Nie byłem pewien, jak odebrać zirytowanie mojego przyjaciela. Był zły, bo to nic nie dało, czy jednak coś sobie przypomniał i to go po prostu skołowało? Złapałem swoje bronie i szybko podbiegłem do gada. Jestem tak blisko niego i nie zamierzam go opuszczać.
Poprzedniego dnia poruszał się odpowiednim dla mnie tempem, ale dzisiaj wyjątkowo mu się spieszyło. Musiałem niemalże biec, by trzymać się wystarczająco blisko niego. Nigdy nie narzekałem na swoją kondycję, ale nie mogłem poruszać się w takim tempie bez przerwy.
W końcu Mikleo zauważył, jak bardzo jestem w tyle. Stanął w miejscu i spojrzał na mnie wyczekująco. Przyznam, że mój widok nie był zbytnio imponujący z perspektywy gada; byłem cały czerwony, zdyszany i zmęczony. Nie wspominałem o ubraniach, które były pogniecione, lekko podarte i pobrudzone zarówno moją krwią jak i tą przyjaciela. Smok zaryczał cicho, jakby chciał mnie pospieszyć.
- Jestem mały i mam krótkie nogi, w przeciwieństwie do ciebie – burknąłem, ocierając pot z czoła.
Z jego paszczy wydobyło się coś na kształt śmiechu. Po chwili smok odwrócił się i powrócił do morderczego dla mnie tempa. Wziąłem głęboki wdech i już chciałem za nim ruszyć, ale nagle poczułem, jak jego ogon owija się wokół mojego pasa i unosi mnie do góry. Nie była to najwygodniejsza pozycja, jednak nie zamierzałem narzekać. Miło z jego strony, że postanowił mnie ponieść, a nie zostawić na pastwę losu albo zjeść.
~ Co uważasz? – spytałem Lailah w myślach, przyglądając się mojemu przyjacielowi.
~ Na swój dziwny sposób się o ciebie troszczy – kobieta brzmiała na zaskoczoną. – Spodziewałam się większej agresji z jego strony.
~ Sądzisz, że coś sobie przypominał?
~ Tak, ale wątpię, by cokolwiek z tego rozumiał. Dlatego był taki podirytowany.
Ucieszyłem się w duchu. Wyglądało na to, że mój pomysł zadziałał, nie mogłem teraz tego zaprzepaścić.
Nie podobał mi się trochę fakt, że kierowaliśmy się w góry. Coraz dalej oddalaliśmy się od stolicy i bardziej zapuszczaliśmy się w dzicz. Z jednej strony było to dobre, bo Mikleo nie zaatakuje żadnego człowieka, ale z drugiej trony jestem zdany tylko i wyłącznie na jego łaskę. Ciekawe, czy Alisha mnie szukała. I co było z Yukim. Biedne dziecko, było pewnie przerażone. Jedna z osób, którą kochał i która się nim opiekowała, zamieniła się w smoka. Nie wiem, jaki miał stosunek wobec mnie, w końcu traktowałem go nie najlepiej, ale pewnie też musiał być dla niego szok, kiedy zostałem porwany przez gada.
Yuki był bardzo ważny dla Mikleo, to było więcej niż pewne. Czy jego widok mógłby przywrócić mu jakieś wspomnienia? Zapewne, ale narażanie niewinnego dziecka na tak wielkie niebezpieczeństwo było głupie i nieodpowiedzialne. Może jego imię coś by mu podpowiedziało.
Zatrzymaliśmy się dopiero nad górskim strumykiem. Wreszcie, po kilku godzinach poczułem ziemię pod stopami. Lekko się zachwiałem, ale na szczęście nie zderzyłem się z ziemią. Podczas, kiedy mój przyjaciel zaspokajał pragnienie, zacząłem robić małe kółeczka, chciałem przywrócić czucie w nogach.
- Przypomniałeś coś sobie? – spytałem, siadając na głazie po przeciwnej stronie brzegu. Smok już zaspokoił pragnienie i teraz odpoczywał i wygrzewał się w słońcu. W odpowiedzi na moje pytanie jedynie westchnął cicho. Nie byłem pewien, jak to zinterpretować. Czy pamiętał w ogóle moje imię? Szczerze w to wątpiłem i postanowiłem to zmienić. – Nazywam się Sorey.
Coś zmieniło się w spojrzeniu Mikleo. Uniósł lekko swój łeb, nie spuszczając ze mnie wzroku. Najwidoczniej moje imię coś odblokowało w jego umyśle. Po kilku minutach smok gwałtownie potrząsnął łbem i cicho zaryczał. Zaniepokoiłem się jego reakcją i mimo wyraźnego sprzeciwu Lailah podszedłem do niego. Stworowi bardzo się to nie spodobało, warknął na mnie i zatrzasnął swoją paszczę kilka milimetrów przed moją twarzą. Mimo tego nie cofnąłem się i ze spokojem wpatrywałem się w jego wściekłe ślepia.
- Jestem tu, Mikleo – wyszeptałem cicho, wyciągając dłoń. Miałem nadzieję, że jej za chwilę nie stracę. – Już nigdy cię nie opuszczę ani nie skrzywdzę.
Smok ostrożnie podsunął pysk do mojej dłoni i przymknął ślepia. Lekko przytuliłem się do jego łba czując, jak oczy zaczynają mnie lekko piec. Poczułem jeszcze większe wyrzuty sumienia, z każdą sekundą zdawałem sobie coraz bardziej sprawę, że to wszystko jest tylko i wyłącznie moją winą. Bolał mnie jego widok jako wielkiego, dzikiego gada. Tęskniłem za moim aniołem, chciałem przytulić się do ciepłego, drobnego ciałka i wpleść palce w miłe, gęste włosy, przynajmniej ten ostatni raz. Zdawałem sobie sprawę, że nie zasługiwałem na jego przyjaźń oraz miłość, zwłaszcza po tym wszystkim, co mu zrobiłem. Kiedy już uda mi się go oczyścić z całego zła, odejdę, jeśli tylko będzie tego chciał.
<Mikleo? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz