poniedziałek, 4 maja 2020

Od Soreya CD Mikleo

Zmarszczyłem gniewnie brwi, złapałem go za nadgarstki i odsunąłem jego dłonie od swojej twarzy. Zauważając jednak brzydkie siniaki na jego rękach, poluzowałem uchwyt. Mimo wszystko, nie chciałem krzywdzić go bardziej niż to koniecznie. W ogóle nie chciałem go krzywdzić, czułem się z tym bardzo źle, więc czemu nie pozostawiał mi wyboru.
- Mikleo, już o tym rozmawialiśmy – powiedziałem cicho i delikatnie pocałowałem wierzch jego dłoni. – Już ci to tłumaczyłem. Nie jestem zły, tylko niezrozumiany.
- Martwię się o ciebie, Sorey. Sądzisz, że co się dzieje z twoim okiem? Nie jest jeszcze za późno, możesz…
Zakryłem mu usta dłonią, będąc już naprawdę mocno zirytowany jego zachowaniem. Zdecydowanie wolałem jego posłuszniejszą wersję, nawet jeżeli jedynie udawał, by się do mnie przymilić. Z czasem może by się przekonał co do mojej logiki. Pogłaskałem go delikatnie po policzku, ciężko wzdychając. Za takie zachowanie musiała go spotkać kara, ku mojemu niezadowoleniu, ale gdybym to tak zbagatelizował, mój aniołek szybko stałby się rozpuszczonym bachorkiem. Musiałem wzbudzać przed nim respekt.
- Do środka – nawet nie starałem się ukryć niezadowolenia w głosie. Zdecydowanie bardziej wolałem zasnąć przytulając się do jego drobnego ciałka, niż do Lucjusza.
- Sorey, proszę… - w jego oczach mogłem dostrzec coś w rodzaju strachu. Przez moment zrobiło mi się go szkoda. Nie wiedziałem, jakie to uczucie, ale najwidoczniej niezbyt przyjemne, skoro Mikleo tak bardzo się przed tym wzbraniał. Nie mogłem jednak nabrać się na jego smutne spojrzenie.
- Do środka – powtórzyłem znacznie ostrzej.
Jeszcze przez kilka sekund Mikleo patrzył na mnie błagalnie, ale w końcu wykonał rozkaz. Po tym wszystkim opadłem zmęczony i zdegustowany na poduszkę, a kocur położył się na mojej klatce piersiowej. Od niechcenia zacząłem go głaskać i już po paru sekundach głośno mruczał z zadowolenia. Ja nie byłem taki zadowolony. Wolałbym w tej chwili przytulać się do mojego niesfornego aniołka. Przymknąłem oczy czując nieprzyjemne uczucie w środku. Mikleo musiało się to naprawdę nie podobać.

***

Następnego dnia opuściłem rodzinę z niewyobrażalną ulgą. Nigdy więcej, to było naprawdę męczące doświadczenie. Kiedy nieco się oddaliliśmy, Mikleo poprosił mnie, abym go wypuścił. Nie zgodziłem się od razu; spełniłem jego prośbę dopiero nad jeziorem. Widziałem w jego oczach niewyobrażalną ulgę. Było mi go trochę szkoda. Podszedłem do wody i przemyłem zmęczoną twarz. W spokojnej tafli jeziora zauważyłem swoje odbicie i miałem wrażenie, że ta rdzawa śmieszna plamka trochę się powiększyła. To nie dobrze. Nie wiedziałem, co to oznacza, a nieco wątpiłem w teorię Mikleo. Przyłożyłem dłoń do oka w celu uleczenia go, ale to nic nie zmieniało i plamka nie znikała.
Odwróciłem się w stronę Mikleo, by spytać go o to oko, ale zauważyłem, że usiadł na ziemi, trzymając się za swoje ramiona, a Lucjusz lekko ocierał się o jego nogi. Aniołek wydawał się lekko roztrzęsiony, a ja poczułem się winny. To przeze mnie był w takim stanie.
- Mikleo – wyszeptałem, siadając obok niego i lekko się do niego przytulając. – Przepraszam za to. Ale byłeś niegrzeczny i musiałem cię jakoś ukarać – ostrożnie odgarnąłem niesforne kosmyki z jego twarzy i pocałowałem go w malinkę na szyi, którą mu wczoraj zrobiłem. Właśnie zdałem sobie sprawę, że dawno nie bawiłem się jego włosami. Musiałem w najbliższym czasie odnowić ten nasz rytuał.

<Mikleo? :3>

515

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz