Siedząc spokojnie na kanapie, myślałem nad tym, kiedy Lailah przyjdzie do nas z eliksirem, który pozwoli mi znów stać się człowiekiem. Szczerze już nie miałem ochoty być lisem, tym bardziej że wszystkie moje obowiązki spadła na męża i znów nie pracuję, a to dlatego, że ja nie jestem w stanie mu w niczym już pomóc.
Myśląc nad tym, zeskoczyłem z kanapy, rozciągając się leniwie, wchodząc do kuchni, gdzie zerknąłem na dzieci i męża trochę się tu już nudząc, co ja mam robić, gdy nie mogę nic robić, samo siedzenie w czterech ścianach jest nudne, gdy nie można nic w nim robić, a jako lis nie wiele robić mogłem.
- Coś chcesz Miki? - Zapytał Sorey, zwracając na mnie uwagę.
Kiwając przecząco głową, wyszedłem z kuchni, idąc do sypialni, gdzie wskoczyłem na okno, patrząc przed siebie..
Nie mając co robić w tej chwili, gapiłem się w okno, zajmując sobie jakoś czas. Wiedząc, że nie mam i tak nic lepszego do robienia.
- Miki wychodzimy na spacer, musisz niestety zostać w domu, Lucky nie są ci z domu wyjść - Powiedział, a ja uderzyłem łapą w okno, chcąc mu pokazać, że chce, aby otworzył mi okno, bo może i wyjść nie mogę na dwór, ale świeże powietrze jest mi potrzebne.
- Chcesz, żebym otworzył ci okno? - Zapytał, podchodząc do mnie, gdy energicznie pokiwałem głową. Chcąc, aby to zrobił, nie chcąc czekać dłużej, niż jest to konieczne.
Sorey nie pytając ani nie mówiąc już nic, otworzył mi okno, co zachęciło mnie do wysunięcia łba poza nie, kładąc się na parapecie.
- Niedługo wrócimy - Odezwał się, głaskając mnie po łebku, wychodząc z naszej sypialni.
A więc zostałem sam w całym domu i jeszcze nie mam tu nic ciekawego do robienia, kładąc się na parapecie, rozciągnąłem leniwie, zamykając oczy, no nic skoro nie mogę nigdzie wyjść, to mogę przynajmniej się wyspać.
Zadowolony wypocząłem w sypialni, podnosząc się, dopiero gdy usłyszałem otwierane się drzwi.
Zadowolony zbiegłem na dół, ciesząc się, że widzę swoją rodzinę całą i zdrową. Zachowując się troszeczkę jak piesek, przywitałem się z rodziną, czując się naprawdę samotnie podczas ich nieobecności.
Bawiąc się z dziećmi, machałem wesoło ogonem, dając mężowi odpocząć, on mógł, zająć się czym tylko musiał, a ja w tym czasie robiłem wszystko, aby dzieci się wymęczyły, biegając po salonie jak poszalały, zwracając całą uwagę dzieci na sobie.
Dzięki temu zachowaniu maluchy wybiegały się za mną, padając ze zmęczenia.
- Dziękuję Miki - Odezwał się Sorey, biorąc nasze maluchy na ręce, mogąc teraz spokojnie zanieść je do ich pokoiku, powoli przebrać, aby nie wybudzić ze snu, wracając do mnie, siadając obok mnie na kanapie, gdzie chyba chciał się położyć, tym jednak razem mu na to nie pozwoliłem, nie pozwalając mu tu spać, złapałem za nogawkę, zmuszając do wstania z kanapy.
- Miki - Westchnął, a mimo to ruszył za mną, chcąc wiedzieć, co od niego chce.
- Spać masz tu - Odezwałem się, wskakując na łóżko, pokazując mu, aby i on położył się tutaj.
- Muszę jeszcze posprzątać - Gdy to powiedział, warknąłem cicho w jego kierunku, ukazując mu tym samym swoje niezadowolenie.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz