Trochę zaskoczyła mnie wypowiedź Haru. Wygląda na to, że dzieciństwa to on za bardzo nie miał, co dobre nie było. Każdy potrzebował chwili dzieciństwa, takiego beztroskiego, kiedy wszystko było niewinne i nie trzeba było się niczym przejmować. Ja ją utraciłem w wieku siedmiu lat, kiedy znalazłem mamę ledwie żyjącą z poderżniętym gardłem. Prawdopodobnie gdybym wtedy zareagował, pomógł jej, żyłaby do tej pory. Ale nie zrobiłem nic, przerażony ilością krwi.
– Więc mija czternaście lat od jej śmierci – szybko policzyłem, upijając łyk alkoholu. Spodziewałem się trochę innej odpowiedzi. Bardziej luźniej, mniej poważnej, może głupiej. Za każdym z nas ciągnie się własne piekło, czy coś takiego. – Nie chcesz zaświecić świeczki na jej grobie? Ja też w dniu śmierci rodziców przychodzę nad ich grób – dopytałem, przyglądając się mu uważnie.
– Może później. Nie wspominałeś nigdy o swoich rodzicach – zaczął dosyć niewinnie temat. Wydawało mi się, że skoro on opowiedział mi swoją historię, to ja powinienem opowiedzieć swoją. Tak to chyba działało wśród ludzi.
– Nie czytałeś raportu? – dopytałem, trochę tym zdziwiony. Haru pokręcił przecząco głową, dlatego zdecydowałem sie kontynuować. – Miałem siedem lat. Babka opowiadała mi, że rodzice mocno pokłócili się o wyjazd z kraju. Tata pokłócił się z mamą, popełnił morderstwo w afekcie i następnie popełnił samobójstwo. Sęk w tym, że ja nie pamiętam mmay dźgnięcia w brzuch. Nie wiem, kto to zrobił, ale ktoś poderżnął jej gardło, i to dosyć nieudolnie, mogłem ją uratować chociażby zwykłym podaniem jakiegoś materiału. Ale uciekłem – wyjaśniłem spokojnie, wpatrując się tępo w palący się kominek.
– Byłeś tylko dzieckiem – zauważył, a ja od razu pokręciłem głową.
– Bylem wystarczająco duży, by wiedzieć, co powinienem robić. Idziemy? Bo jak dokończymy butelkę, nie będziemy w stanie nigdzie iść – dodałem, odsuwając od siebie pustą miskę. Jakby chciał, naprawdę mógłby pracować u mnie, podczas takich większych imprez... swoich pracowników, i służących, i kucharzy, i psiarzy, i stajennych... ich wszystkich starałem się traktować dobrze, tak, jak sobie na to zapracowali. Jeżeli widziałem w raporcie, i po prostu ze swoich obserwacji, że się napracowali, no to dostawali premię. Albo podwyżkę, jeżeli starali się regularnie.
– Mów za siebie, ze mną nie będzie tak źle – usłyszałem, na co uśmiechnąłem się delikatnie. Ostatnim razem... cóż, troszkę mnie zaskoczył. I to pozytywnie zaskoczył. Nigdy nie przespałem się z nikim z niższego stanu. I chyba zacząłem się tego żałować. Wszyscy, z którymi się przespałem, byli tacy... nudni. Jakby uważali, by nie przesadzić. A takiego niecodziennego i zwierzęcego najwidoczniej mi brakowało. Muszę zacząć bardziej doceniać ludzi, którzy znajdują się wokół mnie. A już zwłaszcza pana Kato.
– Właśnie mówię za siebie, wiem, że mam słabą głowę – wyjaśniłem, dokańczając swoją szklankę. No proszę, chyba to pierwszy raz będzie, jak ja skończyłem pierwszy szklankę. Zazwyczaj to ja goniłem jego. Muszę zapamiętać, że jak już wrócimy, to poczekam na niego. I też muszę zapamiętać jedną rzecz. Na następne wolne zrobię mu tort. Ale ja to mu zrobię, pod okiem mojej wspaniałej pani kucharki. Pewnie nie będzie taki dobry, jak tej od jego babci, która z opowiadań wydaje się być zupełnym przeciwieństwem mojej... Ale będę się starał. Muszę dbać o mojego ulubionego strażnika.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz