sobota, 30 maja 2020

Od Soreya CD Mikleo

Wziąłem psiaka na kolana i zacząłem zaczepiać go delikatnymi pacnięciami w nosek. Przez to irytowałem zwierzaka, który próbował złapać moje palce. Przeurocza, mała kluseczka. Zauważyłem nawet, że już jego żeberka nie były takie wystające. I jak miałbym go oddać? Wkrótce zwierzakowi znudziło się to, bo położył się na moich kolanach i ziewnął szeroko.
- Jeżeli znajdę kogoś odpowiedniego, to może go oddam… - powiedziałem niechętnie, drapiąc zmęczonego psiaka za uchem. – Boję się, jak Yuki zareaguje, wczoraj wraz z Zaveidem wymyślali dla niego imiona. Poza tym – dodałem szybko, kiedy chłopak westchnął ciężko – coraz lepiej ci idzie walka ze strachem. Jeszcze tu siedzisz.
Mikleo prychnął cicho, ale jego usta wygięły się w lekkim uśmiechu. Przysunąłem się do niego i pocałowałem go w policzek. Wszyscy jeszcze spali, chociaż podejrzewałem, że już niedługo zaczną się powoli wybudzać i będziemy musieli wyruszać w drogę powrotną. Miałem nadzieję, że Alisha jeszcze się trzyma. Sam bym jeszcze na chwilę się położył, zdecydowanie nie byłem w pełni wyspany.
- Będzie tylko przeszkadzał – przypomniał mi, patrząc z nienawiścią na biedne, niewinne spojrzenie, a szczeniak spoglądał na mojego przyjaciela wdzięcznym wzrokiem i merdał wesoło swoim króciutkim ogonkiem. To wyglądało naprawdę zabawnie.
- Jest bardzo grzeczny i posłuszny. I tak samo uroczy, jak ty – uśmiechnąłem się szeroko, obserwując powoli pojawiające się oburzenie na twarzy mojego anioła.
- Nie jestem uroczy – burknął, napuszając czerwone policzki. Przez to wyglądał jedynie bardziej uroczo.
Chłopak odwrócił się ode mnie obrażony, po czym zsunął ze swoich włosów gumkę i zaczął je rozczesywać palcami. Wypatrzyłem w tym swoją okazję, więc położyłem psiaka na kocu, po czym wstałem w celu wzięcia grzebienia z plecaka. Mógł być na mnie obrażony, ale nie odmówi mi zabawy jego włosami.
- Mogę z powrotem swoją kurtkę? – spytałem, kiedy skończyłem go czesać. Czułem chłodny wiatr na skórze, który wywołał nieprzyjemne ciarki. W przeciwieństwie do ostatnich dni, ten był pochmurny i zimny. Miałem nadzieję, że nie będzie padać, to mogłoby tylko opóźnić naszą podróż.
Miałem na sobie jedynie czarny podkoszulek, ale póki przytulałem się do mojego anioła, było mi idealnie. Teraz, kiedy się odsunął, nie było mi tak ciepło. Mikleo wywrócił oczami, ale ściągnął kurtkę ze swoich ramion i podał mi ją. Od razu założyłem odzienie na siebie, było przyjemnie ciepłe i miało na sobie zapach charakterystyczny tylko dla Mikleo.
- Możecie się zamknąć? Niektórzy tu śpią – burknęła Edna, posyłając nam złowieszcze spojrzenie, po czym przekręciła się na drugi bok.
Uważałem, że już była najwyższa pora, aby wstać. Nie było wcale tak wcześnie, wyruszaliśmy już o gorszych godzinach. Poza tym, mieliśmy kawał drogi do przebycia; podróż tutaj zajęła nam dwa i pół dnia. Chciałem tym razem trochę przyspieszyć, o ile byłoby to możliwe.
- Masz problem, zaraz wyruszamy – powiedział kąśliwie Mikleo, podnosząc się z koca. Byłem mu wdzięczny za to, wolałem poczekać, aż Edna sama zdecyduje wstać. Już wystarczająco mnie nie lubi, nie chciałem jej podpadać jeszcze bardziej.
Dziewczyna odwróciła się w stronę mojego przyjaciela. Na jego nieszczęście blondynka była wystarczająco blisko niego, by zdzielić go parasolką w głowę. To była jednak cała jej reakcja, nawet nie wstała z koca, tylko przymknęła na powrót oczy.
Drugi obudził się Zaveid. przy okazji stawiając na nogi całą resztę, nawet niezadowoloną Ednę. W przeciągu dwóch minut w naszym obozowisku zapanował mały chaos. Podczas pakowania naszych rzeczy starałem się mieć cały czas oko na mojego przyjaciela; wydawał się bardzo starać, aby nie wybuchnąć gniewem. Nawet trochę mu współczułem, ponieważ Serafin powietrza od dłuższego czasu obrał go sobie za cel i zaczął go zaczepiać.
- Dwójka z was będzie musiała wejść do środka – powiedziałem, kiedy osiodłałem jednego z koni.
Wolałem nie wybierać, który z Serafinów będzie musiał tak postąpić, niech to załatwią to sobie między sobą. Ku mojemu zdziwieniu Edna pierwsza odezwała się, że nie widzi w tym problemu i już po chwili się schowała. Podejrzewałem, że ona będzie przeciwna temu pomysłowi, ale nie narzekałem. Spojrzałem na pozostałych Serafinów; zarówno Zaveid jak i Mikleo nie wydawali się specjalnie chętni, więc w końcu Lailah zgodziła się dla świętego spokoju.
- Mikleo, jedziesz z Zaveidem – uśmiechnąłem się przepraszająco do przyjaciela.
- Z jakiej racji? – warknął, niespecjalnie zadowolony z takiego obrotu spraw.
- Daj spokój, będzie fajnie – powiedział roześmiany Zaveid, czochrając włosy mojego przyjaciela i niszcząc tym samym moją pracę.
- Chyba, że wolisz jechać z Yukim i szczeniakiem – westchnąłem cicho, patrząc na chłopca bawiącego się z psem. Niby była jeszcze opcja, by mój anioł jechał wraz ze mną, ale w takim wypadku Yuki musiałby jechać z Serafinem powietrza. Dobrze się dogadywali, ale trochę wątpiłem, by dziecko chciało jechać z nieznanym mu mężczyzną.

<Mikleo? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz