niedziela, 10 maja 2020

Od Mikleo CD Soreya

Otworzyłem spokojnie oczy, zauważając mojego małego chłopca leżącego obok, już nie spał, przyglądając mi się uważnie, przytuliłem go lekko, do siebie ciesząc się z jego obecności, naprawdę wiele zmienił we mnie, kiedyś bałem się, że okazanie uczuć sprowadzi na nas nieszczęście, teraz wiem, że to było głupie, nie jestem winien tamtej wojny i nie ja skrzywdziłem moich rodziców, nie skrzywdziłem też przyjaciela, za którym tak tęskniłem, teraz gdy jest obok czasem mam naprawdę ochotę tak bardzo zgrzeszyć i ukrócić jego żywot, jednak tak szybko, jak pojawia się ta myśl, tak szybko też znika, mimo wszystko jest dla mnie bardzo ważny i nic tego nie zmieni nawet jego wkurzające zachowanie, jestem bardzo ciekawy czy potrafiłby znieść drugiego takiego dupka, jakim czasem się staje.
Rozmyślając troszeczkę nad tym wszystkim, rozciągnąłem się leniwie, podnosząc do siadu, zdejmując gumkę z włosów, które wyglądały fatalnie, po chwili zwracając uwagę na przyjaciela, o proszę, dziś czuję się lepiej, może częściej powinienem, pokazywać mu jak bardzo mnie wkurza, nie, lepiej nie wyniknął z tego niepotrzebne konsekwencje, chociaż raz w życiu wprost powiedziałem mu, co myślę, może dzięki temu troszeczkę się uspokoi, nie musi mi ufać ani mnie słuchać chcę tylko, by traktował mnie jak przyjaciela, nie jestem jego pomiotem, weź, zrób i najlepiej się nie odzywaj.
- Zdecydowanie tak - Przyznałem, nie miałem zamiaru chować urazy, to co stało się wczoraj, to przeszłość o ile znów nie obrzuci mnie błotem i ja nie będę wyciągać brudów na światło dzienne.
Rozczesałem palcami włosy, które opadły na moje ramiona, poprawiłem je, aby mi nie przeszkadzały, potrzebując kilka chwil, aby ułożyć sobie wszystko w głowie.
- Możemy dziś ruszać? - Nie zdążyłem zareagować, a już czułem jego dłonie na moich włosach, nie miałem zamiaru mu tego zabraniać, choć przez tę krótką chwilę, gdy bawił się nimi, mogłem poczuć się, jak gdyby mój przyjaciel ten dawny głupiutki Sorey wrócił, czasem chciałbym znów mieć przed sobą tego irytującego głupka, czasu jednak nie cofnę i muszę żyć dalej. To prawda przyzwyczaiłem się już do pewnych zmian, które w nim nastały mając nadzieję, że może kiedyś kto wie, znów będzie sobą.
- Myślę, że tak, jeśli jesteś w stanie wrócić do drogi -Nie przejmowałem się sobą, nieważne jakbym się czuł, zawsze najważniejsze jest jego samopoczucie, ja sobie jakoś poradzę, znoszę codzienny ból noszenia własnego brzemienia, zmęczenie to nic w porównaniu z tym, co czuję.
- Mnie nic nie jest - Stwierdził, z czym nie miałem zamiaru się kłócić, to on najlepiej wie, jak się czuje, jeśli jest już z nim dobrze, możemy a nawet powinniśmy ruszać w drogę, przed nami kawał drogi nie ma co tracić czasu.
- W takim razie nic nas nie trzyma - Oznajmiłem, ciesząc się w duchu z powrotu do drogi, Sorey był już zdrowy, a mi przyda się troszeczkę psychicznie odpocząć, chyba trochę za dużo wziąłem na siebie, biorąc pod uwagę, jak ciężki staje się pasterz do zniesienia.
Po skończeniu zabawy z włosami zjedliśmy szybki śniadanie, posprzątaliśmy wszystkie rzeczy, mogąc ruszać w podróż.
Troszeczkę martwiłem się o Yuki'ego nie byłem pewien czy aby na pewno da rade ruszyć w tak długą podróż, może to za wcześnie? Lekko tym przejęty cały czas przyglądałem się chłopcu, który ku mojemu zaskoczeniu był dziś wyjątkowo ruchliwy, co prawda trzymał się bardzo blisko, ale to nie zmieniło, faktu jak żywiołowy jest w tej chwili.
Ucieszyłem się w duchu, czując ulgę, zawsze to jakaś dobra wiadomość, biorąc pod uwagę te wszystkie problemy, które ostatnio na nas spadły.
Odkąd wyruszyliśmy w podróż, raczej milczałem, myślałem nad tym, co wydarzyło się wczoraj, z jednej strony to już zamknięty temat, ale z drugiej wciąż nie rozumiem, kiedyś chciał, abym okazywał emocje, abym mówił mu, co leży mi na sercu, gdy raz w życiu to zrobiłem, zostałem poproszony o szacunek szkoda, że mnie tu nikt nie szanuje, nie jestem człowiekiem, nie muszę tego wszystkiego znosić. Czemu więc znoszę? Jestem naprawdę głupią istotą.
Zamyślony straciłem na dłuższą chwilę kontakt z ziemią, wróciłem do niej, dopiero gdy moje gardło zaczęło nieprzyjemnie palić, nie znosiłem tego uczucia, świat jest pokryty złem, a my nic nie możemy z tym zrobić.
Zagryzłem dolną wargę, idąc dalej, coś się zbliżało było jednak wciąż daleko, na tyle daleko, abym nie musiał się tym przejmować.


***

Koniec końców podróż do stolicy zajęła nam dość sporo czasu, nie rozdrabniając się na dni, było ich sporo, w międzyczasie trochę się wydarzyło, jak zwykle zaatakowały heliony, ja z pasterzem zaczęliśmy normalnie rozmawiać, a Yuki codziennie nas czymś zaskakiwał, odkąd poczuł się bezpiecznie, ukazywał wiele dziecięcych zachowań, mimo wszystko słuchając się Soreya jak pies, nie podobało mi się to ani trochę, jednakże puki nie podniósł na niego ręki, nie musiałem się martwić.
- Powinieneś zakryć czymś swoje oko, nim spotkamy się z Alishą, zaoszczędzi ci to pytanie, na które i tak nie znasz odpowiedzi - Zaproponowałem, uważając, że tak byłoby najlepiej, nie wierzy w moje słowa, tak więc nie miałem zamiaru tłumaczyć jego zmiany księżniczce, jest upartym osłem, wierzącym tylko w to, co sam wywnioskuje, a więc niech kombinuje, ale prawdy nie oszuka czy tego chcę, czy nie.


<Sorey? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz