poniedziałek, 18 maja 2020

Od Mikleo CD Soreya

Zachowanie Soreya mocno rozbawiło naszą dwójkę, szczerze powiedziawszy, stara się zachowywać jak mężczyzna, ale takim zachowaniem pokazuje nam jakim dzieckiem wciąż jest, czego tu oczekiwać od młodego człowieka, którym ma jeszcze czas na stanie się prawdziwym mężczyzną, co prawda mówi się, że chłopiec staje się mężczyzną po swoim pierwszym stosunku, w tym przypadku ta teoria wali na łeb i szyję.
- Nie obrażaj się, przecież mówisz, że nie jesteś dzieckiem, a tylko dzieci się tak zachowują - Wyszeptałem mu do ucha, opierając brodę na jego ramieniu, chcąc go troszeczkę udobruchać, o ile to w ogóle było możliwe.
- Nie rozmawiam z wami - Burknął, a w jego głosie słyszałem obrazę, która mimo wszystko mnie rozbawiła. Oj tak Sorey to duże dziecko i dzięki Bogu nie tylko ja to widzę.
Westchnąłem cicho, tuląc się do niego jeszcze kilka chwil, rozumiejąc w końcu, że chociaż bym chciał, on nie ugnie się, nie w tej chwili, jego męską dumą została naruszona, no po prostu koniec świata.
Odsunąłem się od niego, wracając do rozmowy z Lailah, tym razem jednak nie rozmawialiśmy o naszym dorosłym mężczyźnie, aby bardziej nie skrzywdzić jego męskiej dumy, poruszyliśmy raczej temat powrotu do stolicy, Sorey nie rozmawiał zemną, jeszcze na ten temat, cóż mieliśmy troszeczkę ważniejsze rzeczy na głowie. Teraz jednak gdy Lailah zaczęła ten temat, nawet mój przyjaciel czasem się odezwała, gdy mówiliśmy o stolicy. W międzyczasie położyłem głowę na kolanach, aby za bardzo mi nie uciekała, mogłem się położyć, jednak nie chciałem, poruszaliśmy bowiem bardzo ważny temat, nie mogłem tak sobie nagle iść spać.
Powoli jednak zacząłem już odpływać, moje oczy zamykały się coraz częściej, już dawno nie wiedziałem, o czym jest mowa, chyba trochę mi się odleciało, dopiero gdy poczułem czyjeś dłonie na swoim ciele, otworzyłem gwałtownie oczy, nie wiedząc, co się dzieje.
- Nie bój się - Zaskoczyłem lekko przyjaciela swoim zachowaniem, nie bałem się byłem po prostu czujny nic poza tym. - Chodź, położymy się - Pociągnął mnie za sobą, co zmusiło mnie do wstania, nie miałem nawet siły, aby rzucać uszczypliwe teksty o jego od obrażeniu się na mnie, byłem zmęczony więc gdy tylko położyłem głowę na klatce piersiowej Soreya, znów odpłynąłem, czując przy nim błogi spokój, którego potrzebowałem po tych wszystkich przeżyciach.


Obudził mnie głośny płacz, nie wiedząc, co się dzieje, podniosłem się do siadu, słońce powoli już zachodziło, robiąc miejsce nadchodzącej nocy, przecierając zaspane oczy, od razu zauważyłem, że na kocu jestem sam, Sorey coś tworzył przy ognisku, a Lailah próbowała uspokoić Yuki'ego, który z jakiegoś powodu zaczął płakać, głośno krzycząc, wybudzając mnie z przyjemnego snu.
- Yuki - Zwróciłem uwagę dziecka, wypowiadając jego imię, chłopiec natychmiast podbiegło do mnie, przytulając się, nie do końca wiedząc co jest grane, pogłaskałem go po głowie, kierując swoje wzrok na Lailah i Soreya nic nie rozumiejąc.
- Chciał się pobawić nad wodą, nie zgodziliśmy się, więc wpadł w historię - Odparł Sorey, przyglądając mi się uważnie. No tak robiło się powoli ciemno, Yuki nie powinien rządach, aby ktoś szedł z nim nad wodę, kiedy on chce się bawić, musi zrozumieć, że nikt nie będzie na jego zawołanie, choć pewnie sam jestem sobie winien, za bardzo go rozpieszczam, powinienem jasno dać mu do zrozumienia, że nie może się tak zachować, nie potrafię jednak tego zrobić, chcąc w każdy możliwy sposób uszczęśliwiać tego malucha.
Tym razem jednak nie miałem zamiaru mu ulec, nie miałem siły na zabawę, poza tym chciałem wziąć pierwszą wartę, aby Lailah i Sorey mogli odpocząć, nie zdążyłem nic powiedzieć, obecność pojawiającego się znikąd kota zwróciła uwagę Yuki'ego, który najwidoczniej całkowicie stracił ochotę na płacz i zabawę z wodą, woląc zdecydowanie zabawę z kotem.
Odetchnąłem z ulgą, padając na koc, tak bardzo nie chciało mi się jeszcze wstać, zdecydowanie wolałbym sam się obudzić, takie krzyki delikatnie mówiąc, drażnią mnie i choć nie będę narzekał na zachowanie dziecka, czasem zaczyna mnie ono denerwować.
Nie długo jednak trwało moje spokojne leżenie nadszedł bowiem czas jedzenia, boże jak ja tego nie lubiłem, dlaczego zmuszano mnie do jedzenia? Wyglądam już dobrze i nie jestem głodny, mógłby sobie odpuścić męczenie mnie.
Zjadłem w końcu ten nieszczęsny posiłek, mając już święty spokój aż do czasu warty, oczywiście ciężko było przekonać Soreya, że jestem w stanie usiedzieć kilka godzin, pilnując ich podczas odpoczynku, zapewniając jednocześnie, że czuje się doskonałe, a w razie czego zobowiązałem się do zbudzenia go ze snu. Poskutkowało, w końcu poszedł spać, nie tylko on całe towarzystwo zapadło w spokojny sen, dając mi dużo czasu na zebranie myśli i wsłuchanie się w dźwięki wydawane przez naturę.
Podczas mojej warty nie wydarzyło się nic, zupełnie nic z tego też powodu pozwoliłem przyjacielowi na dłuższy spoczynek, nie czułem zmęczenie, najwidoczniej wystarczająco się już wyspałem, będąc w stanie pilnować ich całą noc.
Nie podjąłem się jednak tego wyzwania, nie mając nawet takiej możliwości, Sorey sam wybudził się ze snu, nie chcąc, nawet słyszeć o tym pomyślę, zdaje mi się, że on naprędce czasem zapomina, kim jestem, a kim jest on, zdecydowanie potrzebuje więcej snu niż ja, a mimo to uparcie próbuje udowodnić mi, że wcale tak nie jest.
- Uparty dzieciuch - Westchnąłem cicho, gdy siadał obok mnie, nie żebym sam nie był uparty wcale, w ogóle.
- Co powiedziałeś? - Sorey zmrużył oczy, rzucając mi ostrzegawcze spojrzenie, jego oczy były lekko opuchnięte, miałem rację. Sądząc, że się nie wyspał, powinien jeszcze odpocząć przynajmniej kilka chwil, zemną jest znacznie lepiej, nie musi się o mnie martwić, dbając bardziej o siebie.
- Nic, nic - Machnąłem ręką, unosząc głowę do góry, aby spojrzeć na gwieździste niebo.
Postanowiłem, że będę mimo wszystko towarzyszył przyjacielowi podczas jego warty, nie mając z tym najmniejszego problemu.
- Spadająca gwiazda - Oboje zaczęliśmy się cicho śmiać, wypowiedzieliśmy to w tej samej chwili, co lekko nas rozbawiło.
- Pomyślałeś życzenie? - Usłyszałem po chwili, kiwając delikatnie głową, nie potrzebowałem zbyt wiele, byłem aniołem miałem wystarczająco dużo. - Chciałem, abyś wydoroślał - Odparłem złośliwie, za co dostało mi się w łeb, lekko rozbawiony jego napuszonymi policzkami pocałowałem jeden z nich. - Żartuje, żartuje, moje życzenie jest bardziej możliwe do spełnienia - Zapewniłem, chociaż to, co powiedziałem na głos, wcale nie było takim głupim życzeniem.
- Bardziej możliwa chcesz sobie nagrabić? - Usłyszałem już po chwili, ups chyba źle sformułowałem zdanie, ugodziłem jego godność.
- Cóż, jesteś jeszcze młodym chłopakiem, daleko ci do mężczyzny, jeszcze nie osiągnąłem pełnoletności, co prawda jesteś dojrzały i radzisz sobie sam, gdy inni w twoim wieku boją się opuścić wioskę, mimo to wciąż jesteś dzieckiem i nie ma co tu ukrywać - Musiałem a może chciałem go uświadomić, sam nie byłem jakoś mocno dojrzały, czasem czując się jak dziecko, zasadnicza różnica jednak była taka, że ja nie okazywałem tego tak bardzo, jak Sorey. - Cieszę się, że Lailah jest z nami dwójka dzieci na głowie to dla mnie zbyt wiele - Dodałem, aby troszeczkę go podenerwować, zacząłem nudzić się na tej warcie więc to doskonała chwila, aby trochę podrażnić przyjaciela.


<Sorey? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz