Byłem zaskoczony jego nagłą zmianą, zauważyłem zmianę w jego oku, w tej chwili nie było mowy o pomyłce, on poddał się całkowicie złu, złamał nasz układ, co ja mówię, zrobił to już dawno, a ja nawet nie chciałem mu o tym mówić, bojąc się, jak może na to zareagować, teraz jednak zaczyna mnie to już powoli ruszać, dbam o niego, nie śpię po nocach, jestem na każde zawołanie, a on tak mi się odwdzięcza? Pan i władca się znalazł.
~ Spokojnie, Mikleo dasz radę, pamiętaj morderstwo to grzech - Pomyślałem, nabierając do płuc powietrza, spokojnie znosząc jego humorki.
Niedługo po tym wszystkim zasnął, za co byłem Bogu wdzięczny, miałem chwilę spokoju, aby uleczyć do końca jego ranne ciało i zmienić jego okład, mimo wszystko nie chciałem mieć go na sumieniu, nie jestem takim dupkiem, jakim jest on.
Rozpaliłem ognisko, nakarmiłem Yuki'ego, a nawet kota odczuwając zmęczenie, teraz i ja czułem irytację, której nawet nie kryłem, starając się zachować spokoju, ze względu na Bogu ducha winnego chłopca.
Na szczęście Yuki to dobre i spokojne dziecko, nie sprawiał mi problemów, a wręcz chciał pomóc, cieszyłem się z obecności tego dziecka, dawał mi radość, której już dawno tak bardzo mi brakowało, może i Sorey czasem okazywał dobre serce, jednak było to zbyt rzadko, za często karał, za rzadko chwalił, ile miałem jeszcze to znosić? Czy on nie widzi, że robi mi krzywdę tym wszystkim? Przez jego narastającą złość narzuca mi dodatkowy ciężar tak jakbym już mało go miał, gdy obiecał mi kiedyś pomoc, miał nosić moje brzemię, miał pomóc mi w udźwignięciu ciężaru, zamiast tego tylko bardziej mnie krzywdzi. Jednak i ja mimo swojego spokoju dycha mam swoje granice wytrzymałości, których nie wolno przekraczać.
Yuki w pewnym momencie przytulił się do mnie, zamykając oczka, był zmęczony, dlatego przytuliłem go delikatnie do siebie, głaszcząc po włosach. Dziecko szybko zasnęło. Wiedząc, że nikt nie zrobi mu krzywdy nie teraz, nie przy mnie.
Zamknąłem na chwilę oczy, aby odpoczęły, był już wieczór, Sorey jeszcze spał co było mi na rękę, nie miałem siły go znosić, zmęczenie robiło swoje, wolałem poświęcić ostatki sił na pilnowanie ich.
Niestety mój spokój nie trwał wiecznie, słyszałem ruch, co zmusiło mnie do otwarcia oczu, zauważając wybudzonego przyjaciela, który podnosił się do siadu, zdejmując z czoła okład, wyglądał lepiej o tyle dobrze, wraca do formy, tylko czy to aż taka dobra wiadomość?
Nic nie mówiłem, chciałem zapytać, jak się czuje i co go ugryzło, jednak wolałem milczeć, widziałem jego minę, wszystko mówiło mi, abym unikał nawet najmniejszego kontaktu wzrokowego, może w taki sposób nie wywołałam jego gniewu.
Cicho wzdychając, rozejrzałem się dokoła, wydawało się bezpiecznie, chyba nic by się nie stało, gdybym na chwilę zamknął oczy, z drugiej strony muszę czuwać, nie chce narażać nas na niebezpieczeństwo.
Zamknąłem, ponownie oczy wystarczy, że słuchałem. Wzrok nie był mi teraz potrzebny.
- Wspomniałeś dziś o Lailah dlaczego? - Usłyszałem nagle głos przyjaciela, lekko drgnąłem, ale nie otworzyłem oczu, były zmęczone, więc wolałem bardziej ich nie męczyć.
- Mówiłem ci już, że nie powinieneś jej więzić, nic ci nie zrobiła, prawdziwy pasterz nie zrobiłby czegoś takiego - Po moich słowach wyczułem narastający w nim gniew, dotknęły go moje słowa, pewnie tego pożałuje.
- Nie odzywaj się tak do mnie, nie zapominaj, kim dla ciebie jestem, na pewno tylko czekasz na odpowiedni moment, żeby mnie zdradzić, dlatego chcesz wracać do stolicy - Warknął, otworzyłem oczy po tych słowach, postanowiłem położyć chłopca na kocu, aby spał spokojnie, odwracając głowę w stronę przyjaciela.
- To ty zapomniałeś, kim miałeś dla mnie być, nie panem a przyjacielem, obiecałeś mi pomóc, zamiast tego krzywdzisz, jesteś niesprawiedliwy, gdybym chciał, już dawno bym cię zdradził, nic nie trzymało mnie przy tobie, gdy byłeś nieprzytomny, zastanów się, miałem wiele okazji, by to zrobić, nie zrobiłem, nie zdradziłem cię, zamiast tego opiekowałem się tobą, martwiąc się, czy aby na pewno wszystko dobrze, martwiłem i dbałem o przyjaciela nie pana i już ci mówiłem, nie musimy wracać do stolicy, jeśli uważasz, że chce cię zdradzić, zamknij mnie i będziesz miał pewność, że nic nie zrobię, bo przecież cały czas, tylko spisuje przeciwko tobie - Wyrzuciłem to z siebie z żalem w głosie, może chociaż raz popatrzy na to wszystko z mojej perspektywy, to prawda chciałem go zdradzić, chciałem uwolnić Lailah, ale im łagodniejszy się dla mnie stawał, tym bardziej wierzyłem w jego spojrzenie na ten świat, ufałem mu, chcąc być przy nim, teraz czuję, że naiwnie ufałem mu, zdradzając tych, którym powinienem pomóc. Nie chciałem zostać zamknięty, nie miałem jednak już siły na kolejne wojny z nim, naruszam swoje zdrowie, by go chronić i dbać o niego a w zamian za to jestem traktowany jak śmieć, nie taka moja rola, nie może mnie tak traktować, jeszcze trochę a sam mnie wykończy, chociaż może wtedy odpocznę.
<Sorey? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz