Szczerze byłem zaskoczony tym nagłym kichnięciem, nie chciałem być chory, nie chciałem tracić dni pracujących, które były dla mnie bardzo ważne, nie płacą mi za to, że biorę sobie wolne, nie płacą mi też za chorobowe.
Westchnąłem cicho, niepocieszony tym faktem chowając zmarznięte dłonie do kieszeni.
- Lepiej nie, ja naprawdę nie mam czasu na chorowanie - Wyznałem zgodnie z prawdą, nie mając na to wszystko czasu ani ochoty. Zresztą to nie możliwe ja nie zachoruję, zwykły katar to nie oznak choroby.
- Też nie chciałbym, abyś był chory - Powiedział, czym znów mnie zaskoczył, a to niby czemu? Przecież jeśli ja zachoruje, on będzie miał możliwość pracy z innymi, powiedziałbym nawet bardziej uzdolnionego niż ja.
- Dziwnie to słyszeć z twoich ust - Powiedziałem, na chwile przestając skupiać się na otoczeniu, patrząc tylko i wyłącznie na Daisuke.
- Dziwnie? Jestem po prostu miły - Powiedziałem, a ja kiwnąłem głową, nie komentując już tego więcej, ruszyłem w dalszą drogę, odczuwając coraz to większe zimno, oby tylko jutro mi to przeszło.
Szukając nadal poszlak, nie byliśmy w stanie już nic dostrzec, to szukanie sprawcy jest podobne do szukania, igły w stogu siana nie odnajdziesz, nawet jeśli będziesz tego chciał.
Znudzony szukaniem, przystanąłem na moment, nie dostrzegając zupełnie nic w tym przeklętym lesie.
- Długo jeszcze mamy chodzić po ty lesie i szukać? - Moje zamyślenie przerwał mój partner, sprowadzając mnie na ziemię.
- Powinniśmy szukać tak długo, aż czegoś nie znajdziemy, nawet jeśli nie ma to najmniejszego sensu - Wytłumaczyłem mu, mówiąc szczerze to, co myślałem i to, co powinniśmy robić jako strażnicy.
- Bezsensu - Burknął, nie mając ochoty już chodzić po lesie, w sumie i ja sam też nie miałem już na to ochoty, nic tu nie znaleźliśmy, wiemy tylko, że miejsce, w którym znaleziono kobietę, nie jest miejscem jej morderstwa.
- Chyba pora już wracać - Oboje mając już dość szukania winnego, którego na pewno nie znajdziemy w lesie, wróciliśmy do koszar na przerwę, która nam się należała przed treningiem, na który dziś nie miałem nawet siły, ta przeklęta woda mnie dziś wykończyła i to tak naprawdę.
Mimo zmęczenia trening się odbył, bo odbyć się musiał, ależ jak szczęśliwy byłe, gdy tylko mogłem wyjść z pracy, pożegnać się z kolegami z pracy udając się do domu, gdzie jak zawsze ugotowałem sobie obiad, wypiłem herbatę i położyłem się spać. Wiedząc, że jeśli wygrzanie mi nie pomoże, to nie pomoże już nic innego.
Dnia następnego, gdy tylko otworzyłem oczy, odczuwałem okropny ból głowy, gardła i do tego zatkany nos, jak miło no po prostu lepiej być nie mogło.
Mimo tego, że czułem się fatalnie, wstałem z łóżka, ubrałem się, a nawet wyszedłem z domu, przeziębienie przeziębieniem, ale pracować trzeba, ja nie mogę pozwolić sobie na wolne.
Wchodząc do koszar, dostrzegłem, że mój towarzysz już jest w pracy, ten to chyba naprawdę nie ma co w życiu robić, zamiast spać, chodzi ze mną z samego rana na patrol, a przecież nie potrzebuję do tego pomocy.
- Dzień dobry poranny ptaszku - Przywitałem się z nim, moim zachrypiałem głosem, nim wszedłem do szatni, gdzie musiałem przebrać się w strój służbowy.
<Daisuke? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz