Nie tego się po nim spodziewałem. Przecież powiedziałem mu, że to żart, że nic takiego nie musi robić, a tu proszę bardzo. Zdecydowanie nie zasługiwałem na takiego anioła. Może zrobił jakąś błahą rzecz, ale to tylko utwierdzało mnie w przekonaniu, że jest za dobry dla mnie.
Na wieść, że chłopak chce się przebrać, jedynie przytuliłem się do niego mocniej, nie za bardzo chcąc mu na to pozwolić. Przecież widziałem go tylko przez parę minut, chciałem się jeszcze trochę nacieszyć takim widokiem. W końcu, nie na co dzień ma się okazję podziwiać taki uroczy widok. Ucałowałem lekko jego kark i delikatnie przesunąłem dłonią po jego udzie. Nie zawędrowałem daleko, bo chłopak natychmiastowo złapał mnie za nadgarstek.
- Muszę się przebrać, to nie należy do mnie – burknął, popychając mnie na łóżko.
Westchnąłem cicho i posłałem mu najbardziej smutne spojrzenie, na jakie było mnie stać. W końcu to były moje urodziny. Sam z siebie obiecał spełniać każdą moją zachciankę, do niczego go nie zmuszałem.
- Miki… - wymruczałem, chwytając go za rękę i przyciągnąłem go do siebie, sadzając go sobie na kolanach. – Obiecałeś mi coś – dodałem, po czym przycisnąłem usta do odsłoniętego obojczyka. Kiedy odsunąłem się od niego, na bladej skórze już odznaczała się czerwona malinka.
- Zrobię wszystko, ale nie w tym stroju – szepnął, całując mnie w czubek nosa.
Nim tylko się zorientowałem, Mikleo zsunął się z moich kolan i zniknął w łazience. Westchnąłem ciężko i opadłem na miękki materac. Na pewno czuł się niezręcznie w tym stroju. Ba, niezręcznie to za mało powiedziane, na pewno był zawstydzony do granic możliwości. Niemniej nie narzekałbym, gdyby chłopak pochodził w tym stroju jeszcze trochę.
Po kilku minutach Mikleo wyszedł z łazienki i wtulił się w moje ciało. Od razu oplotłem go ramionami w talii i przekręciłem się tak, bym teraz to ja był na górze. Chłopak nadal był wściekle zarumieniony, a jego usta były uniesione w delikatnym uśmiechu. Może i był już przebrany w swoje standardowe ubrania, ale zostawił włosy rozpuszczone, za co byłem mu niezmiernie wdzięczny. Chociaż jedna z niewielu uciech dla oka.
- A gdybym tak sobie zażyczył, że chcę, byś już nigdy nie nazywał mnie dzieciakiem… - zacząłem, zdając sobie sprawę, że to perfekcyjny pomysł. Mikleo w końcu obiecał, że spełni dzisiaj każde moje życzenie, nie zaznaczył nic o tym, jak długo może takie życzenie trwać.
Moje oświecenie zostało szybko przerwane przez cichy śmiech mojego przyjaciela. Spojrzałem na niego zdezorientowany, nie wiedząc, o co mu chodzi. Przecież moja myśl była genialna.
- Jedynie do końca dnia, później już na to nie licz – powiedział, przesuwając palcem po linii mojej szczęki.
Naburmuszyłem się lekko na jego słowa, ale zmieniłem zdanie, kiedy poczułem jego usta na swoich. Bez zastanowienia odwzajemniłem pocałunek, a kiedy się od siebie odsunęliśmy, położyłem głowę na jego klatce piersiowej. Cicho westchnąłem, kiedy zaczął bawić się moimi włosami. Yuki’ego nie będzie już przez resztę dnia i całą noc, więc aż do jutra rana mieliśmy spokój. Wreszcie mogłem trochę odpocząć i nie powstrzymywać się przed niczym; musiałem nawet przystopować z całkowicie niewinnymi pocałunkami, bo dla Mikleo już to było nieodpowiednie dla oczu dziecka.
- To był najlepszy prezent, jaki kiedykolwiek dostałem – wyszeptałem w końcu, podnosząc głowę. – Kocham cię – dodałem, lekko całując jego usta. Wsunąłem dłonie pod jego koszulkę i powoli zacząłem badać jego ciało. Może to były moje urodziny, ale czułem, że musiałem mu jakoś wynagrodzić to całe poczucie poniżenia i wstydu.
<Mikleo? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz