piątek, 29 maja 2020

Od Soreya CD Mikleo

Zmartwiony odprowadziłem wzrokiem mojego przyjaciela, który zniknął bez słów i chyba nikt tym się specjalnie nie przejął, poza mną i Lailah. Z taką ilością osób było głośno i chaotycznie, sam ledwo ogarniałem się w całej tej sytuacji. Wydawało mi się, że każdy był podekscytowany, nawet na pozór wyprana z emocji Edna, a już najbardziej szczeniak i Yuki, wokół których była największa atencja. Każdy był zadowolony, oprócz mojego anioła. I to bardzo mnie martwiło.
- Przejdzie mu, nie przejmuj się – powiedział nagle Zaveid, czochrając moje przydługie włosy tym samym powodując na mojej głowie jeszcze większy bałagan niż dotychczas. – Chyba mieliśmy zawrzeć pakt.
Westchnąłem cicho i zaraz skupiłem na mężczyźnie całą swoją uwagę. Postanowiłem zajrzeć do Mikleo za momencik. Musiałem powiedzieć Zaveidowi wszystko, co wiem i zawrzeć z nim pakt. Podejrzewałem, że kolejna umowa z potężnym Serafinem zawarta w tym samym dniu na pewno osłabi moje ciało. W sumie, to nawet dobrze, że Mikleo nie było w pobliżu. Prawdopodobnie niepotrzebnie zacząłby się zamartwiać normalną reakcją mojego organizmu. Mógłby skupić się bardziej na sobie, jego życie jest cenniejsze od mojego.
Miałem nadzieję, że tą sprawę załatwię szybko i będę mógł udać się do mojego anioła. Och, jak bardzo się myliłem. Kiedy już zawarłem pakt z Zaveidem, musiałem odpowiadać na jego wszystkie pytania; mężczyzna był bardzo był ciekawy, co wydarzyło się u mnie od naszego ostatniego spotkania. Z jednej strony cieszyłem się, że był do mnie nastawiony bardziej przyjaźnie od Edny, ale zaczynałem być już nieco tym wszystkim zmęczony. Jeszcze Yuki trochę później zaczął marudzić i naciskać na to, bym dał trochę jedzenia dla szczeniaka.
Odczułem wielką ulgę, kiedy dziecko poszło spać, a Serafiny zaczęły cicho rozmawiać między sobą. Korzystając z tej chwili pokoju wstałem od ogniska i ruszyłem w stronę, w którą odszedł mój przyjaciel. Nie zajęło mi dużo czasu, kiedy znalazłem go drzemiącego i opartego o pień martwego drzewa. Usiadłem obok niego i dopiero wtedy chłopak gwałtownie się obudził i rozejrzał nieprzytomnie dookoła.
- Spokojnie, to tylko ja – powiedziałem cicho, uśmiechając się uspokajająco. Objąłem mojego przyjaciela ramieniem i ze zmartwieniem zauważyłem, że jego ciało jest chłodne. Cofnąłem rękę i zdjąłem z siebie kurtkę, a następnie zarzuciłem ją na jego ramiona.
- Co ty wyrabiasz? – spytał, patrząc na moją kurtkę. – Weź ją z powrotem, nie odczuwam tak bardzo temperatury jak ty.
- Ale mi jest ciepło, tobie nie – burknąłem, przytulając się do niego. Mimo zapewnień mojego przyjaciela czułem, jak delikatnie drży. Z dala od ogniska było naprawdę nieprzyjemnie zimno. – Wrócisz do nas? Yuki już śpi, zły potwór też. Nie będą się z tobą drażnić.
- Tu jest dla mnie idealnie – mruknął, kładąc swoją głowę na moim ramieniu i przymykając oczy.
Zerknąłem na niego kątem oka i uśmiechnąłem się pod nosem. Jego blada twarz wyglądała tak pięknie w świetle księżyca. Tego efektu nie psuły nawet wory pod jego oczami, chociaż przyznam, że lepiej byłoby bez nich. Pocałowałem go delikatnie w policzek i poczułem, że jego skóra jest nieprzyjemnie chłodna. Naprawdę powinien wrócić do ogniska i trochę się ogrzać.
- A tu jest dla mnie zimno – wymamrotałem, opierając swoją głowę o jego. – Chodź ze mną…
Usłyszałem, jak chłopak wzdycha ciężko. Mogło to oznaczać dwie rzeczy; albo już miał mnie dosyć albo rozważał moją propozycję; miałem cichą nadzieję, że to prędzej ta druga opcja. Postanowiłem wykorzystać tę chwilę spokoju i nacieszyć się tą chwilą sam na sam. Zacząłem od niechcenia bawić się jego chłodną dłonią. W mojej głowie pojawiła się bardzo dziwna myśl.
- Pasuje do niego srebro, nie złoto – wymamrotałem cicho do siebie, delikatnie głaszcząc jego serdeczny palec.
- Co? – spytał nagle chłopak, podnosząc głowę i patrząc na mnie z niezrozumieniem. Dopiero w tej chwili zrozumiałem, że powiedziałem to na głos, a nie w myślach. Jestem idiotą.
- Co? – udałem, że nie rozumiem o co mu chodzi. Moje aktorstwo nie było najlepsze, biorąc pod uwagę zdradliwe rumieńce wstydu na moich policzkach. Liczyłem, że był zaspany i nie zrozumiał, co powiedziałem.
- Mówiłeś coś – mruknął, patrząc się na moją twarz z wyraźnym zagubieniem.
- Tylko to, że jest tu zimno i żebyśmy wracali do ogniska – powiedziałem, patrząc na niego ze zmartwieniem i udając głupa. W tym drugim byłem naprawdę świetny.
Chłopak zamrugał kilkakrotnie oczami, po czym przetarł dłonią zaspaną twarz. Naprawdę potrzebował porządnego snu, i jeżeli tym razem znów uprze się na całonocną wartę z powodu niewinnego szczeniaczka, skorzystam z naszego paktu i wypowiem jego prawdziwe imię, po czym zasnę właśnie tak przemieniony. Nie pozwolę mu, aby znowu się męczył przez taką głupotę.

<Mikleo? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz