środa, 6 maja 2020

Od Mikleo CD Soreya

Łagodny uśmiech pojawił się na moich ustach, miło ze stronę Soreya, że mimo wszystko nie zdenerwował się niepotrzebnie, biorąc chłopca na ręce, nie chciałem, aby dziecko się męczyło, chłopiec wystarczająco wycierpiał, na pewno potrzebował spokoju.
Wznowiliśmy naszą wędrówkę, szukając heliony, oczywiście to ja je szukałem, Sorey już od dawna nie potrafił ich wyczuć, co wcale mnie nie zaskakiwało, czy tego chciał, czy nie stawał się zły, tylko od czasu do czasu ukazując swoją dobrą stronę, wciąż była nadzieja. Mój przyjaciel jednak sądził, że nie jest zły a jedynie niezrozumiały, jakbym mógł chyba walną bym mu w łeb, aby wszystkie te klepki się poprzestawiały.
Zatrzymałem się nagle, słysząc znajomy głos, rozejrzałem się do koła, nie wiedząc, dlaczego w uszach dudni mi głos Lailah.
- Mikleo co jest? - Mój przyjaciel zatrzymał się nagle, przyglądając mi się uważnie.
- Nie, nic, chyba mi się zdawało - Odparłem, spokojnie wracając do drogi, Sorey przyjrzał mi się uważnie, zastanawiając się czy aby na pewno wszystko jest okej.
Westchnąłem cicho, sprzedając mu pstryczek w nos, odwracając jego uwagę od mojego zachowania, takie banalne a zawsze na niego działało, lekko irytując.
- Mikleo - Usłyszałem głos Lailah w swojej głowie, idąc spokojnie. Lekko spiąłem mięśnie, starając się udawać, że wcale nie słyszę kobiety.
- Lailah? - Wyszeptałem w myślach, rozglądając się dokoła, co nie mogło być niczym dziwnym, robiłem tak zawsze, skupiając się na otoczeniu.
- Potrzebuje twojej pomocy - Głos Lailah rozbrzmiewał w mojej głowie, odwracając skutecznie moją uwagę od Soreya i Yuki'ego.
- Jak mogę ci pomóc? - Wciąż zaskakiwał mnie jej głos, znałem jednak sztuczki telepatii ułatwiające kontakty bez ingerowania w to pasterza.
- Mój miecz musi wrócić na swoje miejsce, tylko w taki sposób przestanę być związana paktem z pasterzem - No i co ja miałem zrobić? Namówić Soreya, aby wrócił do stolicy? Ale po co? Kurczę to nie jest takie proste, powoli zaczyna mi ufać, ale nie mogę popełnić żadnego błędu, teraz nie tylko na mnie może się zemścić, poza tym naprawdę zaczynam coś do niego czuć, nie każdemu byłbym w stanie oddać się bez mrugnięcia okiem.
- Zrobię wszystko, co będę mógł, potrzebuje jednak czasu - Obiecałem, że jej pomogę, przynajmniej taką miałem nadzieję, martwię się tylko o to, co wydarzy się później, Sorey może mi nie wybaczyć tej zdrady.
Zatrzymałem się na chwilę, cicho wzdychając, wyciągając rękę w stronę lasu, Sorey szybko zrozumiał, co robię, postawił chłopca, który widząc wyłaniające się zło, schował się za mną przestraszony, nic dziwnego jeszcze wczoraj prawie zginął przez jednego z nich.
- Spokojnie, nic ci przy nas nie grozi - Zapewniłem chłopca, gdy potwór został zabity. Przywykłem do zabijania opętanych ludzi, dla mojego przyjaciela to nie miało znaczenia, zło to zło musiał je zabić, bo tylko wtedy już nie powróci, nawet nie wie, jak strasznie się myli, nie chcę jednak prowadzić z nim już wojen, lepiej niech ma swoje własne zdanie, przynajmniej wtedy jest spokojny i nie robi nikomu krzywdy.
- Sorey odpocznijmy - Poprosiłem, było popołudnie, w sam raz na odpoczynek, chłopiec może się zdrzemnie, a mój pasterz coś zje.
- Niech ci będzie - Westchnął niby od niechcenia, siadając przy drzewie. Chłopiec jak podejrzewałem, położony na kocu szybko zasnął, biedny maluch za dużo od niego wymagamy. - Słaby ten dzieciak - Słysząc słowa mojego przyjaciela, westchnąłem cicho, przewracając oczami.
- Przestań, to małe bezbronne dziecko, zaakceptuj jego obecność, on z nami zostaje - Stawałem twardo przy swoim, niech sobie nie myśli, że pozbędziemy się dziecka.
- Zaczynam żałować, że - Nie dokończył, gdy skutecznie zatkałem mu usta pocałunkiem.
- Nie narzekaj, dostałeś odpowiednie wynagrodzenie - Zauważyłem, patrząc na niego uważnie, gdy tylko oderwałem się od jego ust.
- Poświęcasz mi mało uwagi - Burknął, jak małe dziecko, zaśmiałem się cicho, gdy tylko usłyszałem jego wypowiedź, oparłem głowę na jego ramieniu, nie wchodząc głębiej w ten temat, rozumiem co czuję, dlatego nie będę go pouczać, chociaż powinienem.
- Wiesz, tak się zastanawiam, zmieniając troszeczkę temat, może odwiedzimy niedługo Alishe, zło, które tam panuje, nie zostało do końca pokonane. Wiem, że nie chcesz zawracać, jednak mam wrażenie, że przyda nam się spotkanie z księżniczką, może coś się ciekawego u niej wydarzyło - Nie byłem pewien czy powinienem to mówić, oczywiście cały czas się pilnowałem, nie chcąc narażać przede wszystkim chłopca. - Oczywiście to tylko propozycja, jeśli nie chcesz, nie musimy - Dodałem szybko, aby nie wzbudzić żadnych podejrzeń, wciąż jeszcze nie wiedziałem jak mam uwolnić Lailah, niby wszystko mi powiedziała, a mimo to wiem, że będzie bardzo ciężko, aby mój przyjaciel nie nabrał podejrzeń, do samego końca będę, robił co tylko zechce, trochę już przyzwyczajony do jego zachowania, które nawet mnie nie rusza, zdążyłem zaakceptować to, co robi i co gorsza, przestało mi to przeszkadzać, przez to wszystko sam nie wiem, czy chce go zdradzić, kocham go i oddałem mu siebie, nie potrafię teraz wybrać między nim a Lailah, dobry boże pomóż mi w tym wyborze.

<Sorey? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz