czwartek, 28 maja 2020

Od Mikleo CD Soreya

Czułem lekkie zirytowanie, nie chciałem spać, kiedy on to w końcu zrozumie? Tak czuję zmęczenie, mimo to muszę się pilnować, w razie, gdyby coś się działo, nie mogłem sobie tak po prostu spać. O nie, nie, muszę czuwać. Mojego przyjaciela łatwo podejść dlatego to ja muszę go pilnować, nie tylko z resztą go siebie i resztę też w razie co muszę być gotowy na wszystko.
- Nie chcę spać - Uparcie trzymałem się swego, mimowolnie przecierając dłonią twarz, byłem może troszeczkę zmęczony, ale przecież to nic takiego, nie potrzebuje dużo snu, pójdę spać, gdy będzie już bezpiecznie, z dala od wszelakiego zagrożenia.
- Mikleo przecież wiem, że chcesz - Westchnął ciężko, może jutro trochę zmęczony moim zachowaniem. Nie chciałem go martwić, a jednocześnie nie potrafiłem tego kontrolować, strach robił swoje, a poczucie zagrożenia w żadnym wypadku mi nie pomagało, nie potrafiłem spać. Wiedząc, że ten potwór jest tak blisko mnie.
Nic już nie mówiłem, kłótnia z nim nie miała sensu, martwi się, czym mnie denerwuje, wzbudzając poczucie winy, zdenerwowany czuję się jeszcze gorzej, co jeszcze bardziej mnie dołuje, oto błędne koło, niemogące się zatrzymać.
Mimowolnie zamknąłem oczy, nie spałem absolutnie nie, czuwałem. Oczy niepotrzebne byłby mi do kontrolowania otoczenia, słuch i bliskość z naturą w zupełności mi wystarczała.
Sorey musiał zauważyć moje zamknięte oczy, mocniej chwytając mnie w pasie, bym przypadkiem nie spał z konia, nie miałem zamiaru wyprowadzić go z blefu, dzięki temu myśleniu miałem spokój, mogłem odpocząć psychicznie, a nawet odrobinę fizycznie udając, powiedzmy "głupa".
Nie długo jednak dałem radę udawać, im dłużej moje oczy trwały w zamknięciu, tym ciężej było mi je otworzyć, niby tylko jedna nieprzespana noc a znacznie gorzej to przechodzę, może złe poczucie psychiczne też na to wszystko działa, cholerny szczeniak, że akurat musi z nami zostać. Yuki mógł przyprowadzić cokolwiek innego, że też trafiło na psa, jest tyle zwierząt w lesie czy tylko mi się zdaje, czy los robi mi na złość? Zawiniłem? Niech pokaże mi w jakiej chwili.
Ciche westchniecie, wydostało się z moich usta, otworzyłem oczy, skupiając się na otoczeniu, starając się nie myśleć o tym małym mordercy, który z nami jest, może nie w tej chwili tu i teraz, ale jest i to zbyt blisko jak dla mnie.

***

Całą resztę drogi starałem się jakoś trzymać, kontrolując otoczenie, tracąc co jakiś czas kontakt z rzeczywistością, na chwilę przysypiałem, znudzony jazdą wybudzając się, gdy tylko coś wzbudziło mój niepokój, który zwiększył się, gdy byliśmy u celu. Smok, który zawsze tu latał i tym razem znajdował się niedaleko, musieliśmy być ostrożni, nigdy nie wiadomo co może się wydarzyć.
- Co wy tu robicie? - Już po chwili dało się usłyszeć głos Edny, która nie była specjalnie zadowolona z naszej.. Z naszej jak naszej bardziej obecności Soreya.
- Potrzebujemy pomocy - Lailah jako pierwsza zwróciła się do blondynki, powoli do niej podchodząc, Sorey wraz z Yukim ruszyli za nią, mnie natomiast zainteresowało coś innego. Stare jezioro znajdujące się w tym miejscu od wielu, wielu lat wyschło.
Nie dokładnie ich słuchałem, skupiony na tym, co widzę, wyłapując jedynie co któreś słowo, na pewno rozmawiali o Yukim, o tym potworku i tym jak Edna nieprzyjemnie odnosiła się do młodego pasterza.
Zaskoczony przyglądałem się ziemi okrytej mrokiem, trawa zmieniała swoją barwę, natura umierała, zło opanowywało cały świat, niszcząc wszystko, co piękne.
Przetarłem oczy, zastanawiając się, czy aby na pewno to nie sen w końcu byłem zmęczony, czując jednak mocne uderzenie parasolki w głowę, mogłem być pewien, że nie śpię, w śnie nie dostałbym na pewno w łeb.
- Spłynął mrok i okrył ziemię, wyschnięte rzeki, spękana ziemia, zły pan niszczy wszystko, niedługo drzewa uschnął a woda zniknie z powierzchni ziemi, nastanie mrok, anioły upadną i nikt go nie pokona - Edna stając obok mnie, patrzyła na szkody, które wyrządził te potwór, niszczył wszystko, co było potrzebne naturze, najpierw woda, potem ziemia co będzie następne? Ogień i powietrze? Musimy go powstrzymać, nim będzie za późno. - Wiem po co przybyliście - Wyprzedziła Soreya, który otwierał usta, aby wypowiedzieć jakieś słowa. - Od początku wiedziałam, pasterz, chcąc pokonać złego, pana potrzebuje wszystkich żywiołów. Pomogę ci pod warunkiem, że udowodnisz mi, że jesteś godzien mojej mocy, przekonaj mnie do siebie, byle szybko czasu masz coraz mniej - Odparła, podchodząc do chłopaka, oczywiście wiedziałem, że będzie z nią trudno, ale czegoś takiego się nie spodziewałem, nie było tak źle, zdecydowanie mogła zmusić go do gorszych rzeczy.
Dziewczyna coś jeszcze dodała, znikając nam z oczu, Lailah wraz z chłopem i psikiem poszli, usiąść pod koronami jeszcze nieumarłych drzew chronią się przed słońcem. Sorey natomiast stał przy mnie, gdy tępo wpatrywałem się w suche jezioro, uklęknąłem przed nim, dotykając suchej ziemi, nie czułem ani odrobinki wilgoci woda zniknęła dawno temu, niedobrze trzeba zacząć działać.
- Niszczy, to co kochamy - Wyszeptałem, ściskając w dłoni suchy piach. - Zrób wszystko, aby przekonać Edne, Zaveid pójdzie za nią, nie możesz teraz polec - Odwróciłem głowę w stronę przyjaciela, byłem zmęczony a do tego zmartwiony. Moja woda zniknęła, to bardzo mnie martwiło, ziemia bez wody umierała a wraz z nią wszystko inne, musimy ratować ten świat bez względu na to, jaki jest.

<Sorey? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz