Nie czułem się za dobrze, miałem wrażenie, że coraz mniej mam kontaktu ze światem, tu pod łóżkiem czułem się najlepiej, nikt się do mnie nie mógł zbliżyć, a jeśli tylko spróbował, poczuł moje ostre zęby. Czy powinienem się tak zachować? W tej chwili pewien nie byłem niczego, strasznie pogubiony leżałem bez ruchu, oblizując pysk z krwi, zerkając na jedzenie, które powąchałem, ale nie przypadło mi do gustu, nie chciałem tego jeść, to nie było dobre.
Zniechęcony wróciłem pod łóżko, postanawiając leżeć tam, tak długi, jak było to tylko możliwe.
Krzyczący człowiek nie przyszedł już do mnie, a ja nie specjalnie z tego powodu narzekałem, nie chciałem, aby się do mnie zbliżał, był zły na mnie, a ja nie czułem się najlepiej z tego powodu.
Po kilku godzinach bezczynnego leżenia wyszedłem spod łóżka, wychodząc z naszej sypialni, zaciekawiony co robi moja rodzina w tej chwili.
Jak się okazało, dzieci bawiły się ze sobą, a Sorey sprzątał w kuchni, widząc jednak mnie, zrobił coś bardzo dziwnego czego nie bylem w stanie pojąć.
- Nie zbliżaj się do dzieci! - Zawołał, a ja słysząc te słowa, stanąłem bez ruchu, nie wiedząc, dlaczego miałbym nie zbliżyć się do własnych dzieci.
Zaskoczony przechyliłem głowę na bok, chcąc wiedzieć, co go ugryzło.
- Mnie już dziś ugryzłeś lepiej, abyś dzieci nie ugryzł - Powiedział, a ja zdziwiony przechyliłem głowę w bok, niczego nie pamiętając, ugryzłem go? Mój boże co się ze mną dzieje.
Przerażony tym, co zrobiłem, wycofałem się z powrotem do sypialni, gdzie schowałem się pod łóżko, tam przynajmniej nikomu krzywdy nie mogłem zrobić.
Siedziałem tak do wieczora, słysząc wszystko, co działo się w domu, mimo to nie wychodząc z ukrycia, nawet wieczorem, gdy Sorey wszedł do sypialni, nie ruszyłem się z miejsca, czując się naprawdę okropnie, ugryzłem własnego męża i co gorsze w ogóle tego nie pamiętałem.
- Nie zjadłeś nic dziś - Usłyszałem, a mimo to nie zareagowałem, jakoś tak odechciało mi się jeść, zachowałem się okropnie i było mi z tym naprawdę źle.
- Hej Miki wszystko w porządku? - Zapytał, ale nie zbliżył się do łóżka, bał się mnie, a ja nie miałem powodu, aby się mu dziwić, zrobiłem coś okropnego i nic tego nie tłumaczy.
Sorey westchnął cicho, odpuszczając mi, w końcu wynoszą miskę z naszej sypialni, wracając do niej po dłuższym czasie, kładąc się na łóżko a ja, mimo że bardzo chciałem położyć się obok niego i przytulić nie ruszyłem się. Wiedząc, że tak będzie lepiej, jeśli znów mi coś odbiję i go ugryzę, nie chciałem tego, najlepiej jakbym leżał tu i nie próbował nawet się ruszyć.
Dnia następnego tak jak poprzedniego się wyszedłem spod łóżka, nie zwracałem uwagi na jedzenie, spałem, chcąc nie myśleć, chcąc stąd uciec, było mi źle, czułem, że staje się zwierzęciem, a to mnie przerażało, dlatego właśnie lepiej było zostać tu, gdzie było bezpiecznie, a i nikomu nie mogłem zrobić krzywdy.
Słysząc kroki męża, uniosłem tylko łeb do góry, czując zapach jedzenia, rany, jaki ja byłem głodny, tak strasznie chciałem coś zjeść, ale nie mogłem, trochę karałem się za to, co zrobiłem i słusznie, bo na karę zasłużyłem.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz