Odkąd tylko przeczytałem te akta, moje myśli krążyły tylko i wyłącznie wokół tego. Starałem się znaleźć jakieś połączenie, motyw zabójstwa, ale wszystko, co miałem, to najprawdopodobniej nakłamany raport oraz własne wspomnienia, i zarówno jedno, jak i drugie trochę wątpliwe były. Gdyby tylko ten cały Takei żył, może byłoby mi łatwiej coś udowodnić, albo miałbym jakiś inny trop, ale teraz... jestem w ślepej uliczce. Mógłbym spróbować znaleźć kogoś, kto się znał bliżej z prowadzącym tę sprawę, ale wątpię, że to mi się uda. A nawet jakby, no to wątpię, by był on taki rozmowny... no i znów jestem na początku sprawy i nie wiem, jak ruszyć.
Z zamyślenia wyrwał mnie mój partner, który położył mi dłoń na ramieniu, tym samym mnie zatrzymując, a drugą dłonią pomachał mi tuż przed twarzą. Zaskoczony zamrugałem szybko kilkukrotnie, rozglądając się lekko nieprzytomnie po otoczeniu. Wyszliśmy już ze szpitala? Kiedy? Jeszcze przed chwilą trzymał na rękach tę miniaturkę człowieka, jak jej było, Annę. Dałem mu tam porozmawiać ze wszystkimi, bo on się lepiej rozmawia z takimi zwykłymi ludźmi, ja nie miałem do tego cierpliwości, i już z nimi porozmawiał? Faktycznie troszkę za bardzo odpłynąłem. Powinienem się skupić na tej sprawie i doprowadzić ją do końca, w końcu mam teraz okazję pomóc żywym. A jak chodzi o moją sprawę, będę musiał o niej myśleć po godzinach.
- Nie miałeś przypadkiem przepytać tych dziewczyn, czy coś? – zapytałem, patrząc na niego lekko nieprzytomnie. Muszę troszkę się ogarnąć, wrócić do tego zwyczajowego trybu życia, oddzielić to, co muszę robić od tego, co chcę robić. Zresztą, i tak jestem w kropce. I prawdopodobnie zafundowałem sobie nieprzespaną noc, bo będę o tym myślał, będę sobie o tym przypominał... muszę sobie jakieś zajęcie na noc znaleźć.
- Już to zrobiłem. Wszystko w porządku? – spytał, a ja wyczułem w jego głosie zmartwienie. Ale takie autentyczne zmartwienie. Ta jego dobroć nawet ujmuje mnie za serce... to jest niesamowite, że on jest taki dobry, a świat wokół niego jest taki paskudny. Nie rozumiem go, ale mam nadzieję, że uda mi się go rozgryźć.
- Skupiam przez chwilę uwagę na czymś innym, niż twoja wspaniała osoba, i już się martwisz... Jeszcze troszkę i pomyślę, że ci na mnie zależy – powiedziałem z zadziornym uśmiechem mając nadzieję, że go speszę, ale tak się nie stało.
- Wiesz, chciałbym móc na ciebie liczyć, kiedy zrobi się gorąco – powiedział wymijająco, nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Przepraszam, w głowie miałem to, co działo się przedwczoraj. Możesz nie pamiętać, ale stwierdziłeś, że nie jestem taki zły i wydałeś się być bardzo zasmucony faktem, że odrzuciłem twe jakże wspaniałe amory – dodałem, i to już zadziałało na niego, bo zarumienił się delikatnie i odwrócił do mnie plecami.
- To ja już wolę, jak byłeś cicho – burknął, ruszając przed siebie, a ja jak zwykle poszedłem za nim. Trochę go zdenerwowałem i już byłem w nieco lepszym nastroju. Ten to jednak potrafi pocieszyć człowieka, to się nazywa niesamowity dar.
- Trochę ci za mało uwagi poświęciłem, i już to zmieniam. Pewnie strasznie przez ten czas musiałeś cierpieć – kontynuowałem, nie zamierzając się za bardzo powstrzymywać. Trzeba było uświadomić temu człowiekowi, jak bardzo mnie uwielbia, tylko boi się tego przyznać.
<Haru? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz