wtorek, 26 maja 2020

Od Mikleo CD Soreya

Nie odzywałem się obrażony na niego, całą drogę mi dokuczał a teraz pyta co zrobić, aby mi przeszło? Pff. On chyba nie zdaje sobie sprawy z tego, jak zażenowany czuję się własnym zachowaniem, o jego zachowaniu nawet nie wspomnę.
- Idź spać - Burknąłem, zamykając oczy, Lailah jako pierwsza wzięła wartę, a więc i ja miałem chwilę, aby odpocząć przez swoją wartą.
- Mikleo no - Szepnął mi do ucha, wbijając palce w moje żebra, zacisnąłem odruchowo zęby, wyginając swoje ciało, aby przypadkiem nie zacząć krzyczeć. Ten głupek ma zamiar mi dokuczać? Chyba dostanie za to w łeb.
- Obiecuję ci, jeśli nie przestaniesz, zaraz tego pożałujesz - Ostrzegłem go, odsuwając jego dłonie, które nie miały najmniejszej ochoty dać mi spokoju.
- Co chcesz mi zrobić? - Włożył dłoń pod moją koszulkę, grając nieczysto, z moich ust wydobyło się niekontrolowane jęknięcie, zażenowany tym jeszcze bardziej zrobiłem się cały czerwony, zakrywając dłonią usta, mając ochotę zamordować go, za to, co mi robi. - Wyglądasz uroczo, gdy się wsydzisz - Wymruczał, uśmiechając się szeroko, tego już było za wiele, naprawdę mnie zirytował. Zły troszeczkę za to, co mi robi, postanowiłem zrobić mu również na złość, odsunąłem swoją dłoń od ust, odwracając się w jego stronę, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku, który został przerwany przez lodowatą wodę uderzającą w naszą dwójkę. Zaskoczony Sorey oderwał się od moich ust, wstając szybko z koca, był cały przemoczony i mocno zdezorientowany. Co on sobie myślał, tylko on potrafi robić mi na złość? Oko za oko.
Zadowolony podniosłem się do siadu, pozbywając się wody z koca i swojego ciała, mimo wszystko coś tam i mnie w tej zemście oblało.
- Miki - Prawie że krzyknął, złoszcząc się może troszeczkę na mnie.
- Ostrzegałem - Burknąłem, kładąc się na koc, nie miałem oczywiście zamiaru tak mokrego zostawić go na całą noc, śmierci mu nie życzę, chciałem, tylko aby trochę się pomęczył, ja też musiałem znosić jego zachowanie, ma za swoje.
- Osusz mnie, zimno mi - Poprosił, trzęsąc się z zimna, słysząc jego słowa, odwróciłem głowę w jego kierunku, wzdychając cicho, robiąc to, o co mnie poprosił, w duchu czując się usatysfakcjonowany, tym co zrobiłem, no może, dopóki jego lodowate ciało nie przyległo do tego należącego do mnie, włożył swoje skostniałe dłonie pod moją koszulkę, kładąc je na rozgrzanym brzuchu. Zadrżałem, odczuwając nieprzyjemny dreszcz, najpierw mi dokucza, a teraz się mną wysługuje to dopiero potwór. - To było nie fer, ja nie mam mocy - Burknął wtulony we mnie.
- Zamknij się, Yuki śpi - Uciszyłem go, chcąc iść spać, niech się cieszy z mojej dobroci, za to, jak mnie potraktował, powinien spać z dala i grzać się kocem... Jestem dla niego za dobry i on zdecydowanie o tym wie.

***

Rano, gdy już upłynęła moja warta, obudziłem wszystkich, aby spokojnie mieć czas na przygotowanie do drogi, z dwa może trzy dni na pewno to potrwa, nim dostaniemy się w góry, dzięki dobroci księżniczki konie skutecznie skracają drogę, którą musielibyśmy pokonać na piechotę, jeden plus ze znajomości, którą zawarł Sorey.
- Dziś też nie będziesz się do mnie odzywał? - Usłyszałem głos przyjaciela, wsiadając na konia, tym razem na szczęście jechałem z Yukim koniec dokuczania mi.
- Jeśli będziesz mnie denerwował to tak - Odparłem, złość już dawno mi przeszła chciałem tylko trochę spokoju, wczoraj naprawdę mnie wymęczył swoim zachowaniem.
Mój przyjaciel uśmiechnął się do mnie, siadając na swojego konia wraz z Lailah, nic nie powiedział więc albo przyjął to do swojej wiadomości, albo tylko planuje coś strasznego, czym bardziej mnie wkurzy, a niech tylko spróbuje, dziś nie będzie przebaczenia.
Pokonaliśmy bardzo dużą odległość od miejsca, w którym to spoczęliśmy na noc, zatrzymując się na przysłowiowe pięć minut, konie też musiały chwilę odpocząć, dziś wyjątkowo mocno świeciło nawet słońce, co dodatkowo utrudniało drogę.
- Nie zrobiłem jeszcze niczego złego - Pasterz dumny z siebie podszedł do mnie, ciesząc się jak głupi do sera, faktycznie nie zrobił, ale tylko dlatego, że nie jechał zemną, na jednym koniu.
- Masz szczęście - Pogłaskałem go po głowie, jak grzeczne zwierzątko uśmiechając się do niego złośliwie, na co pokazał mi język.
- Mikleo popatrz, popatrz, co znalazłem - Chłopiec krzycząc głośno, szybko zbliżał się do nas z czymś w rękach, nie wiedząc, co to jest, stałem w miejscu, mrużąc oczy. - To piesek - Dodał, zatrzymując się przy nas. Mały pyszczek z wyciągniętym językiem wpatrywał się w nas, machając ogonkiem.
Pies?! Zdając sobie sprawę, z tego, co właśnie usłyszałem i zobaczyłem, poczułem narastający strach, odruchowo kryjąc się za przyjacielem.
- Mikleo to tylko mały słodki szczeniaczek - Sorey zaśmiał się, podchodząc do Yuki'ego. - Jest wychudzony - Dodał po chwili.
Nie bardzo mnie to interesowało Lucjusz pozostawiony w zamku to wystarczający problem, który jeszcze jako tako zniosę, ale pies? O nie, nie ma mowy.
- No zobacz - Sorey wziął zwierzaka, z którym chciał do mnie podejść.
- Nie zbliżaj się z tym do mnie - Wystraszony wycofałem się do tyłu, nie chcąc mieć bliskiego kontaktu z tym stworzeniem, czemu podczas każdej naszej przerywy coś musi się wydarzyć? Mam nadzieje, że się kundla pozbędzie, mamy ważną misję do wykonania pies nam w niej będzie tylko przeszkadzać prawda?

<Sorey? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz