poniedziałek, 25 maja 2020

Od Soreya CD Mikleo

Mówił mi tak, jakbym tego nie wiedział. Wiem, że próbuje mnie tylko uświadomić, że powinienem być teraz bardziej ostrożny, bo to już nie są przelewki. Doskonale to rozumiałem już wcześniej, ale teraz, kiedy powiedział to na głos, poczułem nieprzyjemny ucisk w żołądku.
Wziąłem głęboki wdech i uśmiechnąłem się łagodnie do mojego przyjaciela. Musiałem wziąć się w garść, inaczej czarno widzę swoją przyszłość.
- Wiem, będę gotowy, nie martw się o mnie – powiedziałem uspokajająco, po czym pocałowałem go w policzek. – Pójdę przygotować zapasy. Spróbuj się trochę przespać – dodałem, lekko czochrając jego włosy i wstając z łóżka. Z jego piersi wydostało się ciężkie westchnięcie.
- To nie jest zabawa, Sorey – burknął, a w jego głosie usłyszałem wyraźną irytację oraz zmartwienie. Nachyliłem się nad nim i złożyłem na jego ustach delikatny pocałunek.
- Doskonale o tym wiem, Mikleo – wyszeptałem, opierając swoje czoło o to należące do niego. – Przecież już ci obiecałem, że będę na siebie uważał. Trochę więcej wiary we mnie.
- Chcę tylko, abyś był świadom tego, jak wielkie niebezpieczeństwo na ciebie czeka – powiedział, kładąc dłoń na moim policzku.
- Jestem, naprawdę – pocałowałem lekko wewnętrzną część jego dłoni. – Zdrzemnij się trochę, powinniśmy wyruszyć wcześnie rano.
Mój anioł westchnął ciężko i pokiwał lekko głową. Posłałem mu jeszcze jeden uspokajający uśmiech, po czym wyszedłem z pokoju. Na początku chciałem pójść do Alishi i poinformować ją o moim jutrzejszym wyjeździe. Nadal czułem się niepewnie ze swoją decyzją; miałem wrażenie, że cokolwiek nie postanowię, postąpię źle. Decydując się na tak szybki wyjazd w góry w poszukiwaniu Edny i Zaveida, zostawiam księżniczkę samą. A gdybym pojechał z nią i pomógł z powstrzymaniem bitwy, na pewno natknąłbym się na złego pana i to nie skończyłoby się dobrze.
- Coś się stało, Sorey? – spytała księżniczka, gdy tylko wszedłem do jej gabinetu. Wyglądała nie najlepiej; jej skóra miała nieprzyjemnie blady odcień, a pod zielonymi oczami widniały nieprzyjemnie sińce. Była bardzo zmęczona.
- Mikleo mówi, że najlepiej będzie wyruszyć jutro – uśmiechnąłem się lekko do blondynki i usiadłem obok niej. – Im szybciej wyruszymy, tym szybciej wrócimy, i wtedy będę w stanie ci pomóc i zatrzymać wojnę.
Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę. Księżniczka zapewniła, że zapewni nam odpowiednie wyposażenie i pożegna nas jutro rano, z czego z tego drugiego nie byłem specjalnie zadowolony. Alisha była zmęczona, czemu wcale się nie dziwiłem. W końcu, ciążyła na jej barkach wielka odpowiedzialność.
Do pokoju wróciłem późnym wieczorem, wraz z plecakiem wypełnionym potrzebnymi na podróż rzeczami. Lailah i Yuki już byli w środku; kobieta rozmawiała cicho o czymś z moim przyjacielem, a chłopiec kończył jeść ostatni kawałek mojego urodzinowego ciasta. Miałem nadzieję, że zostanie mi chociaż trochę, na poprawę humoru, ale najwidoczniej było za późno. Cóż, dziecku nie będę żałował.
Ustaliliśmy, że wyruszymy wcześnie rano. Po krótkiej rozmowie Lailah wyszła, pozwalając nam odpocząć i zostawiając z nami Yuki’ego. Sam byłem bardzo zmęczony; późno się dzisiaj położyłem i wcześnie wstałem, a jutro znowu musiałem wstać o tej samej porze, o ile nie jeszcze wcześniej. Dlatego po ogarnięciu się w łazience od razu położyłem się na łóżku i przytuliłem się do mojego anioła.

Rano zostałem obudzony przez Mikleo, bo sam z siebie bym nie wstał. Otworzyłem leniwie oczy, słońce ledwo wstało, a Yuki, który na pewno położył się dużo później ode mnie, był energiczny i gotów do drogi. Skąd to dziecko brało tyle energii, to ja nie wiem. Po półgodzinie wszyscy byliśmy na dziedzińcu, podobnie jak księżniczka. Nie byłem z tego zadowolony.
- Powinnaś wypoczywać – powiedziałem do niej, kładąc dłoń na jej ramieniu w pokrzepiającym geście.
- Nic mi nie będzie, czekają mnie gorsze rzeczy – uśmiechnęła się do mnie lekko, a ja poczułem wyrzuty sumienia.
- Wrócę najszybciej, jak tylko będę mógł – odparłem, odwzajemniając uśmiech. – Nie daj się im.
Dziewczyna pokiwała głową i nagle się do mnie przytuliła. Zaskoczony objąłem ją mocno, czując, że tego potrzebuje. Kiedy się od siebie odsunęliśmy, kątem oka zauważyłem, jak wyraźnie niezadowolony Mikleo wsiada na jednego z pożyczonych przez księżniczkę koni wraz z dzieckiem. Ja wraz z Lailah mieliśmy do dyspozycji drugiego wierzchowca.
- Wszystko w porządku, Mikleo? – spytałem przyjaciela, kiedy tylko wyjechaliśmy z miasta. Miałem nieodparte wrażenie, że jest naburmuszony, ale nie wiedziałem, z jakiego powodu.

<Mikleo? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz