Spojrzałem zmartwiony na mojego przyjaciela, który nie wyglądał najlepiej. Zastanawiałem się, co było tego powodem; całonocna warta, niewygodna drzemka w siodle czy może obecność znienawidzonego przez niego psa? Mimo wszystko, mój anioł miał rację: byłem blisko i nie mogłem się poddać. Nie w tej chwili. Edna praktycznie już się zgodziła, musiałem tylko zrobić coś, aby ją przekonać.
Pytanie brzmiało, co. Naprawdę w tej chwili byłem w stanie zrobić wszystko, by tylko ją do siebie przekonać. Zauważając wyschnięte do cna jezioro oraz zniszczoną ziemię mimowolnie pomyślałem o Alishy. Czy już wyruszyła wraz ze swoim wojskiem? Może jest już po pierwszej bitwie? A może się spóźniłem i przegrała? Nawet jeżeli tak się już stało, powinienem odsunąć te myśli na bok. Powinienem jej pomóc, ale najpierw muzę oczyścić potwora, który doprowadził do tej wojny i powoli wyniszcza nasz świat. To jest moim priorytetem jako pasterza.
- Edna mówiła, że nie widziała Zaveida od dwóch dni – powiedziałem, cicho wzdychając. To może nie był duży problem, ale szukanie go mogłoby nam zająć trochę czasu, a tego nie mamy.
Mikleo wypuścił nieprzyjemnie szary piasek z dłoni i podniósł się do pionu. Położył mi rękę na ramieniu w pocieszającym geście.
- Pewnie kręci się gdzieś nieopodal – odparł uspokajająco. – Znajdę go i przyprowadzę, a ty przekonaj Ednę.
- Powinieneś… - zacząłem, ale dłoń przyjaciela z mojego ramienia przeniosła się na moje usta, a jego twarz skrzywiła się w lekkim niezadowoleniu.
- Wszystko ze mną w porządku, nie martw się o mnie. Ja mam swoje zadanie, ty masz swoje i na nim się skup – zrobił krótką przerwę, a ja kiwnąłem głową.
Uśmiech od razu rozjaśnił jego twarz. Stanął na palcach i złożył krótki pocałunek na wierzchu swojej dłoni. Byłem lekko zaskoczony takim gestem, przecież mógł zdjąć tę rękę i ucałować moje wargi, a nie własną dłoń. To całkowicie mijało się z definicją pocałunku.
Chłopak odsunął się ode mnie i ruszył w kierunku odpoczywających koni, pozostawiając mnie w lekkim szoku. Nie spodziewałem się takiego gestu z jego strony. Odprowadziłem go spojrzeniem, kiedy odjeżdżał nad jednym z wierzchowców, a kiedy zniknął mi z oczu, westchnąłem ciężko i ruszyłem w stronę Edny, która siedziała obok Lailah i Yuki’ego. Chłopiec opowiadał jej coś z wielkim entuzjazmem, a mała blondynka… cóż, trudno mi było określić, jakie emocje w niej aktualnie siedziały. Znudzenie, zaciekawienie, radość… Mikleo też był kiedyś taki zagadkowy.
Jakby nie patrzeć, ona i Mikleo byli bardzo podobni. Oboje nie przepadali za ludźmi i ich wyrażanie emocji było lekko upośledzone. Mojego anioła przekonałem do paktu zwyczajną szczerością. Może i to zadziała na Serafina ziemi? Miałem taką nadzieję. Nic lepszego nie wpadło mi do głowy.
- Edna, możemy porozmawiać? – spytałem trochę nieśmiało, kiedy znalazłem się wystarczająco blisko. Nieodgadnione spojrzenie błękitnych oczu zmierzyło mnie dokładnie, po czym dziewczyna kiwnęła głową i podniosła się z ziemi.
Ruszyliśmy powolnym krokiem wzdłuż niegdysiejszego jeziora. Kiedy tylko dziewczyna wyszła z cienia, otworzyła parasolkę, by ta chroniła ją przed uporczywymi promieniami słońca. Milczałem przez kilka dobrych minut zastanawiając się, jak zacząć. Nie mogłem tego zepsuć, to była moja jedyna szansa.
- Mamy wspólny cel – powiedziałem cicho, ostrożnie i powoli dobierając słowa. – Oboje chcemy pokonać tego potwora, który zabija nas wszystkich. Nie wymagam od ciebie niczego, żadnego posłuszeństwa, żadnego zapewnienia mi bezpieczeństwa. Chcę tylko, żebyś mnie wsparła podczas ostatecznego starcia. To wszystko. Kiedy już go wspólnie pokonamy, będziesz mogła odejść, wszyscy będziecie mogli.
- Kiedy zawrzemy pakt, będziesz miał nade mną władzę – mruknęła i wcale nie brzmiała na przekonaną. Zerknąłem na nią kątem oka, ale parasolka skutecznie zakrywała jej twarz. – Skąd mam pewność, że mogę ci zaufać.
- Nie masz. I ja nie mam jak tego udowodnić. Mogę jedynie obiecać, że nie zrobię niczego wbrew twojej woli, ale to ostateczna decyzja należy do ciebie.
Edna zatrzymała się nagle, co uczyniłem to samo. Poprawiła swoją parasolkę tak, by mogła na mnie bez problemu spojrzeć. Starałem się zachować na zewnątrz spokój, chociaż serce omal nie chciało wyskoczyć z klatki piersiowej. Już podczas drogi byłem zestresowany i zastanawiałem się, jak ją do siebie przekonam. A teraz, kiedy już doszło do naszej konfrontacji, czułem się jeszcze gorzej. W dodatku, Edna milczała. Im dłużej panowała cisza, tym gorzej się czułem; miałem nieprzyjemne wrażenie, że zaraz powie mi „nie”, odwróci się i pójdzie sobie.
- Zaryzykuję – powiedziała w końcu, a ja poczułem, jak wielki ciężar spada mi z serca. Zgodziła się. Będę w stanie wypełnić swój obowiązek. Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. – Ale po pokonaniu złego pana zrywamy pakt. I przestań się tak szczerzyć, to wygląda strasznie. Chodź, wracamy do twojego dzieciaka i zawieramy pakt.
Odwróciła się i ruszyła w stronę jednego z nielicznych zdrowych drzew. Mimo jej nieprzyjemnej uwagi uśmiech nie zniknął z mojej twarzy. Ona naprawdę się zgodziła. Wysłałem telepatycznie dobre nowiny mojemu aniołowi i spytałem się, gdzie jest i czy nie potrzebuje mojej pomocy. Bądź co bądź, nie był w najlepszej kondycji i naprawdę się o niego martwiłem. Może nie powinienem puszczać go samego; mogłem poprosić Lailah, by udała się razem z nim, z Yukim dałbym sobie radę sam. Oby przez moje głupie niedopatrzenie nic mu się nie stało
<Mikleo? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz