środa, 6 maja 2020

Od Mikleo CD Soreya

Przez kilka chwil patrzyłem zawstydzony na twarz przyjaciela, nie do końca rozumiejąc, co miałbym mu dać w zamian za jego dobroduszność, nie to było jednak ważne, chłopiec może zostać z nami, tak strasznie się cieszyłem, nie mógłbym go zostawić tutaj samego bez opieki.
Zadowolony podszedłem do dziecka, postanawiając szybko ukrócić jego ból, lecząc ostrożnie ranę po ranie, zadając mu kilka prostych pytań, na które w końcu zaczął odpowiadać, do niczego go nie zmuszałem, rozumiałem, że potrzebuje czas, najważniejsze było poznanie jego imienia, nazywał się Yuki, miał sześć lat i od dłuższego już czasu był sam.
Ulżyło mi, gdy odpowiedział na pytania, a jego rany zostały uleczone, teraz wypadało tylko doprowadzić go do porządku kąpiel to podstawa. Sorey czy tego chciał, czy nie. Musiał poczekać, aż skończę doprowadzenie chłopca do porządku, później tak jak tego chciał, jakoś mu się odwdzięczę.
- Gotowe - Uśmiechnąłem się łagodnie do chłopca, który teraz wyglądał naprawdę ślicznie, jego platynowe włosy delikatnie opadały na błękitne oczy sama słodycz, aż mi zrobiło się cieplej na sercu, pierwszy raz od wielu lat poczułem napływ emocji, które tak usilnie skrywałem w swoim sercu.
- Możemy już iść? - Z mojego zachwytu wyrwał mnie głos przyjaciela, od razu kiwnąłem głową, dziecko było gotowe i chętne, aby móc iść z nami, w takim wypadku nic nas już dłużej tu nie trzymało.
Yuki nie odstępował mnie na krok, trzymał się blisko jak cień, uważnie obserwując otoczenie, przypominał mnie w jego wieku, różnie nieufny co skryty. Osobiście nie przeszkadzał mi ten fakt, dziecko nie przeszkadzało pasterzowi, trzymając się mnie, nie mógł na niego narzekać, a zresztą niech tylko by spróbował, nie pozwolę krzyczeć ani narzekać na bezbronne dziecko, zemną niech robi, co chce, ale od dziecka wara.
Będąc w mieście, zdołałem zdobyć nowe ubrania dla chłopca, zdecydowanie bardziej pasuje niż te, które nosił w tej chwili.
Dziecko nie starało się ukryć zadowolenie i wdzięczności, widać było po nim, że bardzo cieszy się z naszego towarzystwa.
- Zjedz, przyda ci się odrobina jedzenia - Zwróciłem się do chłopca, dając mu swoje jedzenie, Sorey nie był zadowolony, burcząc coś pod nosem, za co szybko go zrugałem, dając mu do zrozumienia, że to dziecko i potrzebuje wszystkiego, co najlepsze.
To prawda serafiny nie musiały jeść, ale był taki biedny i wychudzony musiałem się nim zająć.
Yuki po zjedzeniu położył się spokojnie na kocu, który przedtem mu rozłożyłem, był zmęczony, a jednocześnie zadowolony, wtulił twarz w kota, powoli zasypiając. Prawie bym zapomniał Lucjusz, którego tak nie lubiłem. Zaakceptował, a nawet polubił chłopca, szkoda, że jego pan wciąż był oporny na urok dziecka.
Odwróciłem głowę w stronę przyjaciela, który nie ukrywał niezadowolenie z takiej, a nie innej sytuacji. Wyglądał trochę jak obrażony dzieciak, nie żebym nie wiedział, o co mu chodzi, sam przedtem denerwował mnie kot, on jednak naprawdę zachodził mi za skórę, a dziecko nic mu jeszcze nie zrobiło.
Ostrożnie wstałem z ziemi, moje ciało wciąż potrafiło mnie zdradzić, o czym musiałem pamiętać, podchodząc do przyjaciela, usiadłem obok, uśmiechając się łagodnie, w głębi ducha będąc mu naprawdę wdzięcznym.
Sorey patrzył na mnie w milczeniu kilka chwil, aby bez ostrzeżenia, przyciągnąć mnie do siebie sadzając na swoich kolanach. Wciąż nie wiedziałem, jak mam się mu odwdzięczyć, za jego dobroć, bądź co bądź mógł się nie zgodzić, stawiając sprawę jasno.
Połączył nasze usta w namiętnym pocałunku, nie opierałem się ani nie udawałem, że tego chcę. Czasem i ja pragnąłem jego bliskości, bardziej niż mógł sobie wyobrazić.
Położyłem dłonie na jego policzkach, przylegając bardziej do jego ciała, z ust pasterza wydobyło się ciche mruczenie, odpowiadało mu moje zachowanie, sam jednak postanowił zabrnąć zdecydowanie dalej, same pocałunki najwidoczniej były zbyt małym wynagrodzeniem, położył nas na miękkim kocu, bez większego pośpiechu wkładając mi dłoń pod ubranie, dotykając opuszkami mojej klatki i brzucha, od razu przebiegł mnie dreszcze przyjemności, nie do końca świadomy czego chce mój pan, pozwalałem się dotykać co i sam robiłem poniesiony emocjami.
Zatrzymałem go, dopiero gdy zaczął dobierać się do moich spodni, zapaliła mi się czerwona lampka, a moje dłonie same uchwyciły te należące do Soreya.
- Co robisz? - Na moich policzkach widniały wypieki, których ukryć nie mogłem pod żadnym pozorem.
- Odbieram wynagrodzenie - Wyszeptał, odsuwając moje dłonie.
- Przy dziecku? - Problemem nie było to co chciał, zrobić tylko przy kim, sam nie miałem oporu, aby dać mu to, czego chce.
- Śpi, jeśli będziesz gadał, na pewno się obudzi, bądź cicho i daj się ponieść - Wymruczał, zauważając moje otwierające się usta, które chciały coś jeszcze powiedzieć, chłopak sprytnie zatkał mi usta pocałunkiem, zdejmując dolną część mojego odzienia, czułem się troszeczkę dziwnie, moje ciało drżało, nie z zimna a z emocji to był mój pierwszy raz i nie spodziewałem się, że będzie on z przyjacielem.
Sorey oderwał się od moich ust, dając nam dostęp do powietrza, przyjrzał mi się uważnie, zauważyłem lekkie niezadowolenie, gdy patrzył na widoczne żebra, które pod skórą bardzo się odznaczały. Nie chciałem, aby skupiał na to uwagę, w końcu mieliśmy coś ważniejszego do robienie.
Wyszeptałem cicho jego imię, czując jeden z palców na swoich ustach, otworzyłem je delikatnie, gdy tylko tego chciał, delikatnie liżąc jego palec, wciąż drżąc pod wpływem dotyku jego drugiej dłoni i bliskości. Mój umysł przestały myśleć o dziecku, on całkowicie mnie kupił.
Wyjął palec z moich ust, nie dając mi zbyt wiele czasu, abym odkrył, co chce uczynić, lekko spiąłem mięśnie, zakrywając dłonią usta.
Uśmiechnął się zadowolony, penetrując moje wnętrze, które zdradliwie zapraszało go do środka, nie bardzo wiedziałem co mam robić, troszkę się wierciłem, moje ciało nie mogło doczekać się dalszej gry a, ja sam wciąż nie potrafiłem się z nim dogadać.
- Rozluźnij się - Usłyszałem przy uchu, gdy palce zniknęły z mojego wnętrza, doskonale rozumiem co do mnie mówi, a mimo to lekko się stresowałem tym. Zamknąłem oczy, starając się zrelaksować, zaciskając paznokcie na jego ramionach, gdy powoli wchodził do mojego wnętrza, dając mi chwilę, abym się przyzwyczaił, pieszcząc ustami moje ciało.
- Sorey - Wydusiłem zawstydzony, czując pierwszy ruch w moim wnętrzu, to było naprawdę dziwne uczucie, bolesne, a jednocześnie bardzo przyjemne, jedno z drugim nie bardzo ma rację bytu, ale tak było, bolało przez wielkość jego narzędzia, a jednocześnie przynosiło przyjemny efekt, który rozpalał moje zmysły.
- Ci, nic nie mów - Szybko mnie uciszył, zaczynając poruszać się w moim wnętrzu, musiałem przyznać, że to wynagrodzenie i mi przynosi pewne korzyści. Zapewne, gdyby nie leżący trochę dalej chłopiec bardziej okazywałbym zadowolenie, a tak mój pasterzyk musiał nacieszyć się tym, co miał.
Z moich ust wydobywały się ciche jęki, które starałem się zagłuszyć rękoma lub jego własnymi ustami, na co nie zawsze się zgadzał, poruszając się znacznie pewniej, zadawał mi naprawdę sporo przyjemności, wewnętrznie już dawno zemną wygrał, byłem w stanie zrobić wszystko, prawie wszystko, wciąż gdzieś tam mój zdradliwy mózg myślał o Yukim, chyba nie przeżyłbym, gdyby zobaczył nas w takim momencie.
Mój pasterz złączył nagle nasze usta w zachłannym pocałunku, zagłuszając mój jęk rozkoszy, który wydostał się z moich ust, czując gorące nasienie wypełniające moje wnętrze.
Ciężko było mi nabrać powietrze, gdy oderwał się od moich ust, w głowie szumiało mi, a obraz rozmazywał, potrzebowałem kilku chwil, aby dojść do siebie po tym wszystkim.
Sorey zadowolony z siebie położył się obok, zaciągając swoje spodnie, takiemu to dobrze, zdjęć spodnie i działać. Westchnąłem cicho, podnosząc się do siadu na trochę obolałym tyłku, założyłem bluzkę i spodnie poprawiając ręką swoje niesforne włosy.
- Jak dla mnie mogłeś i bez tego dziś zostać - Słysząc słowa przyjaciela, prychnąłem cicho pod nosem, nachylając się nad nim, całując delikatnie jego usta.
- Pomarzyć ci wolno - Wyszeptałem, kładąc się na nim, trochę mimo wszystko byłem obolały, wolałem zdecydowanie leżeć na nim niż na ziemi. Schowałem swoje dłonie, pod jego plecy czując nadchodzącego zmęczenie, mimo wszystko moje ciało potrzebowało jeszcze trochę odpoczynku. Miałem tylko nadzieję, że wynagrodzenie, które dostał, było wystarczające i nie będzie źle nastawiony do biednego chłopca.

<Sorey? C: >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz