Zerknąłem na niego zaskoczony. Nie spodziewałem się, że będzie chciał wracać, zwłaszcza on. Zauważyłem, że mój anioł niespecjalnie przepadał za Alishą, chociaż to mógł być jedynie mój błąd i źle zinterpretowałem jego reakcje. Nawet jeżeli byśmy zawracali do stolicy, droga zajęłaby nam o wiele dłużej biorąc pod uwagę, jak szybko męczył się dzieciak. Westchnąłem cicho, opierając swoją głowę o tę jego. Z jakiegoś powodu chciał tam wracać i nie chciał mi powiedzieć, nie lubiłem sekretów, ale ufałem mu. Chyba mogę to już spokojnie przyznać.
- Gdzie jest najbliższy helion? – spytałem, owijając jego kosmyk wokół własnego palca. Zauważyłem, jak chłopak bierze głęboki wdech i przymyka oczy. Co ja bym zrobił bez mojego małego aniołka?
- Na wschód stąd – powiedział w końcu, otwierając oczy. Zastanowiłem się przez chwilę. Teoretycznie, moglibyśmy zrobić małe kółeczko. Droga będzie długa tak czy siak, a jakiś konkretny cel nam się przyda.
- Wiesz, że to będzie długa droga powrotna? – spytałem, lekko całując go w skroń.
- Nie zmuszam cię do niczego – powiedział, wtulając się bardziej w moje ciało.
- Wiem. Tylko cię uświadamiam – chłopak spojrzał na mnie zaskoczony. Podejrzewałem, że ucieszy się na moją zgodę, ale miałem nieodparte wrażenie, że lekko posmutniał. Byłem nieco zdezorientowany. Zależało mu na tym, żebyśmy wrócili, więc czemu wydaje się tak zmartwiony? – Nie cieszysz się?
- Cieszę, tylko martwię się o Yuki’ego – powiedział, spuszczając wzrok. Wywróciłem oczami. Oczywiście, że chodziło o tego małego bachorka.
- To przez gówniarza tak powolnie będziemy się poruszać – burknąłem pod nosem i zaraz poczułem, jak chłopak uderza mnie w tył głowy. To mnie zaskoczyło. Jeszcze nie tak dawno chłopak wyraźnie się mnie bał i robił wszystko, byleby mnie nie zdenerwować. Teraz mimo, że nadal był mi posłuszny, odzyskał dawny wigor, co nawet trochę mnie cieszyło, tęskniłem za nim.
- Ma na imię Yuki i tak się masz do niego zwracać – Mikleo wydawał niezadowolony z mojego zachowania. Po raz pierwszy słyszałem, aby tak się do mnie zwracał od bardzo dawna. To dziecko budziło w nim uczucia i teraz łatwiej było mi określić, czy jest radosny czy zirytowany. A może jednak chłopiec przyda się mi bardziej, niż sądziłem.
- Odbiera nam prywatność – wymruczałem, wsuwając mu dłoń pod koszulkę.
Usłyszałem, jak chłopak wstrzymuje oddech. Mój anioł sam z siebie usiadł mi na kolanach i wbił się zachłannie w moje usta. No proszę, myślałem, że to ja jestem tym zachłannym i spragnionym dotyku. Z przyjemnością odwzajemniłem pocałunek i powoli przesuwałem dłońmi po jego ciele. Krzywiłem się lekko, czując jego wystające kości. Musiałem znaleźć jak najszybciej sposób, dzięki któremu powróciłby do normalnej wagi.
Po chwili oderwaliśmy się od siebie, by zaczerpnąć powietrza. Blade lica Mikleo były pokryte ślicznym różem. Zawstydzony chłopak położył na moim prawym poliku ciepłą dłoń, w którą bez większego zastanowienia się wtuliłem. Zaczął ze zmartwieniem wpatrywać się w moją zmieniającą kolor tęczówkę. Nie byłem pewien, w jak dużym stopniu moje oko jest czerwone, a nie zielone – kiedy ostatni raz się przyglądałem się swojemu odbiciu, ponad połowa była zmieniona.
- Powinieneś się przespać – powiedział cicho, gładząc kciukiem moją skórę. – Wyglądasz, jakbyś nie spał całą noc.
- Ktoś musiał cię pilnować – wymruczałem, skradając mu krótki pocałunek.
Mimo wszystko czułem zmęczenie i zamierzałem skorzystać z okazji, by trochę odpocząć. Mojego aniołka będę mógł później pomęczyć.
Oparłem się wygodniej o drzewo i przytuliłem do siebie swojego przyjaciela. Nie przejmowałem się siedzącą pozycją, w której zamierzałem spać. Dla mnie najważniejsze było to, by Mikleo był blisko mnie.
– Obudź mnie, gdyby coś się działo – wymamrotałem czując, jak chłopak kładzie mi głowę na klatce piersiowej.
<Mikleo? c:>
569
569
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz