wtorek, 26 maja 2020

Od Soreya CD Mikleo

Wiedziałem, że mój przyjaciel boi się psów. W dzieciństwie było kilka zabawnych sytuacji związanych z jego strachem przed tymi uroczymi zwierzątkami, ale zawsze były to psy duże i dorosłe, a nie małe puchate szczeniaczki. Zatrzymałem się w półkroku, patrząc zmartwiony na przerażonego anioła.
Podniosłem szczeniaczka na wysokość swojej twarzy i przyjrzałem się mu uważnie. To był na pewno pies, nie żaden wilk. Szczeniaczek miał czarną sierść z białymi plamami, jego pysk był całkiem długi, z kolei ogon był krótki, ale puchaty. Podejrzewałem, że jest to jeden z większych psów, ponieważ jego łapy były całkiem spore jak na małe, wychudzone maleństwo. Ciekawiło mnie, skąd on się tu wziął. Wątpiłem, żeby gdzieś niedaleko była wieś, coraz bardziej zbliżaliśmy się do gór i gleba nie była najlepsza do upraw. Nie był to także dziki pies, w końcu bardzo lgnął do ludzi i cieszył się na ich widok, biorąc pod uwagę jego wesoło merdający ogonek.
- Weź pieska i idź z nim do Lailah – podałem z powrotem zwierzaka dziecku. – Poproś ją, aby sprawdziła, czy nie jest ranny, a później przygotujemy mu razem coś do jedzenia.
- A zatrzymamy go? – spytał Yuki z wielką nadzieją w głosie.
- Nie! – odezwał się od razu Mikleo.
Na twarzy dziecka pojawił się smutek. Miałem nawet wrażenie, że zwierzak posmutniał. Chłopiec spojrzał na mnie błagająco, a ja nie wiedziałem, co zrobić. Nie zostawię przecież wygłodniałego psiaka na pustkowiu, to niehumanitarne. Wziąć go ze sobą za bardzo nie możemy, to niebezpieczne zarówno dla nas jak i zwierzaka, dlatego Lucjusz aktualnie poluje na zamkowe myszy.
Mrugnąłem porozumiewawczo do dzieciaka; na twarzy chłopczyka pojawił się radosny uśmiech i już sekundę później zniknął z pola widzenia. Teraz pozostało mi najtrudniejsze zadanie; przekonanie Mikleo. Jak z kociakiem nie było aż tak wielkiego problemu, tak teraz może być ciężko przekonać go do swojej racji.
- Mikleo… - zacząłem ostrożnie.
- Ten kundel z nami nie zostaje – przerwał mi od razu ostro, a z mojej piersi wyrwało się ciężkie westchnięcie.
- To tylko szczeniak, przecież cię nie zabije – powiedziałem, lekko się uśmiechając i do niego podchodząc.
- Nie i kropka – warknął, a ja już wiedziałem, że jest źle. Kiedy do niego podszedłem, położyłem mu dłoń na policzku i delikatnie go pogłaskałem.
- Chcesz zostawić niewinne i głodne stworzenie na pastwę losu? – spróbowałem go wziąć na litość licząc, że odezwie się w nim ta anielska dobroć.
- Tak.
Jest gorzej niż myślałem.
- Zostanie z nami, dopóki nie znajdziemy mu jakiegoś dobrego domu, bo ja go jednak nie zostawię – poczochrałem go po włosach, na co chłopak prychnął z niezadowolenia. – Nie bój się, obronię cię przed tym złym potworem – dodałem, lekko całując jego policzek.
Splotłem nasze palce i pociągnąłem go lekko w stronę odpoczywających koni i Serafinów. Jak podejrzewałem, czułem opór z jego strony. Chociaż, gdyby tak pomyśleć, może ten szczeniak wyjdzie mu na dobre i jakoś zmniejszy ten jego lęk.
Lailah siedziała na ziemi i trzymała na kolanach pieska, a Yuki siedział obok niej i drapał go za uszkiem. Na mój widok dziecko wstało i spytało się, czy teraz go nakarmimy. Był naprawdę podekscytowany i zniecierpliwiony.
- Za momencik, najpierw Mikleo go nakarmi, potem ty, dobrze? – uśmiechnąłem się do dzieciaka, ignorując oburzone spojrzenie mojego przyjaciela. A może przerażone. Chłopczyk pokiwał głową, ale nie wydawał się specjalnie zadowolony.
- Co ty kombinujesz? – spytał wyraźnie niezadowolony Mikleo, podczas kiedy wyjąłem z plecaka trochę jedzenia. Nawet jeśli zwierzak był bardzo głodny, nie należało mu dawać dużo jedzenia, bo to tylko mu mogło zaszkodzić.
- Czas, abyś pozbył się tego lęku – powiedziałem radośnie, wsuwając mu w dłoń kawałek wędliny. Nie jadałem mięsa, ale nie przeglądałem zapasów i nie wiedziałem, że Alisha kazała spakować także to. Teraz przynajmniej się to nie zmarnuje.
- Co? Nie ma mowy! – krzyknął, i już chciał się odsunąć, ale delikatnie objąłem go od tyłu i złapałem go za ręce.
- Lailah trzyma to straszne stworzenie, a ja jestem tuż przy tobie – powiedziałem uspokajającym tonem. – Ten jeden kawałek, więcej od ciebie nie wymagam.
Chłopak bardzo się spierał, ale finalnie poddał mi się i już po chwili obaj klęczeliśmy przy kobiecie. To ja musiałem nakierować jego dłoń w stronę psiaka, bo jego chyba lekko zmroziło. Czułem, jak chłopak wzdryga się ze strachu, kiedy szczeniak przypadkowo polizał jego palce. Po kilku sekundach było już po wszystkim, a kiedy tak się stało, Mikleo wyrwał się z moich objęć i odszedł od szczeniaka tak daleko, jak to tylko możliwe.
- Dalej jadę z Lailah – powiedział spanikowany, krzyżując ręce na piersi.
Kiwnąłem głową, nie widząc żadnych przeciwności co do tego. Podałem chłopcu resztę przygotowanego dla psa jedzenia, co przyjął z radością i już po chwili zaczął go karmić. Lailah rzuciła mi zaniepokojone spojrzenie, ale uśmiechnąłem się do niej lekko. Wierzyłem w Mikleo oraz w to, że pokona ten niedorzeczny strach.
Podszedłem do mojego anioła, by sprawdzić, jak się czuje, ale ten natychmiast odwrócił się do mnie plecami. Nie przejąłem się tym za bardzo. Objąłem go w talii i położyłem podbródek na jego ramieniu.
- Jak się czujesz? – spytałem, całując go w policzek.
- Nigdy więcej tak nie rób – powiedział cicho, co tylko mnie bardziej wystraszyło. Chyba wolałbym, aby na mnie krzyczał.
- Próbuję ci pomóc, Miki – wyszeptałem, mocniej się do niego przytulając czując, że właśnie tego potrzebujesz. – Poza tym przecież wiesz, że nigdy nie naraziłbym cię na niebezpieczeństwo.

<Mikleo? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz