Poczułem smak zazdrości, niby zwykłe nic nie znaczące uściski a mimo to mój umysł zareagował niewykrywalnym niezadowoleniem, to dziwne nigdy przedtem nie czułem tego no może ten jeden raz, gdy zobaczyłem na jego skórze malinkę, tym razem byłem zazdrosny o dziewczynę, przyjaciółkę mojego przyjaciela. To dziwne nie powinienem gniewać się za ten gest na niego ani na nią a mimo to czuję złość, trochę mnie to dotknęło, czy to właśnie ludzie nazywają miłością? Zazdrość jest jej częścią? Najwidoczniej jeszcze wiele muszę się nauczyć, aby zrozumieć, co czuję do własnego przyjaciela.
- Tak - Krótka odpowiedź wystarczyła przynajmniej dla mnie, nie miałem ochoty ciągnąć tej rozmowy, więc ją urwałem, nic się przecież nie stało, to wszytko jest takie normalne aż brak czasem słów.
Całą drogę aż do kilku minutowej przerwy milczałem, nawet nie otworzyłem raz usta, mój zły humor odbił się na chłopcu, który siedział cicho, najwidoczniej nie chcąc bardziej mnie zdenerwować, co prawda nie byłem zły, byłem bardziej oburzony i zazdrosny co nie zmienia faktu, że lepiej mnie bez potrzeby bardziej nie denerwować.
Konie spokojnie piły z małego źródełka, Yuki uważnie im się przyglądał oczarowany ich dostojnością, Lailah znajdowała się obok dziecka, głaszcząc konie.
Obserwowałem ich z miejsca znajdującego się pod drzewami, na tę chwilę miałem dość słońca.
- Mikleo co się dzieje? - Usłyszałem za sobą głos Soreya, usiadł za mną, oplatając dłonie wokół mojej tali.
- Nic - Burknąłem, nawet nie zaszczycają go spojrzeniem, nie miałem ochoty na rozmowę z nim, w tej chwili musiałem sobie poukładać wszystko w głowie, aby przypadkiem nie wybuchnąć, niby nic nie zrobił złego, a mimo to coś mnie w tamtej chwili dotknęło i obraziłem się nie na żarty.
- Nic? Nie zachowujesz się tak bez powodu - Wyszeptał mi do ucha, podgryzając jego płatek, wkładając swoje dłonie pod moją koszulkę, co wywołało zdradziecki dreszcz przebiegający po moim ciele.
- Przestań - Burknąłem, chwytając jego dłonie, czując pojawiające się wypieki na moich policzkach.
- Nie przestanę, porozmawiaj zemną - Nie chciał mi odpuścić, trzymając mnie w garści, nie mogłem nic zrobić, czułem się jak w pułapce...
Westchnąłem cicho, nie chcąc się przyznawać, to trochę dziecinne zachowanie, którego nie potrafię kontrolować. Wiem, że jest mój i nikt mi go nie odbierze, a mimo to czuję ten niesmak, gdy ktoś za bardzo się do niego zbliży.
- Mam zły dzień, nic po za tym - Nie powiem przecież, że jestem zazdrosny wziąłby mnie za głupka czy coś.
Sorey chciał coś powiedzieć, czułem to, moja wypowiedź nie do końca go usatysfakcjonowała, nie to chciał usłyszeć lub wyczuł, że nie w tym tkwi problem. Zakryłem jego usta, dłonią odwracając się w jego stronę, przez chwilę w milczeniu odwracając wzrok.
- Ja.. - Zacząłem, zdejmując dłoń z jego ust. - Poczułem zazdrość - Przyznałem w końcu, nie mogąc patrzeć mu w oczy, czując narastające poczucie wstydu...
Czując dłoń przyjaciela na swoim policzku, poczułem jeszcze większy wstyd, powiedziałem to na głos, już słyszałem śmiech, który powinien wydobyć się z ust, przyjaciela po tym, co powiedziałem, on jednak nie nastąpił, zamiast tego poczułem jego usta na swoich, nie do końca wiedząc, co jest grane, dlaczego mnie nie wyśmiał? Ja sam już dawno bym się wyśmiał, gdybym nieczuły zażenowania.
Odsunąłem się od przyjaciela, patrząc w jego oczy.
- Jesteś uroczy - Stwierdził, tuląc mnie mocno do siebie, wywołując u mnie wstyd, zażenowanie nawet gniew.
- Nie jestem uroczy - Burknąłem, sprzedając mu pstryczek w noc, kładąc swoje dłonie na jego policzkach, uśmiechając się delikatnie. - Kocham cię głupku - Powiedziałem to, naprawdę to powiedziałem, dopiero gdy uświadomiłem sobie, co zrobiłem, poczułem narastający wstyd. Sorey natomiast uśmiechnął się szeroko z błyskiem w oczach. - Nie ciesz się głupku, ruszajmy w drogę - Dodałem, zażenowany zdejmując jego dłonie ze swojego ciała, mając ochotę zakopać się pod ziemię, byleby na mnie nie patrzył.
<Sorey? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz