyczuł, że mu zaufałem i zaczął działać. Mój mały, cwany aniołek by mnie wykiwał.
Wychodzi na to, że albo mam paranoję, albo rację
Westchnąłem ciężko i rozciągnąłem się leniwie. I co ja teraz miałem począć? Zaryzykować i zaufać swojej intuicji, czy może zaufać przyjacielowi. Mógłbym go podpytać, jak zrobiłem to kiedyś, ale szczerze wątpiłem, by teraz był taki nieostrożny. Albo mógłbym go spytać wprost. Teraz trudniej ukrywa emocje, więc łatwiej będę mógł określić, czy mówi prawdę.
Kątem oka zauważyłem, jak dzieciak podnosi się do pionu. Przetarł zaspane oczka piąstkami i spojrzał na mnie; miałem wrażenie, że jego usta drgnęły, jakby chciał się do mnie uśmiechnąć, ale rozmyślił się w ostatniej chwili. Nie poświęcałem mu zbyt wielkiej uwagi; już jeden Serafin w całości zajął mój umysł, nie potrzebowałem także drugiego.
Mimo wszystko gwałtowny ruch ze strony chłopca wzbudził moją uwagę. Spojrzałem na niego zainteresowany; wstał z koca i wpatrywał się w las z przerażonym spojrzeniem. Podążyłem za jego spojrzeniem i szybko zrozumiałem, dlaczego był taki przestraszony. Spomiędzy drzew przypatrywał nam się helion, który ruszył w naszą stronę, kiedy tylko zauważył ruch z mojej strony.
Mimo mojego niepewnego stanu, chwyciłem za miecz i zerwałem się na równe nogi. Przez tak gwałtowny ruch lekko zakręciło mi się w głowie, ale zignorowałem to; najważniejsze było to, że nie upadłem. Nakazałem dzieciakowi uciekać do Mikleo, który znajdował się nad rzeką. Sam nie byłem w pełni sił i nie powinienem jeszcze walczyć, ale nie mogłem tak po prostu zrzucić wszystkiego na barki mojego przyjaciela, nawet jeśli postanowił mnie zdradzić.
Zdecydowanie za późno zdałem sobie sprawę, że jeszcze jestem za słaby na jakiekolwiek walki; byłem powolny, a mój refleks praktycznie nie istniał. Wiedziałem, że jako pasterz nie powinienem się poddawać i mimo odniesionych ran, dalej atakowałem potwora. Musiałem przyznać, że Mikleo uratował mi życie; strzała skutecznie odwróciła uwagę stwora od mojej osoby, dzięki czemu resztkami sił mieczem przeszyłem jego serce. Po chwili po helionie pozostał jedynie pył.
Próbowałem wrócić do zmartwionego przyjaciela, ale po zrobieniu dwóch kroków zachwiałem się i upadłem na ziemię. Zdecydowanie wykorzystałem całą swoją siłę, którą zdołałem odzyskać po nienajlepszej mocy, odniesione rany również nie pomagały. Po kilku sekundach poczułem, jak Mikleo podbiega do mnie i przekręca na plecy. Poczułem napływ wściekłości i nabrałem jeszcze większego przekonania, że nie jest mi do końca wierny.
- Zwariowałeś? Nadal nie wydobrzałeś, mogłeś zginąć – mówił, jednocześnie lecząc moje rany. Jego gadanie było naprawdę irytujące. Nie jestem dzieckiem, jestem pasterzem. Nie potrzebuję niańki.
- Dałem sobie radę bez ciebie – warknąłem w końcu, czym zwróciłem na siebie jego uwagę. Serafin spojrzał na mnie z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy, które po chwili ustąpiło miejsca zmartwieniu. Położył dłoń na moim prawym policzku, którą po chwili zdjąłem. Wstałem chwiejnie z ziemi, ignorując jego pomoc. Byłem osłabiony, ale nie oznaczało to, że nie dam rady przejść tych paru metrów.
<Mikleo? :3>
623
623
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz