Pokręciłem od razu głową nie chcąc, by czuł się winien, w końcu on nic złego nie zrobił. Ja na to w zupełności zasługiwałem. Przez te dni, co on był lisem, byłem paskudnym mężem. I równie słabym ojcem. A jako gospodyni domowa to już w ogóle poległem, ale jeszcze troszkę będę musiał się w tej roli pomęczyć. Widzę, że Mikleo był słaby, musiał jeszcze dojść do siebie i ja to w zupełności rozumiałem, dlatego pomimo mojego zmęczenia będę musiał wziąć się w garść. A jak Mikleo wróci w pełni do zdrowia, to będę musiał wrócić do pracy. I chyba wziąć jakieś nadgodziny, albo jeszcze jedną zmianę, tę nocną, bo muszę nadrobić te dni, podczas których nie pracowałem. Jeżeli w takim tempie będę zarabiał pieniądze, no to mogę się pożegnać ze ślubem w nadchodzącą wiosnę, no a wiosna byłaby najlepsza, bo nie jest ani za zimno, ani za ciepło, kwitnie dużo kwiatów, jest wesoło...nie wiem, jak ja to wszystko pogodzę, ale nie będę miał wyjścia. Chcę, by mój Miki był szczęśliwy, a przecież mówił mi, że bez obrączki czuje się dziwnie, a z tym budżetem aktualnym nawet obrączek nie wykupię.
- Nie przejmuj się tym, zasługiwałem na to, zachowywałem się, jak buc. Chodź, położysz się na kanapie. A wy, dzieci, nie wymęczcie mamusi – poleciłem maluchom, chwytając Mikleo pod ramię, by go powoli doprowadzić go do kanapy.
- Nie trzęś się tak nade mną, nie jest ze mną tak źle – powiedział Mikleo, ale mimo to przyjął moją pomoc.
- Jedyny, kto tu się trzęsie, to ty. Lailah mi mówiła, że to normalne, musisz się na nowo przyzwyczaić do tego ciała, które jest znacznie większe i cięższe – wyjaśniłem, pomagając mu usiąść. Dzieci oczywiście już to wyczuły i już do nas przydreptały, próbując się wspiąć na kanapę do kochanej mamusi. Myślałem, że jak Miki wróci do siebie, będę miał miej pracy, ale jednak się myliłem. Teraz będę musiał dopilnować, by dzieci go nie zamęczyły, a o to bardzo łatwo biorąc pod uwagę to, jak się za nim stęskniły, i jak bardzo Miki był slaby. No nic, cała ta sytuacja jest z powodu mojej winy i ja poniosę tego konsekwencje bez żadnego marudzenia. – Pomóc im wejść? – dopytałem, patrząc na Mikleo z uwagą nie chcąc, by się przemęczał.
- Tak, to przecież moje dzieci – odparł, a ja postąpiłem zgodnie z jego życzeniem.
- Tylko jakby cię tutaj za bardzo wymęczyły, to daj mi znać, a się nimi zajmę. I chcesz może coś do picia? Zrobię ci coś do picia, coś ciepłego i słodkiego, na pewno masz ochotę po takim czasie – zaproponowałem, strasznie chcąc zrobić wszystko, by poczuł się lepiej. A jak tu się nie poczuć lepiej po takiej cudnej gorącej czekoladzie?
- Sorey, spokojnie, może usiąść, odpocznij... – zaproponował, a ja pokręciłem głową.
- Nie mogę, muszę posprzątać, dlatego jak czegoś chcesz, to śmiało mi mów, zrobię dla ciebie wszystko – powiedziałem, całując go w czoło ciesząc się, że w końcu wrócił. Może i był miłym i puchatym liskiem, ale te miły i puchaty lisek miał się nijak do mojej słodkiej Owieczki, która przynajmniej nie gryzie do krwi. Gdybym tylko mógł, przytuliłbym się do niego i nigdy nie puszczał, ale na to sobie pozwolić nie mogłem, miałem pracę do wykonania.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz