piątek, 15 maja 2020

Od Soreya CD Mikleo

Mikleo zachowywał się bardzo niespokojnie. Krążył po jaskini, wystawał łeb z jaskini, zerkał na nas i cicho ryczał. Zdecydowanie chciał ruszyć dalej, co mnie się nie za bardzo podobało. Był ranny i powinien dać sobie pomóc, a nie być tak upartą i głupią gadziną.
Spojrzałem na ranę, którą mi zadał. Była to zaledwie rana powierzchowna, chociaż bolała przy każdym głębszym wdechu. Nie chciałem jednak jej leczyć, wolałem całą swoją moc przeznaczyć na przyjaciela. Mnie wystarczy jedynie, bym to opatrzył, Mikleo był zdecydowanie ważniejszy ode mnie.
- Spokojnie, wrócili z Alishą do zamku, nie przyjdą po ciebie – powiedziałem łagodnie do smoka, uśmiechając się lekko. Gad spojrzał na mnie niepewnie i wydał z siebie cichy pomruk. Najwidoczniej nie za bardzo mi wierzył.
~ Rozkaz króla jest ważniejszy od rozkazu księżniczki – rozbrzmiał w mojej głowie głos Lailah. – Ludzie są zdradliwi, wiesz o tym najlepiej.
Poczułem, jak moje policzki pokrywa rumieniec wstydu na jej kąśliwą uwagę. Byłem jej jednak trochę wdzięczny, że powiedziała mi to telepatycznie, nie na głos. Mogłoby to bardziej zdenerwować smoka, który natychmiast chciałby uciekać. Odstawiłem chłopca na ziemię i zacząłem podchodzić do rannego skrzydła przyjaciela, ale ten zagrodził mi drogę swoim pyskiem, głośno warcząc. Przestraszył tym Yuki’ego, który schował się za Lailah.
- Pomyśl o tym tak – zacząłem spokojnie, delikatnie gładząc jego łeb. – Chcesz stąd uciekać. Najszybciej i najbezpieczniej będzie, gdybyś mógł latać, a ja jestem w stanie ci to zapewnić. Zabierając nas stąd, zapewnisz nam bezpieczeństwo, a tego chcesz, prawda?
Smok zmrużył oczy. Wyraźnie zastanawiał się nad moimi słowami, co już było dużym sukcesem. Wcześniej od razu się nie zgadzał, co wyraźnie dawał do zrozumienia. W końcu wskazał łbem na moją klatkę piersiową, wydał z siebie cichy pomruk i położył się na ziemi. Najwyraźniej chciał, bym uzdrowił najpierw siebie, a później jego.
~ Mogłabyś mi użyczyć trochę swojej mocy, bym mógł skuteczniej go uleczyć? – spytałem Lailah, powoli zasklepiając swoje rany. Podejrzewałem, że smok mógłby wszcząć małą awanturę polegającą na warczeniu i rykach, dlatego dla świętego spokoju zrobię to, co chcę.
~ Tak, ale to może być dla ciebie niebezpieczne – widziałem, jak kobieta marszczy brwi w zastanowieniu.
~ Dam radę – posłałem jej uspokajające spojrzenie. Przez okoliczności, w jakich się znaleźliśmy, chciałem uleczyć go raz, a dobrze. Nawet jeżeli będzie to niebezpieczne dla mnie, nie przejmowałem się tym, wystarczająco złego mu wyrządziłem i chociaż nigdy tego nie zadośćuczynię zrobię wszystko, by tylko mu pomóc.
Kiedy w końcu uleczyłem siebie, podszedłem do leżącego smoka. Nim Mikleo pozwolił mi dotknąć swojego skrzydła, obejrzał mnie dokładnie, jakby upewniając się, że spełniłem narzucony przez niego warunek. Zamruczał cicho z niezadowolenia, kiedy delikatnie dotknąłem jego skrzydła. Chyba zaczął powoli zmieniać zdanie, ale było już za późno.
Im dłużej go leczyłem, tym gorzej się czułem. Podejrzewałem, że kiedy tylko przerwę, najpewniej padnę jak długi na ziemię. I tak sporo wytrzymywałem, a to wszystko dzięki mocy Lailah. Dosłownie w ostatnich minutach mojej pracy smok zaczął głośno warczeć i nerwowo poruszać łbem. Wyczerpanie na mojej twarzy musiało być już dla niego widoczne, przez co zaczął się niepokoić. Mimo tego nie chciałem kończyć, musiałem wyleczyć go do końca.
W końcu mi się udało. Wziąłem głęboki wdech i zacząłem podziwiać swoją robotę; wyglądało to naprawdę dobrze i stabilnie. Spojrzałem na Mikleo z delikatnym uśmiechem, w jego lawendowych ślepiach mogłem dostrzec zaniepokojenie. Delikatnie pogłaskałem go po pysku i chwilę po tym poczułem, jak tracę grunt pod nogami, a później przytomność.

***

Kiedy otworzyłem oczy zastanawiałem się, na co tak właściwie patrzę i co to za odgłos. Dopiero po kilku długich sekundach zdałem sobie sprawę, że jest to skrzydło mojego smoczego przyjaciela, a ten dźwięk to deszcz uderzający o nie. Chyba jeszcze słyszałem wesoły głos Yuki’ego.
Z dużym trudem podniosłem się do siadu. Nadal czułem się niewiarygodnie słabo, ale musiałem zorientować się w sytuacji. Nie wiedziałem, gdzie się znajdowaliśmy, ani jak długo byłem nieprzytomny, nie wiedziałem nic.
Lailah siedziała obok mnie, która zauważając, jak odzyskuję przytomność, odwróciła głowę w moim kierunku i posłała mi delikatny uśmiech. Odwzajemniłem gest, po czym niepewnie zacząłem rozglądać się dookoła. Yuki siedział na deszczu, obok łba Mikleo. Gdyby nie to, że chłopiec był Serafinem wody, już zacząłbym na niego krzyczeć. Chociaż, w moim aktualnym stanie mógłbym jedynie szeptać.
- Pan Sorey! – usłyszałem krzyk chłopca i już po chwili poczułem, jak mocno się do mnie przytula. Westchnąłem ciężko i pogłaskałem go po głowie.
Mikleo przybliżył do mnie swój łeb. Po obwąchaniu mnie i upewnieniu się, że jako tako się trzymam, z jego gardła wydobył się głośny ryk. Oczywiście, że musiał na mnie nakrzyczeć, to byłoby nie w jego stylu, gdyby tego nie zrobił.
- Przepraszam, nie wiedziałem, że to się tak skończy – powiedziałem ze skruchą. Gad prychnął cicho i odwrócił ode mnie swój łeb. – Gdzie jesteśmy? I jak długo byłem nieprzytomny?
- Daleko od stolicy. I złego pana – z piersi Lailah wydobyło się ciche westchnięcie. – A spałeś przez dwa dni. Dwa i pół – dodała, patrząc na zachodzące słońce.
- Proszę pana, myślę, że Mikleo mnie pamięta – powiedział wesoło Yuki, chyba chciał zwrócić na siebie uwagę.
- Ciebie trudno nie pamiętać – lekko poczochrałem jego włosy, zerkając na smoka. Wydawał się być na mnie obrażony i zmartwiony moim stanem jednocześnie. To trochę w stylu Mikleo, którego znałem od dziecka.
Podniosłem się do pionu i skierowałem się w stronę jego łba. Kiedy wyszedłem na deszcz, smok warknął na mnie cicho i popchnął z powrotem pod skrzydło. Nie poddawałem się, zależało mi na tym, aby znaleźć się obok jego łba. W końcu smok wyczuł, co chcę, bo dla świętego spokoju w końcu położył pysk na suchej trawie. Usiadłem i mimo warkotu, przytuliłem się do niego.
- Mikleo, nie bądź na mnie zły, przecież nic mi nie jest – wymamrotałem, delikatnie głaszcząc jego pokrytą łuskami skórę. Bałem się, że jednak nie udało mi się uleczyć go w pełni i rany znowu się otworzą, ale na szczęście tak się nie stało.

<Mikleo? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz