Słysząc moje imie i dziwny ruch wody podpłynąłem bliżej ruchu wody, dostrzegając Soreya, który opadał na dno jeziora, przerażony szybko podpłynąłem do niego, wyciągając go na brzeg, obracając go na bok, aby wypluł z ust całą wodę, która się mu do ust dostała musząc jak najszybciej osuszyć go z lodowatej wody, aby nie zmarzł, chociaż sądząc po jego lodowatej skórze, właśnie zmarzł i może się to źle dla niego skończyć.
Nie rozumiejąc w ogóle, co on tu robi i dlaczego wyszedł z domu, pozostawiając dzieci same, przecież to było nierozsądne, dzieciom mogło się coś stać, co mu odwaliło? Nie rozumiejąc zachowania męża, pomogłem mu wstać, wracając z nim do domu, co nie było wcale takie proste z powodu tego, że mój mąż stracił przytomność.
Po przyjściu z nim do domu położyłem go na kanapie, szturchając go delikatnie za ramiona.
- Sorey, ocknij się proszę - Szturchałem, go trochę mocniej robiąc tak kilka razy, nim otworzył oczy, wracając do żywych.
- Miki? - Zapytał, zmęczony ledwo na oczy widząc, rany co ja z nim mam, czasem naprawdę brakuje mi na niego słów.
- Tak, co ci w ogóle odbiło, żeby wychodzić z domu? I to tego wszystkiego zostawić same dzieci, z powodu twojej głupoty mogło im się coś stać - Zapytałem, marszcząc przy tym swoje brwi, nie ukrywając niezadowolenia z powodu jego głupiego zachowania, co on sobie w ogóle myślał, robiąc coś takiego? Przecież to było niebezpieczne.
- Martwiłem się o ciebie, chciałem sprawdzić, czy wszystko z tobą dobrze - Powiedział, a ja westchnąłem ciężko, nie wierząc w jego słowa, on naprawdę jest niemożliwy, no i co ja z nim mam?
- Sorey, najpierw zachowujesz się, jakbyś nie chciał ze mną rozmawiać, a później zostawiasz nasze dzieci same, weź się prześpij, bo nie myślisz już dziś w cale - Powiedziałem spokojnie, kręcąc przy tym głową z niedowierzaniem. Mój mąż zachowuje się jak nie on, zdecydowanie coś jest z nim nie tak.
- Nie chce spać - Powiedział, a ja nie chcąc tego słuchać, chwyciłem jego dłoń, ciągnąc w stronę sypialni, gdzie siłą położyłem na łóżku, kładąc się obok niego, aby ten spokojnie zasnął. I chociaż bardzo się przed tym bronił, w końcu zasnął, a ja pilnując go, przyglądałem mu się, uważnie szybko rozumiejąc, co go trapi.
Sorey miał koszary, a ja za pomocą moich mocy pomogłem mu spać snem już spokojnym, abym mógł się wyspać, a i ja, gdy był spokojny, mogłem wtulić się w jego ciało, odpływając do krainy snów.
Rano obudziłem się jako pierwszy, ale mimo to nie obudziłem męża. Chcąc, aby ten wypocząć. Wierząc, że tak będzie dla niego najlepiej. Nawet jeśli ten będzie na mnie wściekły za to, że go nie obudziłem.
Cicho wstając z łóżka, aby go nie obudzić, niech śpi, może jak już się wyśpi, to będzie mniej zmierzły niż był dnia wczorajszego.
Po opuszczeniu naszej sypialni zerknąłem do dzieci, które wciąż spokojnie spały mogąc zejść na dół do kuchni, gdzie przywitały się ze mną cztery mordki domagające się jedzenia.
Co więc mogę zrobić jak tylko nakarmić kociaki, a i pieskowi musiałem zanieś jedzenie. Widząc, że woli siedzieć na dworze.
Nie mając już co robić po nakarmieniu naszych zwierzaków, cicho krzątałem się po kuchni, przygotowując śniadanie dla bliskich, dając i czas wypocząć.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz