poniedziałek, 18 maja 2020

Od Mikleo CD Soreya

Yuki napuszył policzki, wracając do treningu, uparcie chciał trenować dalej, a ja nie miałem sumienia, aby mi odmawiać, czuję się na siłach, więc niech ćwiczy, przynajmniej padnie zmęczony w nocy, a to wszystkich uszczęśliwi nawet mnie.
Odchyliłem głowę do tyłu, opierając ją na ramieniu, siedzącego za mną przyjaciela zamykając oczy, cicho przy tym wzdychając.
- 1,2,3,4 - Policzyłem, gdy woda unoszona w powietrzu wróciła do jeziorka, Yuki troszeczkę się zdenerwował, wpadając w historię, znów ta sama śpiewka woda go nie słucha i nie lubi, w cichy słuchałem tego lamentu, powstrzymując Soreya od jakiejkolwiek reakcji, Yuki robił mi dziś ten numer trzeci raz, tym razem uspokajając się, znacznie szybciej wracając do treningu.
Odetchnąłem z ulgą, gdy to się stało, naprawdę ciężko było mi znieść jego zachowanie, przy pierwszych dwóch razach myślałem, że naprawdę coś mu się stało, to dziecko nawet nie wie, jak bardzo stresuje mnie każdym takim napadem histerii, martwię się o niego i gdybym mógł, zrobiłbym wszystko, aby szybciej nauczył się kontrolować wodę, niestety to było niemożliwe, nie mogłem zrobić nic więcej teoria, którą mu przekazałem i sztuczki, które pokazałem, powinny mu wystarczyć i tak dostał wiele wskazówek może gdyby nie był tak bardzo niecierpliwy, lepiej by mu to szło, gdyby tylko uważniej mnie słuchał. Może ja po prostu robię coś źle? Nie widzę czegoś, co zobaczyć powinienem już dawno, a więc wina może leżeć po mojej stronie, a nie po stronie Yuki'ego, bo gdybym przekazał mu lepiej, wiedzę może wtedy więcej by z lekcji wyciągnął.
Zamyślony nawet nie dostrzegłem niebezpiecznie zbliżającej się w moją stronę wody, dopiero odczuwając jej chłód po bliższym kontakcie z nią.
Lekko rozkojarzony spojrzałem na chłopaka uśmiechającego się do mnie przepraszająco, no cóż, co miałem zrobić, krzyczeć? Nie to tylko trochę wody nic mi nie będzie, w końcu wyschnie z moją pomocą lub też nie.
- Może jednak skusicie się na kilka minut przerwy? - Yuki tym razem nie protestował, zgadzając się z pasterzem, zwracając swoją uwagę na chodzące nieopodal kaczki, do których nie omieszkał podejść, nie byłem przekonany co do tego pomysłu jednak gdy tak ładnie poprosił, nie mogłem odmówić, to dziecko mnie kupiło.
- Nie mieliśmy dzisiaj ruszać w dalszą drogę? - Zapytałem, przypominając sobie o tym małym, ale to takim malutkim nieistotnym przecież fakcie, nie żeby w stolicy nie miała wybuchnąć zaraz wojna domowa, gdy my tutaj się bawimy, nie, nie to na pewno nie tak.
- Mieliśmy - Zgodził się zemną, cicho wzdychając. - Musimy porozmawiać - Dodał, po chwili, na co delikatnie się skrzywiłem, nie miałem ochoty na rozmowę, tym bardziej że wiedziałem, o czym może chcieć rozmawiać, zdecydowanie wolałem unikać tego tematu, jak najdłużej się tylko da.
- Oczywiście porozmawiamy już w drodze - Zbyłem go, całując jego czoło, idąc do Lailah która powoli zaczęła pakować wszystkie, to trochę niegrzeczne, aby sama to robiła, musiałem jej pomóc, aby jak najszybciej wyruszyć w podróż, tym razem omijając nawet posiłek, ach jak mi ulżyło, gdy nie musiałem jeść, oczywiści mój przyjaciel nieźle mnie za to zbeszta, gdy przyjdzie taka pora, nie nadeszła ona na szczęście teraz, tak więc mogłem w spokoju skupić się na drodze i chłopcu, który dziś wyjątkowo energią chyba był w stanie pokonać nawet Soreya.

***

Przez całą drogę aż do wieczora Yuki mówił i mówił, raz chciał się bawić, innym razem przestając słuchać, za bardzo oddalał się od nas, sprawiając dość sporo problemów, co znosiłem bardzo dzielnie, mając go cały czas na oku. Oczywiście ani Lailah, ani Sorey nie popierali mojego zachowania, ich zdaniem powinienem zwrócić uwagę chłopcu na złe zachowanie, ja jednak nie widziałem w tym niczego złego to zwyczajne dziecko, które roznosi energia, nie miałem mu tego za złe, cieszyłem się z jego radości, a jeszcze bardziej ucieszyłem się, gdy chłopiec już zasnął, pierwszy raz poczułem taką ulgę, wręcz padając na koc, dziś to nasz człowiek miał pierwszą warte, Lailah już spała wraz z Yukim, gdy ja leżałem na kocu, nie mając siły nawet się ruszyć.
Sorey usiadł przy mnie, przyglądając mi się uważnie, kładąc swoje dłonie po obu stronach mojej głowy, gdy tylko złączył nasze usta w delikatnym pocałunku, poczułem przyjemny dreszcz przebiegający po moim ciele, miałem cichą nadzieję, że chociaż teraz trochę odpocznę. Och jak bardzo się myliłem.
- Powinniśmy porozmawiać o Yuim - Wyszeptał gdy oderwał swoje ciepłe usta, nosz kurczę, że akurat teraz? Wolałbym trochę lepiej spożytkować tę chwilę, wreszcie miałem chwilę, aby nacieszyć się jego bliskością, a on chce akurat teraz gadać o Yukim? Co z nim nie tak? A niech da mi święty spokój.
- Co tym razem? - Spytałem, lekko oburzony mrużąc niebezpiecznie swoje oczy, coś czując, że wszystko, co powie, tylko bardziej mnie zirytuje.
- Za bardzo go rozpieszczasz - Słysząc słowa Soreya, westchnąłem cicho, przewracając oczami, on chyba śmie sobie żartować prawda?
- Nie prawda, wcale go nie rozpieszczam, opiekuje się nim nic poza tym - Odparłem, nie widząc problemu we własnym zachowaniu, bo, że niby powinienem go widzieć? Nie ja ni złego nie zrobiłem, to mu coś źle układa się w tej tępej główce.
- Mikleo stanowczo przesadzasz, jesteś na każde jego zawołanie, robisz wszystko, co chce, nie pozwala ci odpocząć, a ty nie widzisz w tym problemu? - Zaczął swój monolog, jak fajnie byłoby słyszeć tylko samo bla, bla, bla. Życie stałoby się piękniejsze.
- Nie ma rodziców ani nikogo bliskiego niech ma chociaż trochę radości z życia, w ogóle nie wiem, o co ci chodzi, jesteś zazdrosny czy co? - Stwierdziłem, niezadowolony może miał trochę racji, jedna jej mu nie przyznam, niech nawet nie zaczyna, już odechciało mi się spędzania z nim kilku chwil przed snem. - Idę spać - Dodałem obrażony, teraz to ja zachowałem się jak dziecko, sprowokowałam mnie, psując tę piękną chwilę.

<Sorey? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz