wtorek, 5 maja 2020

Od Mikleo CD Soreya

Nie byłem w stanie otworzyć usta, moje ciało drżało pod wpływem negatywnej energii, która uderzała we mnie z podwójną siłą, choć bardzo chciałem, nie mogłem się nawet ruszyć, moje oczy traciły obraz, nie byłem w stanie mu pomóc, to wciąż za dużo dla mnie.
- N-nie mogę - Wydusiłem w końcu z wielkimi trudem, te słowa kosztowały mnie naprawdę dużo energii, co gorsze już chwilę później straciłem całkowity kontakt z rzeczywistością.
Otworzyłem powoli oczy, zakrywając dłonią twarz, słońce, które świeciło na niebie, nieprzyjemnie raziło moje zmęczone tęczówki. Przetarłem dłonią twarz, powoli podnosząc się do siadu, wokół panował spokój, cichy, lecz przyjemny szum wody wywoływał u mnie wewnętrzną radość, wciąż jednak nie rozumiałem, co się tak właśnie stało, byliśmy tak blisko złego pana, czyżbyśmy zawrócili.
- Mikleo! - Usłyszałem radosny głos przyjaciela, nie zdążyłem nawet zareagować, czując jego ciepłe usta na swoich, to było zaskakujące, a jednocześnie wyjątkowo przyjemne. - Jak się czujesz? - W jego oczach widziałem radość, a jednocześnie zmartwienie.
- Dobrze, nie pamiętam tylko, co się wydarzyło - Przyznałem, w mojej głowie była pustka. Chłopak nie wymagał niczego, mocno przytulił mnie do siebie, głaszcząc po głowie, to było dziwnie, może jednak nie był taki zły, za jakiego ostatnio go miałem. - Co się wydarzyło? - Zapytałem w końcu, przerywając dłuższą ciszę, która panowała pomiędzy nami.
- Nic takiego, nie myśl teraz o tym, połóż się, musisz odpocząć - Nie chciał mi nic powiedzieć, a ja nie chciałem za bardzo naciskać, wciąż byłem jeszcze zmęczony. Po...nie do końca wiem po czym.
Wykonałem jego polecenie, kładąc głowę na miękkim kocu, przymykając oczy, może faktycznie potrzebowałem jeszcze trochę odpoczynku, aby nabrać siły, by znów być w stanie trochę denerwować mojego przyjaciela.

***

Potrzebowałem zdecydowanie więcej czasu, aby dojść do siebie, niż mi się na początku wydawało, nie byłem gotowy na cały ten ciężar, który tak nagle uderzył w moje ciało.
Koniec końców udało mi się jednak nabrać sił i wrócić do pełnego zdrowia, co bardzo zadowoliło mojego przyjaciela.
- Nie chcę już jeść, nie jestem głodny - Uparcie trzymałem się przy swoim, nie chcąc jeść, może byłem trochę za chudy, ale to nic takiego, jedzenie nie było mi przecież potrzebne do życia, oboje doskonale to wiemy.
- Mikleo zjedz to i nie prowokuj mnie - Lekko go irytowałem, doskonale to widziałem, ale tak bardzo nie chciałem jeść, już wystarczająco się najadłem.
- Sorey - Burknąłem, kiedy prawie wpychał mi jedzenie do ust. Na moje nieszczęście zauważyłem, że nie wygram, a on uparcie będzie wciskać mi jedzenie. Ugiąłem się w końcu, posłusznie zjadając to, co mi dał.
- Dobry chłopiec - Pogłaskał mnie po głowie jak zwierzaka, czasem naprawdę zastanawiam się, czy nie jestem w jego oczach pieskiem, który daje mu łapę i szczeka, kiedy tylko chce.
Przewróciłem lekko rozbawiony oczami, przyglądając mu się uważnie, cieszyłem się, że mimo wszystko gdzieś tam głęboko w środku był mój przyjaciel, za którym tak bardzo tęskniłem.
Ostrożnie położyłem dłoń na jego policzku, wpatrując się w jego oko, które zmieniło coraz bardziej swój kolor, wciąż mnie to bardzo martwiło, wiedziałem, że to wina zła, ale nie chciałem znów poruszać tego tematu, wiedziałem, że go zdenerwuje, a nie do końca miałem ochotę na takie zagrania.
Przytuliłem się do niego ostrożnie, potrzebują spokoju i poczucia bezpieczeństwa.
- Zaczynam sobie przypominać, co stało się tamtego dnia, bardzo przepraszam, z mojej winy nie wykonałeś swojego zadania - Wysze mimo wszystko czując się z tym źle, gdybym był silniejszy, nie utrudniał bym mu tego wszystkiego, wciąż nie wiem jak może, tak na mnie polegać, jestem beznadziejny.

<Sorey? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz