niedziela, 24 maja 2020

Od Mikleo CD Soreya

Milczałem kilka dobrych chwil, zastanawiając się nad najlepszym wyjściem dla mojego przyjaciela, oczywiście patrzyłem zupełnie inaczej na ten świat niż on. Widziałem tylko to, co jest dobre, lub to, co jest złe, dla mnie nie istniało nic pośrodku, dlatego nie skupiałem się na „przyjaźniach”, dla mnie wyjście było tak naprawdę tylko jedno.
- Powinieneś ruszyć w góry, aby odnaleźć Edne i Zaveida, bez nich ta walka nie ma sensu, tam na polu bitwy spotkamy złego pana, wie o tobie więcej, niż możesz sobie wyobrażać, musisz być przygotowany dla ich, ale i własnego dobra. Jeśli naprawdę chcesz pomóc Alishy, musisz być gotowy na najgorsze - Cóż od zawsze byłem realistą, nie tryskałem optymizmem ani pesymizmem, jeśli bardzo chciał, usłyszeć szczerej wypowiedz, właśnie ją dostał, jeśli jednak chciał usłyszeć kilka miłych słów wsparcia to niestety, ale w tej sprawie zdania nie zmienię, musi ruszać jak najszybciej, przekonanie Edny może być trudne, jednak wierzę w możliwości Soreya, skoro udało, mu się zemną, z nią też nie będzie tak źle, dziewczyna charakterem jest taka sama jak ja z tą różnicą, że z powodu tego głupka staram się ukrywać moją niechęć do ludzi, co wychodzi różnie, ale się staram, to jest ważne.
Sorey westchnął cicho, przez chwilę analizując moją wypowiedź, nie wiem, czy myślał tak jak ja, nie wiem też, czy w jakiś sposób mu pomogłem, chciał mojej rady, dostał jej, mimo to ostateczne podjęcie decyzji należy do niego.
- Nie wiem, czy jestem w stanie pomóc Alishy a co dopiero przekonać do siebie Edne - Czułem bijącą od niego niepewność, najwidoczniej po tym wszystkim, co się ostatnimi czasy wydarzyło, troszeczkę stracił pewności siebie. Niepotrzebnie ma nas, nie jest z tym wszystkim sam i nigdy nie będzie.
- Nie przejmuj się tym aż tak, my ci pomożemy, nie zostaniesz z tym wszystkim sam, obiecuję - Wyszeptałem, składając na jego ustach delikatny pocałunek, po którym wstałem z ziemi.
Na twarzy mojego przyjaciela zagościł niepewny uśmiech, który zmienił się pod wpływem mojej kolejnej wypowiedzi.
- Wiesz, znalazłem stare ruiny, idąc nad wodę, za dawnych czasów musiały być, schronieniem dla „istot nieludzkich” miałbyś ochotę przed powrotem do zamku zwiedzić je? Wydają się ciekawym miejscem, a my dawno nie mieliśmy okazji nic razem zwiedzić - Zaprponowałem, co chyba spodobało się pasterzowi, który wstał szybko z ziemi gotowy ruszać w drogę, rozbawiony jego zachowaniem pokręciłem głową, idąc za nim, zastanawiając się, czy w ogóle wie, gdzie idzie.
- A tak właściwie to gdzie to jest? - Zatrzymał się, zdając sobie sprawę z braku jakiejkolwiek wiedzy, co znów wywołało rozbawienie na mojej twarzy.
- Chodź - Chwyciłem jego dłoń, idąc zapamiętaną przedtem drogą, upewniając się, że aby na pewno niczego nie poknociłem, tu wszystko wydawało się takie samo, co zmusiło mnie do większego skupienia się, na tym, gdzie idę.
- Jest i ona - Zatrzymałem się przed wejściem do podziemnych ruin, które troszeczkę mogły przerażać na pierwszy rzut oka, „nie ludzie” bojąc się śmierci, świetnie ukryli to miejsce, już nie mogę się doczekać, odkrycia tego, co się tam znajduje.
- No chodź szybko - Sorey pociągnął mnie za sobą, szybko wbiegając do środka, co za głupek przecież nie można tak sobie wbiegać do ruin a co jeśli są tu pułapki zagrażające jego życiu? Ekscytacja jak zawsze wzięła nad nim górę.
- Sorey nie biegnij, zwolnij zaraz może - Nie zdążyłem dokończyć, kiedy to oboje utraciliśmy gród pod nogami, w pierwszej chwili nie wiedziałem, co się dzieje, zaczęliśmy spadać, mój przyjaciel krzyknął z przerażenia, gdy na mojej twarzy pojawiła się zauważalna irytacja. - Mówiłem ci coś głąbie - Burknąłem, jego drugą dłoń.
- Teraz chcesz mi to wypominać? - Z przerażeniem i oburzeniem spojrzał na mnie. - Zaraz zginiemy! - Krzyknął, nie pozostało mi nic innego, jak tylko go ratował, zamknąłem swoje oczy, aby skupiając się na ukrytej we mnie mocy, dzięki której wyrosły mi skrzydła, dzięki którym wzbiłem się ku górze, ratując nam życie przed spadkiem w nicość.
Postawiłem go ostrożnie na bezpiecznym podłożu, biorąc głęboki wdech, aby od razu nie udusić go za jego brak odpowiedzialności, trochę więcej pomyślunku by się przydało.
- Zwariowałeś? Ja wiem, że jesteś w gorącej wodzie kąpany, ale to była przesada - Mówiłem do niego, stając obok, zauważając, że on wcale a wcale mnie nie słucha, na marne się produkuje no super. - Słuchasz mnie, czy mówię do siebie? - Spytałem, składając skrzydła, wciąż nie rozumiejąc jego zachowania, ja naprawdę czasem nie mogę spuścić z niego oka, aby nie zrobił sobie dzieciak krzywdy.
 
<Sorey? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz