wtorek, 19 maja 2020

Od Mikleo CD Soreya

Westchnąłem cicho z leksza unieruchomiony, mój przyjaciel, chcąc spać, mógł położyć się na ziemi, przednio rozkładając koc, nie wiem, czy opierając się o moje plecy, wyśpi się wystarczająco, taka pozycja nie służy mu za bardzo, wstanie cały oblały.
Zerknąłem na niego kątem oka, Sorey już spał musiał być naprawdę zmęczony, czemu się nie dziwiłem, Yuki potrafi wymęczyć i chociaż jeden jedyny raz to nie ja czuję się jakbym, wyzionął ducha, jakie to miłe uczucie.
- Oboje padli jak zabici - W głosie Lailah dało się usłyszeć rozbawienie, spojrzałem na chłopca, który zasnął na trawie i on na swój sposób był wykończony, tą podróżą nie mówiąc już o zabawie, a więc nasze małe dzieci już spały, to byłby doskonały czas na relaks, byłby, gdyby nie ten pan leżący na moich plecach, mam rozumieć, że robię mu za łóżko? Nie, żeby mi to przeszkadzało, sam w ten sposób czasem traktuje jego ciało, choć leżąc, jest zdecydowanie wygodniej, niż siedząc.
- Oby spali jak najdłużej, nam też przyda się trochę ciszy i spokoju - Razem z Lailah co do tej kwestii byliśmy zgodni Yuki i Sorey potrafią być tak samo męczący i głośni.
W tym czasie kiedy to „dzieci” spały z Lailah trochę porozmawialiśmy o tym, co się wydarzyło, mimo wszystko czułem się z tym źle, przeze mnie została uwięziona, co prawda nie zmusiłem do niczego, wtedy Soreya więc nie do końca powinienem czuć się z tym źle, a jednak wolałem z nią o tym porozmawiać, gdy mieliśmy okazję, znamy się nie od dziś i oboje wiemy, jak ważne jest zrozumienie i rozmowa, może gdybym nic nie powiedział wtedy przyjacielowi, a Lailah i ja nie nabralibyśmy się na jego gierki, wszystko potoczyłoby się inaczej. Niestety w tej chwili możemy tylko gdybać, niczego nie zmienimy, nawet gdybyśmy bardzo chcieli..
- Nie pokonamy złego pana bez ciebie - W końcu zaczęliśmy nawet poruszać temat złego pana, jego rządy musiały się zakończyć, im dłużej żyje, tym większym, niebezpieczeństwem staje się dla ludzi i nas samych.
- Nie tylko mnie potrzebujecie, aby pokonać, największe zło pasterz musi połączyć się z czterema żywiołami, tylko wtedy jest w stanie oczyścić tego potwora - Słowa Lailah wcale mnie nie pocieszyły, gdy odejdzie, będzie jeszcze trudniej, pokonać złego pana a przecież to on wywołał tę wojnę. - Gdy wrócimy do stolicy, dam drugą szansę pasterzowi odnowimy pakt, myślę, że tym razem się na nim nie zawiodę - Słowa pani jeziora naprawdę mnie uszczęśliwiły, oczywiście zostałem poproszony o milczenie, które zachowałem, skoro kobieta sama chce mu to powiedzieć, zrobi to w najodpowiedniejszym dla niej samej momencie.
- To dobra wiadomość trudniej będzie znaleźć dwa inne żywioły, których nam potrzeba - Zauważyłem, wzdychając ciężko, Lailah jednak szybko przypomniała mi o naszych dwóch zaprzyjaźnionych serafinach, które mogły nam pomóc w tej sprawie. Nie byłem przekonany co do tej dwójki, lubiłem Ednę i Zaveida, ale nie wiem, czy wytrzymałbym kilka dnia, tygodni, a nie daj bóg, miesięcy nim zlikwidowaliśmy całkowicie zło.
- Nie wiem, czy dam sobie z tym radę - Westchnąłem ciężko, na samo wspomnienie tej dwójki zaczęła bolec mnie głowa.
- Czego nie wytrzymasz? - Usłyszałem głos mojego przyjaciela, który uniósł głowę znad mojego ramienia, rozciągając się leniwie, że też akurat teraz musiał się obudzić.
- Dodatkowej dwójki dzieci - Gdy to powiedziałem, Sorey pobladł, w jego oczach widziałem przerażenie. Czy on naprawdę myślał o małych dzieciach? To zabawne, a gdyby troszeczkę potrzymać go w takiej niepewności? Osobiście nie miałbym nic przeciwko, wygląda naprawdę śmiesznie, najwidoczniej Yuki mu wystarcza.
- Jakich dzieci? O czym nie wiem? - Jego przerażenie nie znikało z twarzy, boże chciałbym to uwiecznić, nawet Lailah zaczęła się z niego śmiać, co wywołało na jego twarzy zaskoczenie, nie wiedział, co się dzieje, a my tak okropnie się z niego nabijamy.
- Sorey, to nie do końca są dzieci, ale tak właśnie się zachowują, nie łykaj wszystkiego, co powiem - Moje słowa uspokoiły go, mimo wszystko był lekko obrażony i nie dało się tego ukryć, no cóż, mógł nie podsłuchiwać lub też szybciej wyłapać co mam na myśli, sam sobie jest winien, ja nic złego nie zrobiłem...

***

Minęło sporo czasu, a my już jutro mieliśmy znaleźć się w stolicy, z jednej strony martwiłem się tym powrotem, doskonale pamiętając, co zrobiłem pod postacią smoka, a z drugiej cieszyłem się, w końcu Lailah tam chce odnowić przysięgę z pasterzem, nie musi tego robić, a jednak chce, wiedząc jak ważne, jest dla niego pokonanie tego potwora, oczywiście Sorey nic nie wiedział, żadne z nas nie chciało, mu o tym mówić jedynie od czasu do czasu rzucając drobne, sugestię związane z powiększeniem jego drużyny, musiał być świadom, tego, jak bardzo są nam potrzebni.
Zamyślony szedłem spokojnie obok przyjaciela, obserwując chłopca, który zaczynał coraz to lepiej radzić sobie z wodą, nikogo już nie oblewał i co najważniejsze nie denerwował się aż tak bardzo, co mnie cieszyło, to wspaniałe dziecko, ale ja faktycznie za bardzo go rozpieszczałem, staram się być trochę bardziej stanowczy, co nie wychodzi mi zawsze, na szczęście mam przy sobie przyjaciela, który szybko radzi sobie z tym problemem.
- Już czuje, już czuje - Radosny chłopiec, krzycząc. Zaczął biec przed siebie, doskonale wiedziałem, co to oznacza, a w moim sercu poczułem dumę, chłopie zjednoczył się z naturą, słysząc i czując odgłosy wody.
- Nie martwisz się o niego? - Lailah zwracając się do mnie, zaczęła lekko martwić się o chłopca, niepotrzebnie woda, do której biegł, była tusz za rogiem nic mu nie groziło.
- Nie, poczuł zew natury - Wyjaśniłem, skupiając się na drodze, młody i tak uprze się, aby zostać przynajmniej kilka chwil nad wodą co dla mnie nie będzie problemem, sam chętnie bym odetchnął, co ja się później okazało, popierali wszyscy.
Yuki bawił się nad wodą, Lailah tym razem postanowiła pobawić się z chłopcem, odkąd zaczął bardziej panować nad wodą, chętniej się z nim bawi, co za tym idzie mam chwilę, aby odpocząć, kiedy maluch zajęty jest towarzystwem kobiety.
Zadowolony oparłem się o drzewo, rozciągając się leniwie, miałem chwilę lub miałbym chwilę na odpoczynek, gdyby nie mój ulubieniec siadający przede mną, uśmiechnąłem się delikatnie do niego.
- Jutro będziemy w stolicy, cieszysz się? - Zaczęliśmy spokojną konwersację, chyba oboje chcieliśmy już tam się znaleźć, nie przeczę, że cieszy mnie tam jedynie wygodne łóżko, z którego nie omieszkam nie skorzystać, oczywiście wciąż pamiętałem, o tym, co się wydarzyło, tamtego dnia przed naszą kłótnią, mam nadzieję, że drugi ras nie wywinie mi takiego numeru, nawet nie wie, jak bardzo mnie wtedy zdenerwował, może i byłem winien, grając niedostępnego, ale to nie powód, by iść do innego, oj nie o tym to ja nigdy nie zapomnę, na samą myśl o tym czuję niesmak, drugiej szansy nie będzie, przy następnej takiej sytuacji może pożałować, że żyje.

<Sorey? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz