piątek, 8 maja 2020

Od Mikleo CD Soreya

Obudziłem się po niespełna dwóch godzinach, przetarłem zmęczone oczy, od razu zauważając śpiącego po drugiej stronie chłopca, byłem lekko zaskoczony, nie spodziewałem się, że kiedykolwiek w życiu zobaczę taki widok, na moich ustach pojawił się łagodny uśmiech, który znikł po kilku chwilach, przypominając sobie o koszmarach Yuki'ego.
Spojrzałem na twarz Soreya, nie był zadowolony z mojego tak krótkiego snu, czego nie ukrywał, na szczęście nie narzekał, obdarowałem go delikatnym uśmiechem, biorąc w dłonie jego już ciepły okład.
- Jak się czujesz? - Spytałem, chłodząc okład, który ostrożnie położyłem na jego czole.
- Lepiej - Przyznał, kładąc dłoń na okładzie, ciężko przy tym wzdychając.
-Ach, takie masz ciężkie życie - Żartowałem lekko kąśliwe, na co z widocznym uśmiechem przewrócił teatralnie oczami. - Yuki miał koszmar? - Dodałem, po chwili biorąc ostrożnie chłopca, uwalniając przyjaciela od męczącego wpół siedzenia, ma odpoczywać, nie powinien aż tak przejmować się nami.
- Śniły się mu potwory - Słysząc te słowa, zmartwiłem się delikatnie, patrząc na twarz dziecka, położyłem go ostrożnie na kocu, przykładając mu dłoń do czoła, oczyszczając jego umysł, na tyle ile potrafiłem, kontrolując poczynania przyjaciela, który wstał na chwilę, co w żadnym wypadku mi nie odpowiadało, powinien leżeć i doskonale o tym wiem, oczywiście wiem również, że jest uparty i nie będzie mnie słuchał, na pewno nie tak jakbym tego chciał.
Nakryłem chłopca kocem, dając mu spokój, czując wewnętrzną ulgę, tym razem na pewno nie przyśni mu się koszmar przynajmniej mam taką nadzieję.
Wstałem spokojnie z ziemi, zdejmując barierę, nie mogłem też przesadzać z nadużywaniem jej, gdybym tak czynił, szybko utraciłbym moc na kilka dobrych godzin.
- Połóż się, masz odczuwać - Musiałem mu przypominać, że w jego stanie nie może sobie pozwalać na zbyt dużo, ma odpoczywać i koniec kropka, nawet niech nie dyskutuje.
- Daj spokój, przypominam ci, że to ja jestem twoim panem i to ty masz słuchać mnie - Burknął, a mimo to zmusiłem go, aby się położył.
- Mój panie rozkazuj mi ile chcesz, pod warunkiem, że będziesz zdrowy, chorego słuchać nie będę - Po tych słowach ucałowałem jego usta, aby nie próbował mi wstawać, niech sobie gada zdrów, dopóki nie będzie w stanie sam o siebie zadbać niech, chociaż troszeczkę ułatwi mi życie, już i tak dużo mam na głowie. Jak by nie patrzeć dwójka dzieci to dopiero wymagania.
Położyłem głowę na brzuchu przyjaciela, aby skutecznie, uniemożliwić mu wstanie, wpatrując się w niebo, dziś było wyjątkowo czyste ani jednej nawet najmniejszej chmurki, dawno nie widziałem tak czystego nieba.
Sorey nie mając wyjścia, leżał spokojnie bawić się moimi włosami, wiem, że mógł być już zmęczony odpoczywaniem, ale nic mu na to nie poradzę, musi wydobrzeć, aby powrócić do swojej misji.
- Wiesz, jak się zastanawiam, chcę wieczność trzymać Lailah w mieczu? - Zapytałem, sam nie wiem czemu tak nagle, po prostu poczułem, że muszę o to zapytać, chociaż mogłem podejrzewać, jaka będzie odpowiedź.
- Czemu nagle o to pytasz?
Wzruszyłem ramionami, nie odwracając wzroku od błękitnego nieba.
- Wiesz, wydaje mi się, że ona nie jest tam szczęśliwa, nikt nie chciałby zostać uwięziony i zmuszony do dzielenia się mocą - Może nie powinienem zaczynać tej rozmowy, tylko niepotrzebnie bym go zdenerwował, ale może jeśli dotrę do niego poprzez rozmowę, sam wypuści ją na wolność.
- Nie dała mi wyboru - Burknął, niezadowolony poruszanym tematem.
Kiwnąłem głową, postanawiając nie drążyć, może sam kiedyś dorośnie do tego, aby ją wypuścić.
Zamknąłem oczy na chwilę tylko na kilka chwil, przyjemny wiatr poruszył moje włosy, rozrzucając je na wszystkie strony, rozciągnąłem się leniwie, podnosząc się ostrożnie do siadu, odwracając głowę w stronę Soreya, poprawiając koc, którym był przykryty.
- Mój biedaczek, idę nad wodę, potrzebuje kilka chwil dla siebie, bądź grzecznym chłopcem i nie sprawiaj problemów - Poprosiłem, głaszcząc delikatnie policzek przyjaciela.
- Nie jestem dzieckiem - Przypominał mi, na co zrobiłem najgłupszą minę na świecie, pokazując mu tym samym, że w żadnym wypadku się z nim nie zgadzam.
- Oczywiście, pan dorosły się znalazł - Pstryknąłem go w nos, wstając z ziemi. - Naprawdę nie przemęczaj się, musisz odpocząć. Pamiętaj, czeka nas długa podróż do stolicy - Dodałem, jak zawsze martwiąc się o niego, był człowiekiem, mogło mu się naprawdę coś stać, muszę o niego zadbać, bo sam tego nie zrobi.

<Sorey? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz