sobota, 16 maja 2020

Od Soreya CD Mikleo

Zacząłem masować bolący tył głowy. Jak na kogoś, kto jest zmęczony i potrzebuje czasu, by dojść do siebie, ma całkiem dużo siły. W pełni jednak rozumiałem to uderzenie. Zdecydowanie, po tym wszystkim co mu zrobiłem i jak go traktowałem, należało mi się. W moim mniemaniu i tak potraktował mnie zbyt ulgowo.
- Pod postacią smoka byłeś bardziej delikatny – burknąłem, patrząc na niego wymownie. Mój cel został osiągnięty. Jego nadąsaną twarz przez chwilę rozświetlił uśmiech, ale zaraz ponownie wydawał się być obrażony. Ponownie poczułem uderzenie w tył głowy. – Pójdę po patyki na ognisko i przygotuję ci coś do jedzenia – dodałem po chwili, podnosząc się z ziemi.
Mikleo naprawdę mnie na początku przeraził. Kiedy po oczyszczeniu chłopak wpadł do jeziora, natychmiast wskoczyłem za nim i wyniosłem go na brzeg. Na początku nie wyczuwałem u niego ani pulsu, ani oddechu, przez co serce podskoczyło mi do gardła. Na szczęście po kilku nieprzyjemnie dłużących się dla mnie sekundach odzyskał przytomność.
Nadal nie podobało mi się to, że nic nie mówił. Chłopak jeszcze nic nie powiedział i wyraźnie było widać, że był słaby. Idąc w stronę lasu rzuciłem zaniepokojone spojrzenie Lailah, ale w odpowiedzi posłała mi uspokajający uśmiech. Czyli wszystko było w porządku. Nie powinienem się martwić, ale nadal czułem niepokój.
Kiedy wróciłem, Mikleo leżał w tym samym miejscu, w którym go zostawiłem. Yuki nadal był przytulony do niego i cicho coś do niego mówił, a Lailah siedziała nieopodal ich. Właściwie nie musiała tutaj być. Po oczyszczeniu i wyłowieniu Mikleo z wody oddałem jej miecz, zgodnie z obietnicą. Była już wolna i mogła iść gdziekolwiek zechciała.
Ułożyłem patyki w mały stosik, które po kilku sekundach zapaliła Lailah.
~ Ale wiesz, że Serafiny nie muszą jeść? – podczas przygotowywania lekkiej zupy usłyszałem głos przyjaciela w swojej głowie. Posłałem mu niezadowolone spojrzenie, może jestem okropny w gotowaniu, ale przecież go nie otruję. To tylko dla jego dobra.
- Ale wiesz, że mnie to nie obchodzi, więc i tak będziesz musiał to zjeść? – burknąłem, pokazując mu język.
Zrezygnowany Mikleo wywrócił oczami, ale kąciki jego ust zdradziecko zadrgały. Byłem szczęśliwy, że mój anioł w końcu wrócił, a dobry humor go nie opuszczał. Chłopak zachowywał się tak, jakby nic się nie stało, może nie licząc tej przemocy na początku. Nie spodziewałem się po nim aż takiego spokoju, w końcu poddałem się złu, złamałem obietnicę. Powinien mieć do mnie jakieś pretensje, być na mnie zły. Może jest odrobinkę naburmuszony, ale to nic w porównaniu do tego, co ja mu robiłem.
Kiedy już zmusiłem go do zjedzenia trochę zupy, Mikleo chciał przejść do cienia, najwidoczniej miał już dosyć rażącego słońca. Marnie mu to wyszło, bo zaraz po wstaniu omal nie upadł. Nie chcąc, by zrobił sobie krzywdę, wziąłem go na ręce i zaniosłem pod drzewo. Nim go położyłem poprosiłem Yuki’ego, by rozłożył koc dla Mikleo, w końcu nie mogłem go położyć na zimnej, twardej ziemi, a chłopiec był zadowolony, że może pomóc. Sądząc po lekkim różu na policzkach mojego przyjaciela, musiał być zawstydzony moimi poczynaniami. Dobrze, że nie miał siły, aby się stawiać.
- Na długo z nami zostajesz? – spytałem Lailah, kiedy zarówno Mikleo jak i Yuki usnęli. Chłopiec wtulił się w ciało mojego przyjaciela, dzięki czemu mogłem ich okryć jednym kocem.
- Odejdę, jak Mikleo się polepszy – powiedziała cicho, wpatrując się w ognisko. – Nie chcę zostawiać cię z chorym i dzieckiem na głowie.
Uśmiechnąłem się do niej z wdzięcznością. Pewnie dałbym jakoś radę, gdybym został sam, bo nie miałbym większego wyboru.
Powoli zaczynało się ściemniać, więc kobieta zasugerowała, bym trochę się przespał, bo na pewno jestem po tym wszystkim zmęczony, a obudzi mnie, kiedy tylko nadejdzie moja kolej. Postąpiłem zgodnie z jej propozycją, w końcu nie miałem nic do zrobienia. Poza tym, naprawdę odczuwałem zmęczenie, oczyszczanie tak wielkiego stworzenia, jak smoka, nie należało do najłatwiejszych.

***

Podczas swojej warty zacząłem żałować, że nie mam przy sobie żadnej książki. Ta, którą podarował mi Mikleo, znajdowała się w zamku, podobnie jak reszta moich rzeczy i trochę wątpiłem, bym kiedykolwiek je odzyskał. Król pewnie nie był zadowolony z tego, że stanąłem w obronie krwiożerczego smoka i odprawiłem jego rycerzy z kwitkiem. Czy Alisha przez to będzie miała jakieś kłopoty przeze mnie? Oby nie. Nie zasługiwała na to.
Mikleo obudził się zdecydowanie wcześniej, niż podejrzewałem. Rozejrzał się niepewnie dookoła i zauważając mnie, wstał ostrożnie ze swojego posłania i ruszył w moim kierunku. Gdyby nie to, że Yuki i Lailah spali, kazałbym mu głośno zostać na swoim miejscu i się nie ruszać, a tak jedynie mogłem mu jedynie rzucić ostrzegające spojrzenia, które i tak ignorował. Poruszał się już zdecydowanie pewniej niż wcześniej. Usiadł obok mnie i położył głowę na moim ramieniu. Podzieliłem się z nim kocem, za dnia może świeciło przyjemne słońce, ale ta noc nie należała do najcieplejszych.
- Kiedy już wrócisz do pełni sił, pewnie będziesz chciał odejść razem z Yukim. Nie będę cię wtedy zatrzymywał ani winił. Jestem najgorszym przyjacielem, przez moje postępowanie omal cię nie zabiłem. Nie zasługuję na kogoś takiego jak ty – kiedy to mówiłem, wpatrywałem się w leniwie płonące ognisko. Możliwe, że wcześniej ukrywał swoje emocje przez obecność Yuki’ego oraz Lailah. Teraz, kiedy oni śpią, nie musi tego robić. Nie chciałem spojrzeć na jego twarz, bałem się, że zobaczę w jego oczach złość, z resztą uzasadnioną.

<Mikleo? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz