niedziela, 3 maja 2020

Od Mikleo CD Soreya

Nie chciałem wzbudzać żadnych podejrzeń, nie planowałem robić nic, co wywołałoby gniew u mojego przyjaciela. To prawda chciałem pomóc Lailah, jednak nie mogłem zrobić tego tak od razu, nie jestem głupi. Wiem, że Sorey mi nie ufa, muszę wzbudzić jego zaufanie, aby chociaż spróbować uwolnić Lailah, najpierw jednak muszę wiedzieć jak to zrobić, bo coś mi się wydaje, że nie jest to wcale tak proste. Teraz jednak muszę jakoś go udobruchać i pokazać, że naprawdę nic nie zrobię, gdy zaśnie, będę grzecznie go pilnować i nic nie zrobię, jeszcze nie teraz, czas gra na moją korzyść w końcu przestanie być tak nieufny w stosunku do mnie, a wtedy zrobię wszystko, aby zmienić bieg wydarzeń. Patrzyłem w jego oczy, był zmęczony, a jednocześnie zafascynowany moimi działaniami, kurczę wciąż czuję się strasznie, nie dlatego, że tego nie chce wręcz przeciwnie, moje ciało pragnie jego bliskości, ale umysł jak zawsze starał się odwlec od tego uczucia. Anioł i człowiek nie powinno tak być, więc dlaczego sam pragnę jego bliskości? Dlaczego nie potrafię się mu oprzeć i tym razem nie robię tego tylko po to, by go podejść, ja naprawdę nie chce zostać zamknięty, a jednocześnie bardzo chcę być blisko niego, na tyle ile tylko mogę. Ostrożnie połączyłem nasze usta w delikatnym pocałunku, moje ciało stało się gorące, a spowodowała to zwykła bliskość Soreya. Jego dłonie, które znalazły się na moich plecach, przyciągnęły mnie jeszcze bliżej, nasze ciała znajdowały się blisko siebie, a usta wciąż trwały w pocałunku, który stawał się coraz to bardziej zachłannym. Nawet nie wiem, kiedy wylądowałem na ziemi, znajdując się pod chłopakiem, nasze usta na krótką chwilę rozdzieliły się, aby nabrać powietrza. Przez tę krótką chwilę zobaczyły chciwość w oczach przyjaciela, położyłem swoje dłonie na jego ramionach, pozwalając sobie na nieszkodliwą grę, kilka pocałunków, bardziej namiętnych nisz zwykle niczego nie zmienią, nie robimy przecież niczego złego. - Naprawdę wiesz jak mnie podejść - Wyszeptał, opierając swoje czoło na tym należący do mnie, wpatrując się w moją zawstydzoną twarz - Nie chce zostać zamknięty - Wyszeptałem, opuszczając dłonie na zimną posadzkę, wszystko tylko nie zamknięcie, nienawidziłem tego, co nie powinno być niczym dziwnym, jestem wolnym stworzeniem, istotą wody, której nie wolno zatrzymywać, nie wolno więzić, to jak odbieranie mi powietrza. Sorey westchnął cicho, przez chwilę przyglądając mi się bardzo uważnie, nie do końca wiedziałem, co chciał wyczytać z mojej twarzy, prócz wstydu nic nie dało się zauważyć. W tej sytuacji cieszyłem się z ukrycia swoich uczuć, gdybym znów był taki jak kiedyś, od razu odczytałby moje uczucia i pragnienia, a to na pewno wpakowałoby mnie w duże kłopoty, już i tak mi nie ufa, muszę bardzo się postarać, aby to zmienić. - Dobrze, pozwolę ci dziś, spać zemną, ale ostrzegam, spróbuj uciec lub choćby spróbować uwolnić Lailah a obiecuję ci, że bardzo tego pożałujesz - Ostrzegł mnie, na co pokiwałem delikatnie głową, całując delikatnie jego usta, aby troszeczkę się przymilić. Na ustach pasterza pojawił się uśmiech, gdy położyłem się na kocu, przyciągając mnie do siebie. Naprawdę mi ulżyło, zdecydowanie wolałem zimną podłogę od tego cholernego więzienia, zwariowałbym chyba w zamknięciu dzisiejszej nocy. 

***

Tak jak obiecałem, nie zrobiłem nic, zupełnie nic. Nadranem wstałem tylko cicho, aby podejść do wyjścia z jaskini, na dworze było naprawdę pięknie, świeże powietrze, śpiew ptaków, szum liści i płynąca rzeka gdzieś tam w oddali, którą usłyszałbym nawet na końcu świata. - Mikleo - Usłyszałem wołanie przyjaciela, obudził się, a w jego głosie słyszałem niepokój, postanowiłem wrócić do niego, aby zapewnić, że wszystko jest w porządku. - Jestem - Z delikatnym uśmiechem na ustach usiadłem przy nim, zauważając wszystko, co robił, sprawdzał, czy Lailah nadal znajdowała się w mieczu, właśnie dlatego nic nie zrobiłem. Wiedziałem, że to zrobi, podejrzewałem od początku, że wyłapie moją grę, dlatego znając ludzi, musiałem grzecznie poczekać, w końcu straci czujność prędzej czy później. - Dziwne - Mruknął, przysuwając się do mnie, położył mi dłonie na policzkach, przez chwilę myśląc nad tym, co chciałby zrobić. - Coś nie tak? - Spytałem, unosząc jedną brew, nie do końca wiedząc, co jest takie dziwne w tym, że tu jestem, miałem być gdzieś indziej?. - Nie zdradziłeś mnie - Na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech, nie oznaczało to, że mi ufa, po prostu dzięki temu, może pozwoli mi spokojnie spać przy nim, nie zamykając mnie na noc. - Nie kłamałem, mówiąc, że tego nie zrobię - Przyznałem, na co zadowolony ucałował moje usta i znów wylądowałem plecaki na ziemi. Co za zachłanny głupek, naprawdę daj palec, weźmie całą rękę. Na szczęście tym razem kot postanowił przerwać swojemu właścicielowi męczenie mnie, podszedł do naszej dwójki, ocierając pyszczek o jego głowę, robiąc wszystko, aby odsunął się ode mnie, zwracając całą swoją uwagę na nim, chyba jednak zacznę lubić w jakimś malutkim stopniu to małe głupie zwierzę.

<Sorey? C: >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz