wtorek, 12 maja 2020

Od Soreya CD Mikleo

Uśmiechnąłem się do niego ciepło ciesząc się, że w końcu pozwolił sobie pomóc. Wygodniej oparłem się o jego pokryte łuskami cielsko i już chciałem zabrać się za leczenie jego skrzydła, ale znów się ruszył, przez co lekko zmoczył mnie deszcz. Prychnąłem, czując nieprzyjemne ciarki na plecach i zaraz zacząłem wycierać swoje włosy. Cieszyłem się, że wraca mu humor, ale nie jest to najprzyjemniejsze uczucie. Teraz czułem chłód na całym ciele.
Spojrzałem z wyrzutem na mojego przyjaciela. W jego fioletowych ślepiach widziałem iskierki rozbawienia, on się musi naprawdę dobrze bawić. Smok położył pysk na trawie i przymknął oczy, a po kilku minutach otworzył je z powrotem patrząc na mnie wyczekująco. Westchnąłem cicho i wtuliłem się trochę bardziej w jego ciało. Było mi zimno i chciałem jak najlepiej skorzystać z dobrodziejstw, jakie zapewnia mi mój przyjaciel. Wolałem najpierw spróbować go trochę podleczyć, a później pójść spać. Nie będę jednak kłócić się ze smokiem.

***

Obudziłem się późnym porankiem. Mikleo albo spał, albo po prostu leżał z zamkniętymi ślepiami. Próbowałem wstać, ale smok przytulał mnie jedną łapą, a przez ruch jedynie przytulił mnie mocniej do swojego ciała. Westchnąłem cicho, ale już więcej nie próbowałem się poruszyć.
Wpatrywałem się ze smutkiem w mojego przyjaciela. To przez moje postępowanie stał się bestią, gdybym nie był idiotą, teraz by nie cierpiał. Albo jeśli zrozumiałbym swoje błędy troszeczkę wcześniej, może udałoby mi się jakoś temu zapobiec. Oparłem głowę o jego cielsko i zacząłem przyglądać się łapie, która mnie przytulała; po całej jej długości przebiegała brzydka rana, która dodatkowo zabrudziła piękne łuski krwią. Jakby nie patrzeć, Mikleo nadal był pobrudzony krwią. Pewnie deszcz zmył z niego większość czerwonej cieczy, ale może uda mi się go przekonać do wejścia do wody. Uwielbiał ją, może pomoże odkryć mu jakieś wspomnienia.
Skupiłem się na mocy, którą podarował mi dawno temu, i delikatnie przesunąłem opuszkami palców po ranie na jego łapie. Już po chwili zaczynała się zasklepiać, a towarzyszące temu uczucie swędzenia obudziło mojego przyjaciela. Smok spojrzał na mnie z nieufnością i natychmiast cofnął swoją łapę. Nie przeszkadzało mi to, udało mi się wykonać moją robotę. Gad zaczął uważnie oglądać swoją kończynę, a po chwili przybliżył do mnie swój pysk i lekko mnie szturchnął. Odebrałem to jako pozytywny gest i lekko się do niego uśmiechnąłem.
Wstałem, leniwie się rozciągając. Nieco bolał mnie kark, ale nie chciałem specjalnie narzekać, i tak było to o wiele wygodniejsze i milsze, niż gdybym miał spać na gołej ziemi. Nie wziąłem ze sobą nic, moim całym dobytkiem były bronie, które aktualnie leżały nieopodal pozostałości ogniska, oraz ubrania, które miałem na sobie i nie były one w najlepszym stanie. Nie spodziewałem się takiego obrotu spraw i większość swoich rzeczy zostawiłem w pokoju, który przydzieliła nam Alisha.
Ruszyłem nad jezioro i klęknąłem przy brzegu. Podczas, kiedy ja przemywałem nieco zmęczoną twarz, mój przyjaciel niedaleko mnie polował na ryby. Nagle rzucił mi jedną z nich. Czułem na sobie jego wyczekujące spojrzenie, nie zamierzałem jednak jeść jej na surowo, jak wczoraj, była ona obrzydliwa i na pewno nie była dla mnie zdrowa w takiej postaci.
Podczas zbierania drewna na opał oraz patroszenia ryby mój przyjaciel leżał nieopodal i po prostu mi się przyglądał. Cieszyłem się, że nie zechciał wyruszyć od razu, a daje mi cierpliwie się przygotować do dalszej drogi. Kiedy już w końcu się posiliłem i jednocześnie trochę ogrzałem przy ogniu, poprosiłem go o pokazanie mi rannego skrzydła. Smok z niechęcią rozłożył skrzydło, domyślałem się, że go bolało.
- Może lekko swędzieć i szczypać, ale będę robił wszystko, co w mojej mocy – powiedziałem spokojnie, na co gad wydał z siebie cichy pomruk.
Zabrałem się do pracy, co nie było łatwym zadaniem. To było zupełnie coś innego niż ludzkie ciało, musiałem zużyć jeszcze więcej energii niż dotychczas. Skupiłem się na zasklepieniu najgłębszych ran, co było dla mnie sporym wyzwaniem. Kiedy wreszcie skończyłem poczułem, jak lekko zaczyna mi się kręcić w głowie, widziałem także mroczki przed oczami. Przed nieprzyjemnym spotkaniem z ziemią uratował mnie ogon przyjaciela, który oplótł mnie w pasie i nie pozwolił upaść.
- Już mi lepiej – powiedziałem po kilku dłuższych chwilach, uśmiechając się uspokajająco do smoka. Mikleo wydał z siebie nieprzyjemny warkot, ale w końcu mnie puścił. Wziąłem kilka głębokich wdechów i lekko zmierzwiłem dłonią włosy. – Może spróbowałbyś wejść do jeziora i trochę się obmyć z tej krwi? Kochałeś wodę i jestem przekonany, że nadal ją kochasz – mówiłem spokojnie do smoka, starając się ignorować jego oburzone spojrzenie. To był mój najlepszy trop, woda to jego żywioł, powinna obudzić w nim miłe wspomnienia. Albo chociaż jakiekolwiek.

<Mikleo? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz