niedziela, 24 maja 2020

Od Soreya CD Mikleo

Wpatrywałem się w mojego przyjaciela z szeroko otwartymi ustami. Po raz pierwszy w życiu widziałem u niego skrzydeł, nigdy mi ich nie pokazywał. Nie za bardzo słuchałem tego, co aktualnie do mnie mówił, byłem za bardzo zafascynowany jego widokiem. Wyciągnąłem dłoń i delikatnie dotknąłem jednego z jego skrzydeł; białe pióra były przyjemne i miłe w dotyku, bardziej niż jego włosy.
- Wow – wyszeptałem i po chwili poczułem, jak chłopak chwyta mój nadgarstek i odsuwa dłoń od swojego skrzydła. Dopiero to mnie ocuciło i spojrzałem zaskoczony na twarz mojego anioła. Zamrugałem kilkukrotnie i wspaniałe skrzydła zniknęły tak samo szybko, jak się pojawiły.
- Czy słyszałeś, co do ciebie mówiłem? – spytał gniewnie, czyli zirytował się nie na żarty.
Zagryzłem nerwowo dolną wargę. Kompletnie go nie słuchałem, odkąd z jego pleców wyrosły skrzydła. Mogłem tylko zgadywać, że to są tylko głupie narzekania na to, jaki ja jestem nieostrożny, że co ja sobie wyobrażam i że mogłem zginąć. Mikleo był bardzo przewidujący, jeżeli o to chodziło.
- Oczywiście – powiedziałem w końcu, siląc się na jak przekonywujący ton.
- Tak? – spytał z powątpieniem, unosząc lewą brew do góry. To nigdy nie wróżyło niczego dobrego. Pokiwałem energicznie głową na jego słowa. – Więc co takiego mówiłem?
- Mówiłeś, że… - zastanowiłem się nad swoją dalszą wypowiedzą. Jak mogłyby brzmieć najprawdopodobniejsze słowa Mikleo? – Że jestem nieodpowiedzialnym dzieciakiem i że mógłbym zginąć.
Z piersi mojego przyjaciela wyrwało się ciche westchnięcie. Czyli nie zgadłem, niedobrze. Będę go musiał troszeczkę udobruchać i to jak najszybciej. Położyłem mu ręce na ramionach i lekko pocałowałem w czubek nosa.
- Oj, Mikleo, przecież doskonale wiem, że póki przy mnie będziesz, nic mi nie grozi – wyszeptałem, uśmiechając się lekko. Mikleo nie wyglądał na przekonanego, marszczył brwi i był wyraźnie niezadowolony.
- Mimo wszystko powinieneś uważać – zaczął w końcu, ciężko wzdychając. – Nie możesz ciągle na mnie polegać, naprawdę mógłbyś zginąć.
- Wiem, wiem – powiedziałem, po czym chwyciłem jedną jego dłoni i przysunąłem ją do swoich ust, składając na jej wierzchu delikatny pocałunek. – Obiecuję, że będę na siebie uważał, kiedy nie będzie cię w pobliżu.
- Nie, kiedy nie będzie mnie w pobliżu, ale zawsze – burknął, a na jego policzkach pojawił się delikatny rumieniec.
- Dobrze. Zatem uroczyście obiecuję, że zawsze będę na siebie uważał – tym razem ucałowałem lekko jego wargi. – Możemy już iść zwiedzać?
Chłopak parsknął cicho śmiechem, ale finalnie kiwnął głową. Na moich ustach pojawił się uśmiech; wcześniej chłopak miał rację, w końcu kiedy ostatni raz zwiedzaliśmy wspólnie jakieś ruiny? Chyba niebieskiej stolicy, a i to było wieki temu. Złączyłem nasze palce i pociągnąłem w głąb ruin. Nikt nie powinien mieć nam za złe, jeżeli jeszcze troszkę czasu spędzimy razem.

***

Wyszliśmy z ruin dopiero późnym popołudniem, i to tylko dlatego, że zaniepokojona Lailah skontaktowała się z nami. Byłem przekonany, że nie zwiedziliśmy nawet połowy ruin, ale nie mogłem tak po prostu zignorować wezwania pani jeziora. Poza tym, chyba zaczynałem być nieco głodny, musiałem poinformować księżniczkę o swojej decyzji. Postanowiłem podążyć za radą mojego przyjaciela, i jak najszybciej spróbować odnaleźć Serafinów powietrza oraz ziemi. Pewnie będę czuł się źle, ale logika Mikleo miała sens; dzięki Ednie i Zaveidowi będę mógł skuteczniej pomóc Alishi. I gdybym spotkał tego potwora odpowiedzialnego za tę całą wojnę, mógłbym od razu go pokonać.
- Tak właściwie, czemu mi nigdy mi nie pokazywałeś swoich skrzydeł? – spytałem z lekką pretensją. Mikleo na moje słowa jedynie wzruszył ramionami.
- Nie było po co – burknął, a ja miałem nieprzyjemne wrażenie, że jest na mnie nieco obrażony.
- Jak to? Przecież one są wspania… - nie zdążyłem nawet dokończyć zdania, bo poczułem jego dłoń na swoich ustach.
Spojrzałem na niego zaskoczony i jednocześnie oburzony jego czynem. Już zastanawiałem się, co zrobiłem nie tak, ale szybko zrozumiałem, że to nie w moim zachowaniu tkwi problem. Mojego przyjaciela po prostu coś zaniepokoiło; wpatrywał się ze skupieniem w jakiś punkt w oddali. Był także cały spięty, jakby był w każdej chwili gotowy do ataku. Jego zaniepokojenie udzieliło się także i mnie. Nerwowo zacisnąłem palce na rękojeści własnego miecza i podążyłem za wzrokiem mojego przyjaciela, ale niczego nie mogłem dostrzec.
~ Mikleo, co się dzieje? – spytałem go w myślach, próbując znaleźć wzrokiem to coś, co go zaniepokoiło. Wolałem nie mówić już niczego na głos, by nie wywoływać niepotrzebnego hałasu. Poza tym, Mikleo nadal trzymał mi dłoń na ustach, co powstrzymywało mnie przed powiedzeniem czegokolwiek.

<Mikleo? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz