Delikatnie napuszyłem poliki na jego słowa, z nich akurat się nie ciesząc. Co jak co, ale to nie było miłe. Ja tu się dla niego staram, pilnuję, by mu było dobrze, by mu niczego nie brakowało, by nasz ślub, który już na pewno będę pamiętał, był wyjątkowy i niezwykły, i najlepszy na świecie... już nie mówiąc o obrączkach, które tym razem zamówiłem z mocniejszego i na pewno piękniejszego materiału niż to srebro głupie, co się samo z palców zsuwa, a on mi tu takie brzydkie rzeczy mówił. To miłe na pewno nie było.
- Nie zachowuję się jak pięciolatek – bąknąłem, prychając cicho. – Ja nawet nie mam pięciu lat – dodałem, wyginając usta w podkówkę. Co jak co, ale zachowuję się znacznie dojrzalej. No i gdybym miał tylko pięć lat, na pewno bym go nie doprowadził do takiego stanu, jak te kilka minut temu.
- Czyli w moich oczach zachowujesz się bardziej dojrzale – próbował załagodzić sytuację, ale ja tak czy siak wiedziałem, co mu tak naprawdę po głowie chodzi.
- Mhm, akurat, po prostu jestem dzieckiem w twoich oczach. A ja dzieckiem nie jestem, jestem dorosłym mężczyzną, który dba o to, byś miał w życiu dobrze – mruknąłem, patrząc na niego z wyrzutem.
- Wiem, i bardzo to doceniam, mój męski mężczyzno – usłyszałem w odpowiedzi i zaraz poczułem, jak mój mąż całuje delikatnie moje usta. Początkowo chciałem to zignorować, udać niedostępnego i urażonego, bo urażony zostałem, ale jakoś tak samo wyszło, że odwzajemniłem jego pocałunek. Tak już mam, że jak czuję jego usta na swoich, no to muszę odpowiedzieć.
- To powinieneś bardziej to okazywać, bo ja się nie czuję doceniony – bąknąłem, kiedy Mikleo się ode mnie odsunął, przytulając się do mojego ciała i kładąc głowę na mojej nagiej klatce piersiowej.
- Obiecuję, że będę – odparł, a następnie ziewnął dosyć mocno. Chyba ktoś tu jest zmęczony... tylko czym on się zmęczył? Przecież aż tak go nie wymęczyłem. Może jeszcze musi do siebie dojść po jego lisiej przygodzie. Na szczęście mu się nic nie stało, i Hana ma nową błyskotkę, i chyba wszyscy są miarę zadowoleni. Tylko ja nie jestem, bo okazałem się być beznadziejnym mężem.
– Trzymam cię za słowa. A teraz chodźmy spać, musisz odpocząć – powiedziałem, przyglądając się mu z uwagą. Mogłem się na niego obrażać, ale kiedy widzę, że mój mąż nie jest w najlepszym stanie, to wszystko przemija mi jak ręką odjął.
– Mhm, dobranoc – wymruczał, zamykając oczy i wtulając się w moje ciało. No i jak ja mogłem na niego się obrażać...? Na taką słodziutką Owieczkę? No nie mogłem. Pocałowałem go w czoło i sam zamknąłem oczy, chcąc trochę się zdrzemnąć. Jeszcze jutro posiedzę w domu, zobaczę, jak będzie się zachowywał i czuł mój mąż, i jak będę miał sto procent pewności, że Mikleo czuje się dobrze, to będę mógł zabrać się za pracę. Teraz to dopiero będzie mi trochę ciężko, bo się zima zbliża, a jak wiadomo, ja i zima się strasznie nie lubimy. Nawet pomimo tej drobnej niedogodności będę pracował więcej i zarobię na nasz ślub. No bo jak nie ja, to kto?
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz