niedziela, 17 maja 2020

Od Mikleo CD Soreya

Doskonale wiedziałem, że nie powinienem jeszcze nadużywać swojej mocy, Sorey miał rację, powinienem sobie odpuścić, jednakże nie potrafiłem, nie potrafiłem odmówić dziecku, kiedy tak bardzo chciał się uczyć.
Zgadzając się na tę lekcję, zaprowadziłem chłopca nad wodę, siadając z nim na brzegu, spokojnie tłumacząc, mu co robił źle i jak może to zmienić, aby woda zaczęła słuchać jego poleceń.
Chłopiec był nerwowy, gdy mu nie wychodziło, to był jego podstawowy błąd, musiałem wytłumaczyć mu i pokazać jak powinien postępować, przede wszystkim musiał zachować spokój i milczenie, bez tych dwóch elementów nigdy nie będzie umieć skupić się na tyle, aby poradzić sobie z mocą, która płynie w jego żyłach.
- Zamknij oczy i słuchaj głosu wody - Szepnąłem, wyciągając dłoń w stronę wody, która pod wpływem mojej mocy uniosła się w powietrzu, tworząc proste kształty, których mógł nauczyć się w tej chwili chłopiec.
- Woda nie mówi - Burknął chłopiec, całkowicie zaczynając się poddawać, nie do końca rozumiałem, czym było to spowodowane, nie od razu wszystko można osiągnąć, potrzeba czasu już dawno powinien to zrozumieć. - To bez sensu - Dodał, spuszczając głowę w dół zawiedziony.
Widząc jego zachowanie, westchnąłem cicho, kładąc swoją dłoń na jego głowie.
- Potrzebujesz czasu, w końcu załapiesz, ja w twoim wieku też mistrzem nie byłem, to ciężka praca i wytrwałość w dążeniu do celu pomogła mi osiągnąć to wszystko - Wyjaśniłem, chcąc podnieść go na duchu, nie było łatwo, ale się udało osiągnąć to wszystko, co mam dziś. Z Yukim różnimy się jednak charakterem, ja spokojny i milczący jak woda, chłopiec to wzburzone fale oceanu, chciałby wszystko na już, a to nigdy nie przynosi niczego dobrego.
- Chciałbym już opanować podstawę - Położył się na trawie, wzdychając ciężko, z takim nastawieniem do końca życia nie opanuje tych umiejętności.
- Musisz trenować, bez tego nic samo nie przyjdzie - Zauważyłem, przekonując chłopca do treningu, dziecko bez pewności siebie zaczęło znów próbować, miał we mnie oparcie, nie musiał się o nic martwić, byłem przy nim, pokazując różne sztuczki, dając proste wskazówki, z czasem czując nadchodzące zmęczenie, najwidoczniej to był limit moich możliwości, na tę chwilę musiałem zakończyć naukę chłopca, aby uniknąć niepotrzebnych skutków odbijających się na moim zdrowiu.
Zaprzestałem więc zabawy z wodą, obserwując chłopca, który powoli zaczął unosić wodę, skupiając się całkowicie tylko na niej, szło mu całkiem dobrze, dopóki się skupiał na tym, co robi.
- Mikleo patrz, udało się - Krzyknął, tracąc kontrolę nad wodą, która oblała nas obu.
Yuki napuszył policzki niezadowolony, zaśmiałem się cicho na ten gest, kładąc dłoń na jego włosach, na nowo tłumacząc mu, co robi źle, mając czasem wrażenie, że wcale mnie nie słucha.
- Mikleo, Yuki chodźcie jeść - Westchnąłem ciężko, słysząc głos przyjaciela, doskonale wiedząc, że teraz będę musiał zjeść, to co zrobił, nie żebym nie lubił jego jedzenia, po prostu nie chciałem jeść.
- Nie chcę - Burknąłem, gdy zadowolony Yuki pobiegł do Lailah.
- Nie zaczynaj, idziemy jeść - Nie byłem zadowolony, ale co miałem zrobić? Podniosłem się powoli z ziemi, przez chwilę kręciło mi się w głowie, co zauważył Sorey, kładąc mi dłoń na ramieniu. - Wszystko okej? - Kiwnąłem głową, uśmiechając się delikatnie, czując palce wbijające się w moje żebra. Musząc wysłuchiwać jego narzekać dotyczących mojej nieodpowiedzialności, boże jakbym słyszał swoją matkę.
Przewróciłem oczami, nie mówiąc nic, niech sobie ponarzeka, może potrzebuje.
Usiadłem przy drzewie, musząc grzecznie zjeść, to co zostało mi podane, nie byłem z tego powodu szczęśliwy, nie mogąc nic powiedzieć, jeszcze by mnie zbeształ za brak odpowiedzialności już i tak to zrobił, wystarczy mi tego na dziś.
Odetchnąłem z ulgą, gdy skończyło się jedzenie, zdecydowanie było tego za dużo jak dla mnie. Zamknąłem oczy, opierając głowę o drzewo, przysłuchując się dźwiękom wydawanym przez naturę, było tak cicho i przyjemnie, nic tylko odpoczywać.
- Nudzę się - Usłyszałem głos Yuki'ego, otwierając oczy, spojrzałem na dziecko, cicho wzdychając, rany to naprawdę ten sam wystraszony chłopiec, którego uratowałem? Lailah była na tyle miła, aby zabrać Yuki'ego na spacer, może trochę się zmęczy i pójdzie spać.
- To dziecko na pewno jest serafinem wody? - Słysząc niedowierzanie w głosie przyjaciela, zaśmiałem się cicho, przytulając się do niego, gdy tylko usiadł obok mnie.
- Nie każdy serafin jest taki sam, nie każda woda płynie tak samo - Zauważyłem, bawiąc się palcami dłoni Soreya.
- Może to i dobrze, więcej tak upartych istot mi nie trzeba - Usłyszałem tę uszczypliwość ukrytą w jego głosie, prychnąłem cicho, kręcąc głową.
- Nie jestem uparty, jestem wyjądkowy - Uznałem, siadając na jego nogach, aby spojrzeć mu w oczy.
- Wyjątkowo uparty chyba chciałeś powiedzieć.
- Może i uparty, ale przynajmniej niegłupi jak co poniektórzy z nas - Po skończonej wypowiedzi poczułem jego palce na swoich żebrach, nie zdążyłem nawet zareagować, wybuchając głośnym śmiechem, starając się podnieść co, nie było proste, tym bardziej, gdy wylądowaliśmy na ziemi przez moje nadmierne wiercenie się.
- Proszę nie - Wydusiłem, płacząc i śmiejąc się jednocześnie, byłem cały czerwony i wręcz wymordowany.
- Proszę mnie przeprosić - Zadowolony z siebie Sorey położył ręce po obu stronach mojej głowy, dając mi chwilę odetchnąć.
Przetarłem załzawione oczy, starając się unormować oddech, co nie było takie proste.
- Przepraszam za to, że powiedziałem ci prawdę - Wyszeptałem, delikatnie całując jego usta, ciesząc się z tej chwili sam na sam.
Brakowało mi tych zwykłych złośliwości rzucanych w żartach, teraz nie musiałem się bać, nie musząc uważać na słowa. Wiedząc, że wszystko, co mówię, on zrozumie.

<Sorey? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz