poniedziałek, 11 maja 2020

Od Mikleo CD Soreya

Nie czułem już nic, zupełnie nic. Pustka wypełniała moje serce, to była ostatnia sprzeczka, nie mogę nazwać jej kłótnią, nie czułem gniewu ani nawet irytacji podczas rozmowy z przyjacielem czułem obojętność. Znałem już to uczucie, odczuwałem je po wojnie, to wtedy tak bardzo pragnąłem umrzeć, nie spodziewałem się, że to uczucie jeszcze kiedyś wróci. A mogłem zostać w ukryciu przy dziadku, wszystko potoczyłoby się inaczej, jednak gdybym tak postąpił, nie spotkałbym znów Soreya, były między nami dobre chwile, o których nigdy nie zapomnę i te złe, które wymażę z pamięci, razem uratowaliśmy Yuki'ego, dzięki temu dziecku znów poczułem radość, której tak bardzo się bałem, nie byłem ostatni, a to wiele dla mnie znaczyło.
Łzy spływały po moich policzkach, zacząłem się tracić, mój umysł odtwarzał stare obrazy zapisane w pamięci. Chciałem przed śmiercią pokonać złego pana, chciałem pomóc przyjacielowi, nawet jeśli już dawno nim nie był, nie byłem jednak w stanie, moje ciało już dawno się mi sprzeciwiło, nie mogłem iść za nimi, byłem zmęczony i może... Właśnie co czułem jeszcze? Pustkę. Wpatrując się w samo dno klifu, starałem się zrozumieć co robić dalej, wracać do zamku? Ale po co? Obawiam się, że jest już dla mnie za późno.
Zdejmując rękawiczki z dłoni, zauważyłem plamy na dłoniach, zło, które niszczyło mnie od środka, zdążyło już zaatakować serce, nie miałem siły się bronić, poddałem się, tak jak kiedyś poddał się mój jedyny przyjaciel.
- Mikleo?! - W pierwszym momencie myślałem, że to kolejne omamy, słyszę i widzę, co chcę. Czyżbym nieświadomie chciał zobaczyć ostatni raz twarz Soreya? Usłyszałem swoje imię ponownie, odwróciłem głowę, widząc prawdziwego chłopaka, nie spodziewałem się, że w ogóle będzie mnie szukał po co? Znów chce mi coś zarzucić? A może chce mnie zamknąć? Za późno nasz pakt to wspomnienie.
- Lepiej odejdź, nie musisz na to patrzeć - Mówiłem obojętnym głosem, patrząc na starającego się podejść bliżej pasterza, co uniemożliwił mu lód wyłaniający się spod ziemi. - Nie zbliżaj się, już za późno, mój czas dobiega końcu - Dodałem, a na moich ustach pojawił się uśmiech, nie wiedziałem, dlaczego uśmiechałem się płacząc, mojej ciało i ja to dwie inne historie.
- Mikleo proszę, jeszcze możemy wszystko razem naprawić - Sorey próbował przedostać się do mnie, jednak lód skutecznie mu to uniemożliwiła.
- Nie ma już nas - Odwróciłem się do niego plecami, czując narastającą aurę złą atakującą moje ciało.-
- Co ty opowiadasz? Przepraszam, słyszysz przepraszam! - Krzyknął, uderzając pięścią w lód.
Z moich ust wydobyło się ciche westchnienie, to ja powinien go przeprosić, miałem o niebo dbać, miałem go ochronić, kiedy tak naprawdę nie potrafię ochronić samego siebie. 
- Nigdy się nie nauczysz prawda? - Kątem oka wciąż go obserwowałem, byłem lekko zaskoczony, jak bardzo starał się do mnie dostać, wciąż jednak nie miałem zamiaru mu tego ułatwiać, już nie raz udawał dobrego i ciepłego krzywdząc, gdy tylko nie dostał lub nie usłyszał, tego, co chciał.
- Daj mi podejść - Walecznie uderzał mieczem w lód, lód, który odnawiał się pod wpływem kolejnego uderzenia.
- Nie, Sorey z tym trzeba skończyć, powinienem cię przeprosić - Zacząłem, unosząc głowę wysoko tak, aby spojrzeć w niebo. - Miałeś rację, gdybym wtedy nie uciekł, nie przejrzałbyś na oczy, byłbyś dobry i nie popełniałbyś tych wszystkich błędów, zostałem przy tobie, chcąc odkupić winy, pomagałem ci wbrew sobie, obwiniając się za wszystko, to co robisz, z dnia na dzień wewnętrznie umierałem, nawet nie wiesz, jak bardzo tego chciałem. Teraz gdy upadam, nie czuje nic, mam w sobie pustkę. Przepraszam i proszę chociaż raz w życiu, zrób coś dla mnie, zaopiekuj się Yukim, on będzie cię potrzebował, gdy mnie już zabraknie - Zamknąłem oczy, poddając się całkowicie złu, nie walczyłem, nie opierałem, miałem już dość walki, poddałam się to koniec. Moje ciało przybrało postać wielkiego smoka, dla mnie nie było już ratunku.
Otwierając swoje oczy, wzniosłem się w powietrze, poruszając swoimi wielkimi skrzydłami, kara za poddanie się złu była surowa, zasłużyłem na nią.
Z mojego pyska wydobył się głodny ryk, ostatni raz spojrzałem na mojego przyjaciela, nim mój umysł wymazał go z pamięci, moje smocze instynkty wyczuły obecność ludzi i pożywienia, ruszyłem w tamtą stronę, niosą ze sobą nieszczęścia i wieczny ból.

<Sorey? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz