Więcej Serafinów, przemknęło mi przez myśl. Im byłoby ich więcej, tym byłbym silniejszy. Ale czy cena, którą mi przyjdzie za to zapłacić, była tego warta? Sądząc po zachowaniu Mikleo, inne Serafiny będą zachowywać się równie uparcie. Niby mógłbym znowu zakląć ich w broni, ale mój przyjaciel zawsze mógłby ich ostrzec. Poza tym, w pobliżu na pewno nie było żadnego Serafina i musiałbym zawracać, a już byłem tak blisko celu… i może dlatego Mikleo zaproponował mi ten pomysł? By odciągnąć mnie od niebezpieczeństwa.
Rozpromieniłem się na tę myśl. Mój aniołek się o mnie martwił. Przyznaję, przez ostatnie dni nie było między najlepiej, pewnie przez to uwięzienie go. Owszem, był posłuszny, ale to wszystko. Wszystkie czułe gesty, które wykonywałem w jego stronę, były zbywane albo odwzajemniane z wyraźną niechęcią. Starałem się być delikatny i nie naciskać na niego za bardzo; chciałem powrócić do tej relacji sprzed opuszczeniem jaskini i spotkaniem mojej rodziny.
- Mikleo – powiedziałem nagle radośnie, przytulając chłopaka do siebie. Przez ułamek sekundy mogłem zauważyć zaskoczenie malujące się na jego twarzy. – Jak uroczo, że się o mnie martwisz – dodałem, wtulając nos w jego włosy. Dopiero po dłuższej chwili odsunąłem się od mojego przyjaciela i lekko pocałowałem go w czoło. – Wierzę w twoją siłę, oraz w siłę Lailah. Wiem, że oboje pomożecie mi pokonać największe źródło zła.
Chłopak wpatrywał się we mnie nieodgadnionym spojrzeniem. Miałem nieprzyjemne wrażenie, że schudł, a pod jego ślicznymi oczętami pojawiły się brzydkie wory oraz cienie. To prawdopodobnie wszystko przez zło, do którego nieuchronnie się zbliżaliśmy. Niedawno zauważyłem, że nie jestem w stanie wyczuwać helionów, co kiedyś przychodziło mi z łatwością. Musiałem być teraz bardziej uważny i skupiać się na reszcie swoich zmysłów, by nie podszedł nas jakiś potwór. Na szczęście miałem Mikleo obok siebie; skutecznie wskazywał mi w którą stronę powinienem się kierować. Mimo, że w tych ostatnich dniach był osowiały, spisywał się na medal.
- Wyglądasz okropnie – wyszeptałem, delikatnie głaszcząc go po bladym policzku. – Spróbuj trochę wypocząć, będę cię pilnować. Musisz być w pełni sił, kiedy będziemy walczyć z tym potworem.
Chłopak pokiwał delikatnie głową. Może nie tylko to uwięzienie parę dni temu spowodowało u niego taką apatię, ale i ta aura, o której wcześniej wspominał. Dodatkowy powód, aby pozbyć się tego potwora. Kiedy już się go pozbędę, mojemu aniołkowi na pewno się polepszy.
Usiedliśmy pod drzewem. Mikleo, po rzuceniu mi niepewnego spojrzenia, położył ostrożnie głowę na moich kolanach i przymknął oczy. Cieszyłem się, że nie musiałem zmuszać go do odpoczynku. Zdjąłem ostrożnie czerwoną kurtkę z ramion, po czym przykryłem go nią. Zacząłem ostrożnie bawić się jego włosami, ale większą uwagę skupiłem na otoczeniu. Nie mogłem pozwolić na to, aby znienacka zaatakował nas jakiś helion, nie chciałem narażać Mikleo na niebezpieczeństwo. Wyraźnie poddenerwowany Lucjusz położył się przy moim boku – najwidoczniej i jemu nie odpowiadała unosząca się w powietrzu aura.
Doskonale pamiętałem nieprzyjemny ucisk w klatce piersiowej oraz mdłości, jakie odczuwałem w stolicy, kiedy pomagałem Alishi. Czy Mikleo odczuwał teraz to samo? A może czuł się jeszcze gorzej, niż ja wtedy? Pogłaskałem go delikatnie po głowie. Mój biedy aniołek. Wkrótce pokonam to zło i nie będzie musiał tak cierpieć. Osobiście nie odczuwałem żadnych dolegliwości w związku ze zbliżającym się złem. Nie wiedziałem, dlaczego tak było.
Może powód był bardzo prosty – sam stawałem się zły.
Od razu odgoniłem od siebie tę myśl. Była ona głupia i nieprawdziwa. Pewnie uodporniłem się na to, i tyle. Gdybym ciągle czuł te wszystkie nieprzyjemne uczucia, kiedy za każdym zbliżam się do epicentrum zła, w końcu był zwariował. Tak, to na pewno dlatego.
***
W końcu Mikleo się obudził, ale, przynajmniej według mnie, nie wyglądał lepiej. Musiałem się pospieszyć i pozbyć się złego pana, by w końcu mu się poprawiło.
Ruszyliśmy w dalszą drogę. Im bardziej się zbliżaliśmy, tym wolniej mój anioł się poruszał. Dostosowywałem się do jego tempa, będąc naprawdę zmartwiony jego stanem zdrowia. Powtarzałem sobie w duchu, że jeszcze trochę i w końcu mu się poprawi. Musi wytrzymać jeszcze troszeczkę, jeszcze odrobinkę…
Kątem oka zauważyłem, jak Mikleo osuwa się na ziemię. Złapałem go w ostatniej chwili; gdyby nie moja błyskawiczna reakcja, Serafin zaliczyłby nieprzyjemne spotkanie z ziemią.
- Mikleo? – spytałem, patrząc na niego z przerażeniem oraz wyraźnym zmartwieniem. Lekko poklepałem go po policzku, chcąc go wybudzić. Dopiero po dłuższej chwili chłopak otworzył niepewnie oczy. – Co się stało? – pytałem, czując narastające we mnie zmartwienie. Nie podobała mi się jego reakcja. Jeżeli mu się nie poprawi, jestem w stanie zawrócić i zawalczyć ze złem później. Na tę chwilę jego zdrowie było dla mnie najważniejsze.
<Mikleo? :3>
737
737
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz