środa, 20 maja 2020

Od Soreya CD Mikleo

Westchnąłem cicho, po czym wtuliłem się w jego klatkę piersiową przymykając oczy. Zaraz poczułem, jak chłopak wplata palce w moje włosy i zaczyna bawić kosmyki. Zamruczałem cicho z aprobatą, to naprawdę było przyjemne i odprężające.
Im bardziej zbliżaliśmy się do stolicy, tym gorzej się czułem. Podejrzewałem, że to była nie tylko sprawka zła oraz unoszącego się w powietrzu przygnębienia, a także moich własnych wyrzutów sumienia. Obiecałem jej pomóc, a zamiast tego tylko bardziej jej zaszkodziłem. W końcu byłem jedynym powodem, przez który Miklro zmienił się w smoka i następnie zniszczył połowę miasta. Mało tego, później musiała złamać rozkaz króla i powstrzymać rycerzy od zabicia gada. Do tej pory jedynie zawodziłem każdego z moich przyjaciół, jestem naprawdę okropną osobą. Nie zasługiwałem na wybaczenie od nikogo.
- Boję się – powiedziałem cicho, mocniej się do niego przytulając. Poczułem, jak chłopak ciężko wzdycha, po czym lekko całuje mnie w czoło.
- Czego? – spytał, zaczynając rysować na moich plecach nieregularne szlaczki.
- O Alishę – przyznałem w końcu. – Sprawiłem jej więcej szkód niż korzyści. A co, jeżeli przeze mnie wpadła w kłopoty?
- Nie powinieneś nawet tak myśleć, głupku – poczułem mocne uderzenie w tył głowy. Jęknąłem cicho z bólu i podniosłem się z jego klatki piersiowej, posyłając mu oburzone spojrzenie. Co jak co, ale to mnie bardzo zabolało, bardziej fizycznie niż psychicznie. – To Alisha, jestem przekonany, że radzi sobie świetnie.
Zagryzłem nerwowo dolną wargę. Może Mikleo miał rację, Alisha z pewnością jest typem osoby, która poradzi sobie w każdej sytuacji. Nie usprawiedliwia to jednak mojego słabego zachowania wobec niej, byłem naprawdę okropny. W sumie, to jestem nadal. Poczułem po chwili, jak mój anioł sprzedaje mi lekkiego pstryczka w nos, przez co skupiłem na nim całą swoją uwagę, zrzucając na drugi plan wcześniejsze, przygnębiające myśli.
- Skup się na wygodnym, dużym łóżku, które na nas czeka – odparł rozmarzonym głosem, na co uśmiechnąłem się zadziornie.
- Myślisz, że udałoby się pozbyć Yuki’ego na noc albo dwie? – wymruczałem, na powrót przysuwając się do przyjaciela. Dzięki temu nasze twarze dzieliło kilka milimetrów. Anioł prychnął lekceważąco, ale jego kąciki ust zadrgały w uśmiechu.
- Może, może – kiedy tylko poczułem jego dłoń na moim policzku, bez zastanowienia się w nią wtuliłem. – Już się nie możesz doczekać chwili sam na sam?
- Nawet nie wiesz, jak bardzo – wyszeptałem, po czym złączyłem delikatnie nasze usta.
Mikleo odwzajemnił pocałunek, na co zamruczałem z aprobatą. Kiedy się od siebie odsunęliśmy, zauważyłem na jego bladych policzkach delikatny róż oraz małe iskierki radości w lawendowych oczach. Parę godzin po jego oczyszczeniu stwierdził, że wina tych wszystkich nieszczęść i zbrodni leży także po jego stronie, z czym się absolutnie nie zgadzam. Za to wszystko jestem odpowiedzialny tylko i wyłącznie ja, więc dlaczego mi wybaczył? Nie powinien, nie zasługiwałem na to, nie po tym wszystkim, co mu zrobiłem.
Nasz spokój został wkrótce zakończony przez głośne nawoływania Yuki’ego, który bardzo coś chciał pokazać mojemu aniołowi. Niechętnie pozwoliłem mu wstać, zdecydowanie wolałem jeszcze trochę nacieszyć się jego bliskością, ale przecież nie będę go trzymał. Kiedy chłopak odszedł, położyłem się na kocu i przymknąłem oczy. W moim sercu na powrót zagościł niepokój oraz wyrzuty sumienia, przez które zapadłem w niespokojny sen.
***
Kilka tygodni temu nie zwróciłem dużej uwagi na zniszczenie wyrządzone przez Mikleo, bardziej byłem skupiony na tym, aby znaleźć mojego przyjaciela. Teraz, kiedy znaleźliśmy się na przedmieściach, mogłem jeszcze raz się temu wszystkiemu przyjrzeć. Tyle zniszczeń, strachu i głodu. To wszystko to konsekwencje tylko i wyłącznie moich działań. Jestem najgorszym pasterzem w historii ludzkości. Poczułem, jak przyjaciel kładzie mi rękę na ramieniu w pokrzepiającym geście. Posłałem mu najcieplejszy uśmiech z całego swojego asortymentu i ruszyłem w dalszą drogę.
Wojna domowa wisiała w powietrzu, o ile już nie zdążyła wybuchnąć. Dodatkowo większość mieszkańców straciła domy i najbliższych, jakby tego było mało. Jeżeli wcześniej czułem się okropnie, to teraz było jeszcze gorzej. Podczas drogi żaden z towarzyszących mi Serafinów się nie odzywał. Nawet wiecznie gadatliwy Yuki siedział cicho na rękach Mikleo, wtulony w jego szyję.
Wiedziałem, że coś jest nie tak, kiedy tylko podszedłem do bramy. Strażnicy pełniący wartę wymienili szybkie spojrzenia i wyjęli broń, rzucając mi nienawistne spojrzenia. Mikleo poruszył się nerwowo, więc posłałem mu uspokajające spojrzenie. Przede wszystkim należało zachować spokój. Kiedy strażnicy wycelowali we mnie oskarżycielsko ostrza, uniosłem ręce w geście poddania. Walka z nimi to ostatnie, co chciałem zrobić.
- Jeszcze jeden krok, a będziemy musieli cię aresztować – powiedział ostrzegawczo jeden z nich. Byłem zaskoczony, że nie zrobili tego od razu, ale nie będę narzekał.
- Smoka już nie ma, zająłem się nim – siliłem się na łagodny ton, nadal trzymając ręce powietrzu. – Chciałbym porozmawiać z księżniczką, wytłumaczę jej…
- Nie słucham twoich rozkazów – przerwał mi drugi, przez co westchnąłem ciężko.
Posłałem Lailah porozumiewawcze spojrzenie. Kobieta kiwnęła głową i jak gdyby nic przeszła przez bramę, kierując się do zamku w celu odnalezienia i sprowadzenia tutaj księżniczki. Bycie niewidzialnym dla większości społeczeństwa miało momentami bardzo duże plusy. Wycofałem się, nie chcąc bardziej denerwować strażników, poza tym wolałem przeznaczyć czas oczekiwania na rozmowę z moim aniołem, a nie na bezsensowne próby przekonywania mężczyzn co do swoich dobrych intencji.

<Mikleo? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz