wtorek, 26 września 2023

Od Mikleo CD Soreya

 Nie miałem do męża pretensji ani nawet żalu, nie wiedział przecież, że jego prezent może przemienić mnie w lisa, jestem pewien, że gdyby wiedział, nie dostałbym tego prezentu, a więc jak mógłbym być na niego zły?
Nie chcąc, aby się obwiniał, szturchnąłem jego dłoń łebkiem, machając delikatnie ogonem, starając się mu przekazać w jakiś sposób, że nie jestem zły.
- Nie rozumiem Miki - Powiedział, a ja kładąc po sobie uszy, przytuliłem się do niego, nie mogąc inaczej mu okazać, że nie mam do niego żalu ani pretensji kochałem go nad życie i dlatego nie mógłbym się złościć za coś takiego.
Tej nocy trwałem przy nim cały czas, grzejąc go swoim futerkiem, chcąc, aby spał snem spokojnym, może to nie łóżko, ale widząc, jak zmęczony jest, nie chciałem go już budzić ze snu, pozwalając mu odpocząć.

Rano, gdy obudził mnie mój brzuszek, podniosłem się z męża, za pomocą pyska nakrywając go kocem, nie było to proste, ale zawsze było warto próbować.
Zgłodniały zacząłem chodzić po kuchni, zastanawiając się, do czego jestem w stanie się dostać, niestety wszystko było zbyt daleko, co przyznam, nie było pocieszające.
Niezadowolony w pierwszej chwili chciałem obudzić Soreya, ale widząc, jak słodko śpi, uspokoiłem się, nasłuchując dziwnych dźwięku dochodzących z pokoju dzieci, zmartwiony, a i zaciekawiony nowymi dźwiękami ruszyłem do pokoju maluchów, gdzie okazało się, że już nie spały, nie będąc zbyt wiele w stanie zrobić, zbliżyłem się do ich wspólnego łóżeczka, zwracając ich całą uwagę. Maluchy widząc mnie, zaśmiały się głośno, wyciągając do mnie swoje łapki, no i co ja miałem zrobić? Musiałem teraz z nimi trochę tu posiedzieć zajmując sobą, nim tatuś się obudzi.
Wiedząc, że tego pożałuje, wskoczyłem do łóżeczka, dając się tulić, szarpać za ogon, a nawet uszy, czego się nie robi dla dzieci.
Maluchy chyba wciąż były zmęczone, bo gdy tylko trochę mnie po męczyły, przytuliły się do mnie, zasypiając. Przyznam jak raz były dla mnie za ciężkie, oby tylko Sorey w końcu wstał.

- Hej co tu robisz? - Usłyszałem po prawie godzinie, zostając uwolnionym od dzieci, które mimo mojego braku wciąż spały.
- Zajmuję się dziećmi, żebyś mógł spać - Powiedziałem, na chwilę zapominając, że on mnie przecież nie rozumiem, ta przemiana jest jeszcze gorsza niż poprzednio.
- Nic nie rozumiem - Powiedxial stawiając mnie na ziemi, słysząc moje burczenie w brzuszku. - To za to już jest zrozumiałe, chodź, coś ci zrobię do jedzenia - Odezwał się cicho, wychodząc z pokoju maluchów, gdy ja ruszyłem, a nim już nie mogąc się doczekać jedzenia.
Sorey przez cały czas, gdy jadłem patrzył na mnie, co przyznam, lekko mnie poszło, nie chciałem, aby na mnie patrzono, nie wyglądałem teraz najlepiej.
W tym patrzeniu było jednak coś smutnego, on chyba nadal się obwiniał, a ja czułem to dzięki swojemu zwierzęcemu instynktowni, a jednak do czegoś się przydał.
Podchodząc do męża, wskoczyłem mu na kolana, stając na dwóch tylnych łapach, przednie opierając na jego ramionach, przytulając się do niego. I naprawdę w tej chwili nie obchodziło mnie, jak wyglądałem, chciałem pocieszyć męża i tylko to się liczyło.

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz