poniedziałek, 18 września 2023

Od Mikleo CD Soreya

 Czekałem cierpliwie aż Sorey zaśnie snem spokojnym, leżąc przy nim przez dłuższy czas, nim powoli wstałem z łóżka, całując w czoło mojego dużego chłopca cichutko, aby go nie wybudzić ze snu, wyszedłem z sypialni, idąc do salonu, gdzie miałem co robić. Odkąd mieliśmy chodzące dzieci, zabawki były wszędzie, a i zwierzaki niczego mi nie ułatwiały, co chwil musiałem chodzić, zamiatając sierść zwierzaków, do tego wszystkiego Lucky wszedł do domu z brudnymi łapami z błota, zmuszając mnie do ponownego sprzątania i wygonienia go na dwór, aby znów nie musieć sprzątać tego samego, już i tak miałem mnóstwo pracy, nie potrzebowałem jej mieć jeszcze więcej.
Mając co robić, pracowałem do późnego wieczora, ciesząc się, że mój mąż i dzieci śpią, nie przeszkadzając mi pracy, jeszcze tego by mi teraz potrzeba było.
- Wąski nie - Westchnąłem cicho, gdy nasz mały kocurek wskoczył na stolik, zrzucając na ziemię kubek, który się tam znajdował.
Co miałem więc zrobić jak tylko pozbierać szkło odsuwając kotka od szkła, wyrzucając szkło do śmietnika, idą na kilka chwil, oczywiście tylko kilka chwil na kanapę chcąc odetchnąć przed dalszym sprzątaniem, zmęczony odpływając do krainy snów.

Rano a może późny rankiem obudził mnie mój mąż, który delikatnie mnie szturchał, wybudzając delikatnie ze snu.
- Owieczko, hej obudź się - Usłyszałem cichy głos męża wybudzający mnie ze snu.
- Tak już, już nie śpię - Wyznałem, wstając z kanapy, czując ból pleców, oj to nie był najlepszy pomysł, aby pójść spać na kanapie, co prawda tego nie planowałem, ale zasnąłem i teraz już nic tego nie zmieni, plecy będą boleć, aż mi nie przejdzie.
- Dlaczego spałeś na kanapie? Przecież miałeś spać ze mną na łóżku w sypialni - Odezwał się zmartwiony Sorey, podając mu nasze dzieci, które chciały się ze mną przywitać. Moje mały skarby jak miło ich widzieć każdego nowego dnia.
- W sumie to położyłem się tylko na chwile na kanapę i chyba zasnąłem - Przyznałem, zgodnie z prawdą odstawiając dzieci na podłogę, wstając z kanapy, cicho jęcząc pod nosem z bólu.
- Bolą cię plecy prawda? - Na to pytanie kiwnąłem delikatnie głową, idąc do kuchni.
- To nic, przejdzie mi - Przyznałem, zabierając się do pracy, mając pewne obowiązki, co jak co ale jedzenie dla dzieci musiało być przygotowane czy mi się to podobało, czy też nie.
- Może położysz się do łóżka, a ja się zajmę wszystkim? - A on znów swoje i jak ja mam się później nie denerwować, gdy on sam chyba specjalnie mnie denerwuje, mówiłem mu już coś na ten temat, on jest po przejściach i ma odpoczywać, a ja zajmuję się całą resztą.
- Nie Sorey nie chce leżeć, nie będę leżeć, chce, tylko żebyś zaczął nie słuchać, czy ja aż tak dużo wymagam? - Zapytałem, zerkając na mojego męża, którego delikatnie zaskoczyłem moim zachowane. Rany nie chciałem być taki złośliwy, ja po prostu jestem zmęczony obolały a do tego wszystkiego mam zły humor. Ciągła praca niczego nie ułatwia, ale czy wolno mi narzekać? Nie, ja nie mogę narzekać, obiecałem przecież, że sobie ze wszystkim poradzę sam.
Szkoda tylko, że sobie nie radze i do tego te okropne plecy, chyba już naprawdę jestem na granicy ciągłej pracy i dbanie o wszystkich tylko nie o siebie samego.
- Wybacz, chyba nie jestem dziś w dobrym humorze - Przyznałem, nakładając do miseczek owsianki dla dzieci, które postawiłem na stole. - Przyprowadzisz ich, proszę? - Dodałem, uśmiechając się delikatnie do męża.

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz