A więc dobrze myślałem, że Mikleo brakowało seksu. Tylko czemu mi o tym nie mówił? I do samego końca udawał, że wcale nie chce? Przecież jego potrzeby są ważne, jak nie ważniejsze od moich, więc powinien mi o nich mówić. Zwłaszcza, że ja już dobrze wiedziałem, jakie to jest paskudne uczucie i nie chciałbym, by mój mąż musiał przez to przechodzić. No ale jak ja mam zadbać o jego potrzeby, jak mi o nich nie mówi? I uważa, że stosunek przed snem to głupi pomysł. Przepraszam bardzo, ale czego on się po mnie spodziewa? Przecież ja mam same głupie pomysły, myślałem, że już się tego nauczył.
- O mnie się nie martw, dopilnuję, byś miał wszystko, czego tylko zapragniesz – powiedziałem cicho, opatulając się kocem tak, by jego tu pod nim nie było. Nie chciałem, by mojemu mężowi było za gorąco, zwłaszcza, że tu się w kominku pali, i ja też jakiś trochę taki rozgrzany jestem, a i po seksie mój mąż też jest cieplutki. Oczywiście zaraz się do niego przytuliłem, ale chociaż nie był przykryty kołdrą.
- Chcę tylko ciebie – odpowiedział, a dzięki światłu ogniska mogłem dostrzec delikatny uśmiech malujący się na jego twarzy. Mój Boże, przecież on jest przesłodki, i przekochany i zasługuje na wszystko, co najlepsze, a ja mu nie daję samych najlepszych rzeczy. Muszę to zmienić. – Dobranoc, Kaczuszko – dodał, całując mnie w usta.
- Nie lubię, jak mnie tak nazywasz – powiedziałem, delikatnie pusząc swoje policzki. Skąd mu się to wzięło? Chodzę jak kaczka? Wyglądam jak kaczka? Mam krzywe nogi, jak kaczka? Kaczka ma w ogóle krzywe nogi? Nie wiem, tak mi się kojarzy coś z tym... a może to chodziło o to, że się chodzi jak kaczka? Tak człapie jak chodzę? On mi coś próbuje przekazać jedną z tych rzeczy, że mnie tak nazywa? Nie wiem.
- Czemu? Przecież to bardzo urocze – odparł, szczerząc wesoło swoje kiełki.
- Ale ja nie jestem uroczy. Jestem męski – bąknąłem, teraz już serio czując się lekko obrażony.
- Oczywiście, mój męski mężczyzno. Idź już spać, bo nie wstaniesz jutro – przypomniał mi, a ja chcąc nie chcąc, musiałem się z nim zgodzić. Ale robię to tylko dlatego, że tak trzeba, a nie, że on mi o tym mówi.
- Wstanę, wstanę – bąknąłem, zamykając w końcu swoje oczy.
Obudziło mnie delikatne poszturchiwanie i łagodny głos Mikleo. Otworzyłem minimalnie jedno oko, dostrzegłem, że jest wczesny poranek. Rany, kto wstaje tak wcześnie... ano tak, ja. Do pracy. Jeny, ale jak to już muszę wstawać? Przecież ja sekundę temu zamknąłem oczy i już muszę wstawać? Przecież to nie ma prawa bytu.
- Już, pięć minutek... – wymamrotałem, odwracając się plecami do Mikleo i zakrywając się całkowicie kołdrą. Pięć minutek żadnej różnicy nie zrobi, po prostu... kawy nie wypiję, czy coś, i zdążę, na pewno.
- Sorey, Hana się źle czuje, pomożesz mi z nią? – na te słowa podniosłem się od razu do siadu.
- Jak to źle się czuje? Chora jest? Ma gorączkę? Wymiotuje? Czy... to była podpucha, prawda? – bąknąłem, widząc jego minę.
- Jakoś musiałem cię dobudzić – stwierdził, całując mnie w nos.
- To było okrutne, naprawdę myślałem, że coś się jej stało – mruknąłem, przecierając twarz dłonią. Ale bym się znów położył w łóżeczku, opadł na poduszkę, wtulił się i zakopał pod kołdrą... czemu noc tak szybko mi minęła? I kiedy się t stało? To w ogóle jest niesprawiedliwe...
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz