- A ty nadal sądzisz, że miałeś prawo na niego krzyczeć?
- To on pierwszy zaczął, poza tym nie może krzyczeć z rana i wybudzać wszystkich ze snu, my też mamy prawo do odpoczynku - Cóż co do tego wątpliwości nie miałem, Yuki obudził ich krzykiem, a Sorey nie da mi teraz żyć, matko przenajświętsza za co?
Westchnąłem cicho, właśnie tego się spodziewałem, prędzej czy później znów będzie przekonywał mnie do tego, aby zmienił nastawienie do chłopca, kiedy ja nie potrafiłem. Tak wiem, Yuki za bardzo krzyczy i za szybko wpada w histerię, co z leksza mnie przeraża, a jednocześnie męczy już troszeczkę, staram się jak mogę, ale mam też granicę wytrzymałości a gadanie Soreya wcale nie pomaga mi w radzeniu sobie z chłopcem.
- Może troszeczkę go ponosiło, zdarza się - Stwierdziłem, wzruszając ramionami, przecież to ja biorę całą odpowiedzialność za chłopca na siebie, powinni dać mi spokój, nie muszą się nim zajmować, nie oczekuje pomocy, sam sobie radzę, w duchu ciesząc się za cierpliwość, którą obdarował mnie Bóg, bo gdybym tak siłę dostał, mógłbym już nie wytrzymać.
- Troszkę poniosło? To nie jest normalne, on nie może się tak zachowywać, może nie powinieneś go tak rozpieszczać, wtedy nie zachowywałby się w taki sposób.
Po usłyszeniu tych słów zagryzłem dolną wargę, odwracając od niego wzrok, nie potrafię zmienić swojego nastawienia do chłopca, gdy zabrakło moich rodziców, zamknąłem się na wszystkich i wszystko, straciłem chęci do życia, nie chcę, aby on też zaczął to czuć. Wiem, jak ciężko jest, z tego wyjść do tej pory mam problemy z okazywaniem emocji, a przecież minęło już sporo czasu od tamtego dnia.
Z moich ust wydobyło się, ciche westchniecie, co ja miałem mu powiedzieć? Czego on oczekuje? Jeśli jest taki mądry, niech sam zajmie się Yukim ciekawe czy będzie, tak jak mówi, bo ja naprawdę mam już dość, upomina mnie, że źle zajmuje się chłopcem, kiedy on nie wiele robi, bo nie musi, wszystko na swoje barki wziąłem ja, chociaż trochę wdzięczności, a nie tylko krytykuje mnie.
- To małe bezbronne dziecko - Zacząłem cicho, patrząc gdzieś przed siebie. - Nie można karać go za nadmierną radość, ruchliwość, histerię, męczenie... - Wymieniając to, czułem jak dopada mnie, wewnętrzne zmęczenie, oparłem głowę na kolanach zmęczony samym myśleniem o tym.
- Jeśli nadal będziesz go aż tak rozpieszczać, wykończysz sam siebie, a Yuki wcale nie musi wtedy stać się w przyszłości przykładem dobrego Serafina, dziecko też potrzebuje dyscypliny - Odparł, kładąc dłoń na mojej głowie, miał rację i doskonale o tym wiedziałem, a mimo to uparcie broniłem chłopca, nie chcąc, aby ten z jakiegoś powodu odczuwał smutek lub miał do mnie o coś żal.
- Wystarczy, że ty jesteś dla niego ostry, ktoś musi być dobry - Zauważyłem, unosząc głowę, odwracając ją tym samym w stronę chłopaka.
- Możesz być dobry, ale ty stanowczo przesadzasz - Zwrócił mi na to uwagę, patrząc prosto w moje oczy, które ostatnimi czasu stały się bardzo zdradliwe, okazując uczucia, których kiedyś nie dało się tam dostrzec, co ułatwia mojemu przyjacielowi, zrozumienie moich emocji co nie zawsze jest tak naprawdę czymś dobrym.
- Może faktycznie czasem trochę przesadzam i za bardzo go rozpieszczam - Wyrzuciłem to w końcu z siebie, czując się lekko tym faktem zażenowanym, nie radzę sobie nawet z dzieckiem a przecież mam chronić przyjaciela od zła, co i tak ostatnimi czasy fatalnie m wychodzi.
Właśnie zaczynam odczuwać, jak beznadziejny jestem, nic nie idzie po mojej myśli, jeszcze trochę a sam stanę się problemem, o ile już nim nie jestem.
- Czasem i troszeczkę jesteś pewien? - Wyszeptał mi do ucha, tuląc się do mnie od tyłu, co za człowiek przyznałem, mu troszeczkę racji a on już zaczyna bawić się w podchody, nie żeby mi to nie odpowiadało zdecydowanie wolę to od kłótni.
- No może znacznie częściej i więcej niż trochę - Przyznałem choć te słowa wypowiedziałem z wielką trudnością.
- Co ja z tobą mam - Wymruczał, całując moją szyję, westchnąłem cicho na ten gest, odwracając się w stronę przyjaciela, kładąc dłonie na jego policzki.
- Wiesz, że to wcale nie będzie takie proste, nagle zmienić swoje nastawienie - Zauważyłem, cóż to nie jest takie proste nagle być mniej uległym dla dziecka, które już dawno zdobyło mnie swoim urokiem.
- Coś wymyślimy - Stwierdził, zbliżając w moją stronę usta, odruchowo zakryłem jego usta, zmrużył oczy, nie wiedząc, o co mi chodzi.
- Jeśli mam być bardziej asertywny dla Yuki'ego to i dla ciebie, oboje jesteście w końcu dziećmi - Stwierdziłem, uśmiechając się zadziornie, mój przyjaciel burknął cicho, odsuwając moje dłonie od swoich ust.
- Oj słodziaku nie chcesz zaczynać tej wojny - Słysząc jego słowa, na moich policzkach pojawił się rumieniec wstydu, który szybko zmienił się w złość.
- Ja nie jestem słodki - Napuszyłem policzki jak małe dziecko, wszystko wszystkim, ale gdzie we mnie słodycz? Niech on przepraszam, nie zaczyna, co prawda ja zacząłem tym razem, jednak ja mam rację, mój przyjaciel jest dzieckiem mającym czasem przebłyski dojrzałości, ale to wciąż za mało.
- Ależ jesteś słodziutki - Ucałował moje usta, uśmiechając się zadziornie, wyczuł moje zirytowanie, próbując ze mną wygrać, co już prawie mu się udało.
- Nie jestem - Burknąłem, przewracając go na ziemię, nachylając się nad nim. - Dzieciaku - Dodałem, pokazując mu język, mając chwilę, aby się z nim podrażnić, zanim Lailah wróci z Yukim i znów spadnie na mnie opieka ad chłopcem.
<Sorey? C:>
- To on pierwszy zaczął, poza tym nie może krzyczeć z rana i wybudzać wszystkich ze snu, my też mamy prawo do odpoczynku - Cóż co do tego wątpliwości nie miałem, Yuki obudził ich krzykiem, a Sorey nie da mi teraz żyć, matko przenajświętsza za co?
Westchnąłem cicho, właśnie tego się spodziewałem, prędzej czy później znów będzie przekonywał mnie do tego, aby zmienił nastawienie do chłopca, kiedy ja nie potrafiłem. Tak wiem, Yuki za bardzo krzyczy i za szybko wpada w histerię, co z leksza mnie przeraża, a jednocześnie męczy już troszeczkę, staram się jak mogę, ale mam też granicę wytrzymałości a gadanie Soreya wcale nie pomaga mi w radzeniu sobie z chłopcem.
- Może troszeczkę go ponosiło, zdarza się - Stwierdziłem, wzruszając ramionami, przecież to ja biorę całą odpowiedzialność za chłopca na siebie, powinni dać mi spokój, nie muszą się nim zajmować, nie oczekuje pomocy, sam sobie radzę, w duchu ciesząc się za cierpliwość, którą obdarował mnie Bóg, bo gdybym tak siłę dostał, mógłbym już nie wytrzymać.
- Troszkę poniosło? To nie jest normalne, on nie może się tak zachowywać, może nie powinieneś go tak rozpieszczać, wtedy nie zachowywałby się w taki sposób.
Po usłyszeniu tych słów zagryzłem dolną wargę, odwracając od niego wzrok, nie potrafię zmienić swojego nastawienia do chłopca, gdy zabrakło moich rodziców, zamknąłem się na wszystkich i wszystko, straciłem chęci do życia, nie chcę, aby on też zaczął to czuć. Wiem, jak ciężko jest, z tego wyjść do tej pory mam problemy z okazywaniem emocji, a przecież minęło już sporo czasu od tamtego dnia.
Z moich ust wydobyło się, ciche westchniecie, co ja miałem mu powiedzieć? Czego on oczekuje? Jeśli jest taki mądry, niech sam zajmie się Yukim ciekawe czy będzie, tak jak mówi, bo ja naprawdę mam już dość, upomina mnie, że źle zajmuje się chłopcem, kiedy on nie wiele robi, bo nie musi, wszystko na swoje barki wziąłem ja, chociaż trochę wdzięczności, a nie tylko krytykuje mnie.
- To małe bezbronne dziecko - Zacząłem cicho, patrząc gdzieś przed siebie. - Nie można karać go za nadmierną radość, ruchliwość, histerię, męczenie... - Wymieniając to, czułem jak dopada mnie, wewnętrzne zmęczenie, oparłem głowę na kolanach zmęczony samym myśleniem o tym.
- Jeśli nadal będziesz go aż tak rozpieszczać, wykończysz sam siebie, a Yuki wcale nie musi wtedy stać się w przyszłości przykładem dobrego Serafina, dziecko też potrzebuje dyscypliny - Odparł, kładąc dłoń na mojej głowie, miał rację i doskonale o tym wiedziałem, a mimo to uparcie broniłem chłopca, nie chcąc, aby ten z jakiegoś powodu odczuwał smutek lub miał do mnie o coś żal.
- Wystarczy, że ty jesteś dla niego ostry, ktoś musi być dobry - Zauważyłem, unosząc głowę, odwracając ją tym samym w stronę chłopaka.
- Możesz być dobry, ale ty stanowczo przesadzasz - Zwrócił mi na to uwagę, patrząc prosto w moje oczy, które ostatnimi czasu stały się bardzo zdradliwe, okazując uczucia, których kiedyś nie dało się tam dostrzec, co ułatwia mojemu przyjacielowi, zrozumienie moich emocji co nie zawsze jest tak naprawdę czymś dobrym.
- Może faktycznie czasem trochę przesadzam i za bardzo go rozpieszczam - Wyrzuciłem to w końcu z siebie, czując się lekko tym faktem zażenowanym, nie radzę sobie nawet z dzieckiem a przecież mam chronić przyjaciela od zła, co i tak ostatnimi czasy fatalnie m wychodzi.
Właśnie zaczynam odczuwać, jak beznadziejny jestem, nic nie idzie po mojej myśli, jeszcze trochę a sam stanę się problemem, o ile już nim nie jestem.
- Czasem i troszeczkę jesteś pewien? - Wyszeptał mi do ucha, tuląc się do mnie od tyłu, co za człowiek przyznałem, mu troszeczkę racji a on już zaczyna bawić się w podchody, nie żeby mi to nie odpowiadało zdecydowanie wolę to od kłótni.
- No może znacznie częściej i więcej niż trochę - Przyznałem choć te słowa wypowiedziałem z wielką trudnością.
- Co ja z tobą mam - Wymruczał, całując moją szyję, westchnąłem cicho na ten gest, odwracając się w stronę przyjaciela, kładąc dłonie na jego policzki.
- Wiesz, że to wcale nie będzie takie proste, nagle zmienić swoje nastawienie - Zauważyłem, cóż to nie jest takie proste nagle być mniej uległym dla dziecka, które już dawno zdobyło mnie swoim urokiem.
- Coś wymyślimy - Stwierdził, zbliżając w moją stronę usta, odruchowo zakryłem jego usta, zmrużył oczy, nie wiedząc, o co mi chodzi.
- Jeśli mam być bardziej asertywny dla Yuki'ego to i dla ciebie, oboje jesteście w końcu dziećmi - Stwierdziłem, uśmiechając się zadziornie, mój przyjaciel burknął cicho, odsuwając moje dłonie od swoich ust.
- Oj słodziaku nie chcesz zaczynać tej wojny - Słysząc jego słowa, na moich policzkach pojawił się rumieniec wstydu, który szybko zmienił się w złość.
- Ja nie jestem słodki - Napuszyłem policzki jak małe dziecko, wszystko wszystkim, ale gdzie we mnie słodycz? Niech on przepraszam, nie zaczyna, co prawda ja zacząłem tym razem, jednak ja mam rację, mój przyjaciel jest dzieckiem mającym czasem przebłyski dojrzałości, ale to wciąż za mało.
- Ależ jesteś słodziutki - Ucałował moje usta, uśmiechając się zadziornie, wyczuł moje zirytowanie, próbując ze mną wygrać, co już prawie mu się udało.
- Nie jestem - Burknąłem, przewracając go na ziemię, nachylając się nad nim. - Dzieciaku - Dodałem, pokazując mu język, mając chwilę, aby się z nim podrażnić, zanim Lailah wróci z Yukim i znów spadnie na mnie opieka ad chłopcem.
<Sorey? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz